WP SportoweFakty: W najbliższą niedzielę Stal Gorzów zmierzy się w pierwszym meczu finałowym z Get Well Toruń na Motoarenie. Jak ocenia pan szanse obu zespołów na zdobycie Drużynowego Mistrzostwa Polski?
Jerzy Synowiec: Każdy kibic Stali powie tak: Stal wygra i nie ma o czym dyskutować. To jednak tylko życzenie. Kierując się nie sercem, a chłodną kalkulacją, to oceniam szanse pół na pół. I Get Well i Stal mają wiele argumentów za.
Jakie są mocne i słabe strony obu zespołów?
- Torunianie początek i środek sezonu mieli słaby. Dopiero w końcówce pokazali się z dobrej strony. Liderzy Get Well, którzy zawodzili w wielu meczach, teraz jadą koncertowo. Pokazali to w meczach z Zieloną Górą. Jeżeli chodzi o Stal, to ona miała znakomity początek sezonu, a potem było gorzej, chociaż w końcówce dwaj zawodnicy, którzy moim zdaniem bardzo zawodzili, mianowicie Jepsen Jensen i Cyfer, poprawili się w swojej jeździe. Ekipa z Torunia ma jedną dziurę w składzie. Drugiego juniora w zasadzie nie ma wcale. Kopeć-Sobczyński jest bardziej sztuką, a nie zawodnikiem. Na wyjazdach Kacper Gomólski jest z kolei zawodnikiem, który nie istnieje. Pozostała piątka to są jednak żużlowcy, z których każdy może zrobić 10 punktów, czy u siebie czy na wyjeździe. Hancock, Holder, Miedziński i Vaculik to jest moc. Stal u siebie nie ma ani jednego beznadziejnego ogniwa. Natomiast na wyjazdach zawodzili do tej pory Cyfer i Jepsen Jensen oraz w dużej mierze Zagar. Żeby wygrać dwumecz z Get Well Toruń, to nie może być tak, że ci zawodnicy pojadą słabo na dwa czy trzy punkty. Każdy musi gryźć tor, inaczej Stal sobie nie poradzi. Koncertowe jazdy Zmarzlika nie wystarczą. Musi być kilku zawodników, którzy będą mu dorównywać.
ZOBACZ WIDEO: Żużlowa prognoza pogody na niedzielę
Czy wyniki z rundy zasadniczej mogą być jakimś odzwierciedleniem tego, na co stać obie ekipy w finale?
- Wiemy, że bywa bardzo różnie. Torunianie w rundzie zasadniczej ponieśli klęskę w Gorzowie, ale drugi raz takie sytuacje z reguły nie mają miejsca, co pokazały półfinały.
Jakie jeszcze inne czynniki uważa pan za istotne w tym dwumeczu? Coś, co może przechylić szalę na jedną ze stron.
- Szanse są pół na pół, zwłaszcza, że i jeden i drugi zespół ma doświadczonego menedżera. My Chomskiego, oni Gajewskiego. Nie ma tutaj niczyjej przewagi.
Kibiców będzie komplet, stadiony są dwa najlepsze w Polsce. Także głód sukcesów jest podobny, ponieważ obie drużyny wielokrotnie były mistrzami Polski. Nie ma wyraźnych oznak, że coś jest zdecydowanie lepsze u jednych, co mogłoby przeważyć.
O zespole toruńskim mówi się, że wynik ciągną tam zagraniczni żużlowcy. Wydaje się, że postawa Polaków może być decydująca.
- W rundzie zasadniczej te wyniki nie miały tak dużego znaczenia, a teraz każde "oczko" ma znaczenie kapitalne. Osobiście wolałbym jeździć pierwszy mecz w Gorzowie i bronić przewagi u przeciwnika, bo boję się, że strata większej liczby punktów będzie niezwykle trudna do odrobienia, bo oni mają takich liderów, podobnie jak Falubaz, którzy rezerwami taktycznymi mogą trzymać wynik na kilka punktów. W Toruniu żaden z naszych zawodników nie może dać plamy. Wystarczy przegrać dwa biegi 1:5 i resztę zremisować po to, by były wielkie problemy z odrobieniem straty u siebie. Trzeba tam trzymać wynik na styku. Jeżeli nie wygrać, to przegrać bardzo niewiele. Przypomnę mecz sprzed 20 lat, kiedy słaba, niedoceniana Częstochowa jechała właśnie z Apatorem. Włókniarz u siebie wygrał 10 punktami, a w rewanżu w Toruniu mrożono już szampany. Nie było żadnych wątpliwości, że ta strata zostanie błyskawicznie odrobiona. Co się stało? W dwóch pierwszych biegach Częstochowa wygrała po 5:1 i było 18 punktów przewagi. Apator wprawdzie wygrał mecz (46:44 - dop. red.), ale strat nie odrobił.
