Drugi junior w hierarchii Get Well Toruń do tej pory pojechał w PGE Ekstralidze w 27 biegach i tylko 4 z nich zakończył na punktowanej pozycji. Statystyki nie są mocną stroną 17-latka, ale nie można mu odmówić ambicji. Igor Kopeć-Sobczyński w niedzielę postraszył żużlowców Stali Gorzów. - Uważam, że moja postawa była zadowalająca. Zawsze jechałem w kontakcie z rywalami, byłem też blisko Mateja Zagara i Nielsa Kristiana Iversena. Gdzieś tam udało się nawiązać z nimi walkę. Jest więc dobrze, a moja jazda z biegu na bieg będzie wyglądać coraz lepiej. Jestem pozytywnie nastawiony - powiedział po meczu (49:41) młody żużlowiec.
Kibice mocno dopingowali swojego żużlowca zwłaszcza w wyścigu szóstym, w którym Kopeć-Sobczyński do końca ścigał wspomnianego Mateja Zagara. 17-latek cały czas jechał w kontakcie ze Słoweńcem, a na ostatnim okrążeniu niemal go wyprzedził. - Czułem, że byłem szybszy od Mateja. Popełniłem jednak błąd, bo przyciąłem pod niego, ale on przewidział mój ruch i zamknął mnie przy krawężniku. Teraz mogę sobie gdybać, ale gdybym pojechał za niego, to miałbym większe szanse żeby zdobyć punkt w tym wyścigu - wytłumaczył wychowanek Aniołów.
Torunianie mają ośmiopunktową zaliczkę, która na tym etapie rozgrywek wydaje się być solidna. Choć przewaga mogła być wyższa, żużlowcy z grodu Kopernika cały czas mają szansę na złoty medal. - W Gorzowie jechałem tylko jeden raz i to dopiero w tym roku. Nie jest to łatwy tor, ale z każdym występem jedzie się coraz lepiej. Osiem punktów to ani dużo, ani mało. Niezależnie od przewagi, jaką udało nam się wywalczyć, uważam, że w Gorzowie mamy szansę. Będziemy walczyć z całych sił - zapowiedział Kopeć-Sobczyński.
Ogromny wpływ na rozwój wychowanka Aniołów ma Robert Kościecha, który po zakończeniu poprzedniego sezonu został trenerem w toruńskiej drużynie. - Jeżdżę dość krótko, ale jak to się mówi, kilku trenerów już przeżyłem i mogę stwierdzić, że lepszego nie mieliśmy. Może to brzmi jakbym się podlizywał, ale na serio jest super: atmosfera, podejście. Widać to też po postępach. Na początku sezonu jeździłem między biegami w sparingach i nie potrafiłem płynnie pokonywać łuków. Teraz udaje mi się nawiązywać walkę w Ekstralidze. To mówi samo za siebie - zauważył młody żużlowiec.
17-latek podczas sezonu miał problem ze startami, ale pomogła mu niekonwencjonalna metoda Kościechy. - Może to jest dziwny sposób, ale nigdy nie zapomnę jak w Częstochowie na zawodach podnosiło mnie ze startu, a mam nawyk odchylania się z miniżużla. Robert wziął szarą taśmę, kazał mi usiąść na motocyklu w kasku i pochylić się jak do startu. Okleił mnie całego, przesiedziałem tak cały kolejny bieg i jak wszyscy się pośmiali, to zrozumiałem, że głowę trzeba trzymać. Teraz widać efekty - opowiedział wyraźnie rozbawiony junior.
ZOBACZ WIDEO: Tak Kajetanowicz jechał po drugi z rzędu tytuł ERC