WP SportoweFakty: Grand Prix w Toruniu może przybliżyć do tytułu mistrzowskiego Jasona Doyle'a czy większe szanse na powrót na pozycję lidera klasyfikacji daje pan Gregowi Hancockowi?
Jacek Gajewski: Różne scenariusze są możliwe. Greg Hancock na pewno ma przewagę, bo jest zawodnikiem Get Well Toruń i jeździ na tym torze na co dzień. Toruński tor nie powinien dla niego stanowić jakichkolwiek problemów i nie być żadną zagadką.
Nawierzchnia może być podobna do tej, jaka bywała podczas meczów ligowych, czy podczas Grand Prix będzie inna?
- Nie sądzę, by były jakieś różnice. Podczas Grand Prix tor przygotowywany jest podobnie jak na ligę. Nie widzę także potrzeby, by cokolwiek zmieniać. Podczas zawodów ligowych jest to tor bezpieczny, który stwarza możliwość walki na całej długości i szerokości. Jestem przekonany, że tor będzie bezpieczny i jego przygotowanie dostarczy kibicom ogromu emocji, wynikających z możliwości ścigania się i wyprzedzania na dystansie.
Jason Doyle także zna obiekt w Toruniu, bo ścigał się na nim w poprzednim sezonie. Atut Hancocka nie jest zatem chyba aż tak duży?
- Rzeczywiście, zna ten obiekt. Jeździł przecież w Toruniu cały poprzedni sezon. W meczu ligowym, zwłaszcza tym w półfinale play-off w tym sezonie, wypadł bardzo dobrze. Dużej przewagi Grega Hancocka w kontekście toru nie doszukiwałbym się.
Czyli raczej nowego mistrza świata w Toruniu tym razem pewnie nie poznamy?
- Nie wydaje mi się, żeby Doyle pojechał tak bardzo dobry turniej, a Hancock tak słaby, żeby już ta sprawa rozstrzygnęła się w Toruniu. W drugą stronę też nie spodziewam się, że Greg Hancock, który już teraz ma stratę 5 punktów, jest w stanie wypracować taką przewagę, by móc cieszyć się z tytułu mistrza świata. To są po prostu za małe różnice. Wszystko rozstrzygać będzie się w Australii i myślę, że będzie to dotyczyć już tylko tych dwóch żużlowców, czyli Hancocka i Doyle'a.
ZOBACZ WIDEO: Brak możliwości awansu Lokomotivu pokazuje słabość dyscypliny
Jest dla pana zaskoczeniem postawa Jasona Doyle'a? Szczególnie w Grand Prix Australijczyk spisuje się niesamowicie. W lidze także jedzie dobrze, ale to co wyprawia w Grand Prix przechodzi momentami ludzkie pojęcie...
- W lidze od połowy sezonu, a może nawet trochę wcześniej, bo już w końcówce maja czy na początku czerwca zaczął bardzo dobrze jechać, też spisywał się bez zarzutu. Wcześniej miał trochę problemów. Zdarzały mu się pojedyncze słabsze mecze czy wyścigi, ale w lidze też jedzie dobrze. Druga część sezonu w Grand Prix w wykonaniu Doyle'a jest rewelacyjna.
Ustrzelił hat-tricka, co niezwykle rzadko zdarzało się w 22-letniej historii cyklu. Jason Doyle może wygrać czwarty raz z rzędu podczas Grand Prix w Toruniu? Czy może jednak na Motoarenie, którą wszyscy żużlowcy dobrze znają, zadecyduje dyspozycja dnia lub łut szczęścia?
- Faktycznie, wszyscy znają ten obiekt, bo często odbywają się tutaj różne zawody, nie tylko Grand Prix czy liga, ale także SEC lub Speedway Best Pairs. Czasami nawet dochodzi do sytuacji, tak jak w ubiegłym roku, że zawodnik, który wygrał Grand Prix, czyli Nicki Pedersen, w ogóle nie uczestniczył w treningu. Znajomość toru w Toruniu przez czołowych zawodników jest bardzo dobra.
Co pana zdaniem może zatem przesądzić o sukcesie Jasona Doyle'a bądź Grega Hancocka?