Co z gorzowską drugą linią?
- Nie może być podziału na pierwszą i drugą linię. Zagar nie może jechać, licząc że ktoś zrobi za niego punkty, a on nie musi. Nie ma takiej możliwości. Siódemka zawodników musi pojechać na maksa, bo inaczej nie będzie mistrza Polski.
Przed nami jeszcze mecze finałowe, ale już teraz można pokusić się o pewne oceny. Jaki to był sezon dla Stali?
- Jeżeli jedzie się w finale play-off, to trudno mówić, że to zły wynik. Bycie w finale, zwłaszcza że można przegrać nawet punktem, zdobycie srebra to też sukces. Świetna frekwencja na meczach to także sukces.
Pana zdaniem gorzowskiej drużynie potrzebne są zmiany personalne? Czy pozostać powinien choćby Michael Jepsen Jensen?
- Moim zdaniem ten zespół nie jest perspektywiczny. Pozostawienie tego składu w przyszłym roku na pewno nie będzie gwarantowało finału play-offów. Cyfer będzie seniorem i nie za bardzo widzę jego miejsce w załodze. Co do Jepsena Jensena, to to, że pojechał jeden mecz lepszy, niczego nie oznacza. Pozbyłbym się go bez najmniejszego żalu. To był chłopak, który miał papiery i talent, a robi siarę, przywożąc zera w co drugim meczu. Jedno czy dwa dobre spotkania nie mogą świadczyć o tym, czy zawodnik jest przydatny. Kibice chcą cały sezon oglądać ambitną jazdę.
Co z resztą zawodników?
- Zastanowiłbym się nad Zagarem. Z tego, co piszą już dzisiaj, on sam szuka innego klubu na przyszły rok. Tak być nie powinno. Taka informacja w ogóle nie powinna wyjść. Jeżeli on to robi, to znaczy, że nie zasługuje, by być w Stali w przyszłym roku. Takie rzeczy mogą wypływać po play-offach, a nie przed.
Kto na pewno powinien zostać?
- Jestem spokojny o jednego zawodnika - Bartka Zmarzlika. Cały sezon jedzie na maksa, natomiast reszta miała wahania. To jest zespół z potencjałem, na mistrza, ale tak samo można powiedzieć o Get Well.
Wspomniał pan o tym, że Adrian Cyfer będzie seniorem. To samo czeka Bartosza Zmarzlika, co oznacza zmianę na pozycjach juniorskich. Prezes Zmora nie wyklucza wzmocnień z zewnątrz. Co pan sądzi na ten temat?
- Nie ma takich juniorów, którzy by stanowili większą wartość niż Rafał Karczmarz. To byłby błąd, gdyby myślano o ściągnięciu juniora z zewnątrz, zamiast wykorzystywać naszych młodzieżowców. Karczmarz się nadaje w przyszłym roku do Ekstraligi bez dyskusji. Być może wróci Nowacki. Mamy grupę juniorów i tam trzeba szukać rozwiązań. W żużlu ten element łączący kibiców z miastem jest ważny. Jeżeli pozbędziemy się nawet juniora, to będzie zły znak i poza Zmarzlikiem nie będzie gorzowian w składzie. Tak nie powinno być.
Po raz kolejny pojawia się więc kwestia wychowanków...
- Każdy szanujący zespół ma wychowanków w składzie. Toruń przyjedzie z wychowankami, a Leszno mogłoby spokojnie jeździć z samymi chłopakami z Leszna. To jest dobry kierunek. Jeżeli od tego odeszliśmy, to powinniśmy do tego wrócić, bo to nakręca miasto, a nie tylko i wyłącznie armia zaciężna. Co robi Zmarzlik? Pełne trybuny.
Biorąc jednak pod uwagę sam wynik sportowy, to jeśli w przypadku gorzowskich młodzieżowców nie byłby on zadowalający, to kto mógłby być wzmocnieniem?
- Skąd wziąć takiego juniora? Oni są tylko w ekstralidze. Tylko Leszno ma trzech dobrych juniorów, ale żadnego z nich nie wypuści. Jest dobry Kacper Woryna w Rybniku czy odkrycie sezonu, Oskar Bober, w Orle Łódź, to też nikt ich nie puści, bo muszą mieć juniora. Jak patrzy się na listy Srebrnego czy Brązowego Kasku, to jest kilku zawodników z topu, a reszta kompletna bieda.
Rozmawiał: Marcin Malinowski