- Myślę, że mistrzostwo świata może rozstrzygnąć się w sferze mentalnej. Dotyczy to zwłaszcza Jasona Doyle'a, bo Greg Hancock już zdobywał tytuły i wie, jak do tego się dochodzi w tych decydujących momentach. Doyle po raz pierwszy w swojej karierze znalazł się w sytuacji, że może zostać mistrzem świata. Wydaje mi się, że stać go na to, by zdobyć tytuł. Zobaczymy, jak zadziała na niego presja. Czasami bywało tak, że żużlowcy, którzy byli bardzo blisko zdobycia tytułu mistrza świata, przegrywali swoją szansę w ostatnich chwilach. W decydujących momentach wkradała się nerwowość, paraliż, trema i właśnie te sprawy mentalne sprawiały, że przegrywali tytuł.
(Ciąg dalszy na kolejnej stronie)
[nextpage]Jason Doyle uchodzi za najszybszego żużlowca na świecie. Australijczyk tak bardzo góruje nad rywalami sprzętowo?
- Nie tylko. To jest pochodna dwóch rzeczy. Tego, że na pewno ma bardzo dobry sprzęt, bo na słabym czy średnim aż tak dobrze nie byłby w stanie jeździć, ale także dyspozycji sportowej. Czasami, jak się na niego patrzy, można odnieść wrażenie, że on wygrywa łatwo. Myślę, że on po prostu dobrze jedzie. Przede wszystkim nabrał cierpliwości. W poprzednich sezonach zdarzały mu się jakieś upadki, bezsensowne wchodzenie pod zawodnika na wejściu w łuk i przewracanie rywali, co kończyło się wykluczeniami. Obecnie Doyle jest w bardzo dobrej dyspozycji sportowej. W przeszłości odnosiłem wrażenie, że Australijczyk chciał zbyt szybko nadrobić "stracony czas". Nie jest przecież najmłodszy, a dopiero teraz stał się czołowym żużlowcem i być może zostanie mistrzem świata. Nie ulega wątpliwości, że jest szybki w tym roku.
Przejdźmy do polskich występów w Grand Prix na Motoarenie, na której w przeszłości mieliśmy biało-czerwone podium, a turnieje wygrywali m.in. Tomasz Gollob, Krzysztof Kasprzak czy Adrian Miedziński. W sobotę możemy również spodziewać się sukcesu, któregoś z reprezentantów Polski?
- Myślę, że tak. Jeśli weźmie się pod uwagę, jak ci chłopcy jeździli wcześniej w Toruniu, to można być optymistą. Zwłaszcza ostatni finałowy mecz Bartosza Zmarzlika, który uratował Stali Gorzów pewnie złoty medal. Gdyby bowiem powtórzył wynik z rundy zasadniczej, nasza przewaga byłaby większa. Zmarzlik pojechał w Toruniu bardzo dobry mecz i dlatego skończyło się tylko na ośmiu punktach różnicy. Wydaje mi się, że Bartosz Zmarzlik powinien pojechać dobry turniej Grand Prix w Toruniu.
Zwłaszcza, że walczy nadal o brązowy medal...
- Dokładnie. Ma medalowe szanse. Niedawno jechał w Toruniu i jest bardzo zmotywowany. Młody Polak może na Motoarenie przedłużyć swoje szanse na medal IMŚ w Melbourne. Po Zmarzliku spodziewam się bardzo dobrej jazdy.
A pozostali Polacy?
- Zarówno Piotr Pawlicki jak i Maciej Janowski w Toruniu dobrze wypadali. Tor im odpowiadał i powinni być w czołówce.
Tym bardziej, że dobrym występem w Toruniu mogą praktycznie "przyklepać" sobie pozostanie w cyklu na kolejny sezon...
- No właśnie. Obaj mają o co jechać. Zwłaszcza dla Pawlickiego w debiucie w Grand Prix, utrzymanie w cyklu, byłoby bardzo dobrym wynikiem. Maciej Janowski ma też o co walczyć i podobnie jak Zmarzlikowi, motywacji do dobrej jazdy nie powinno im zabraknąć.
A co może zwojować jadący z dziką kartą Paweł Przedpełski?
- Jedzie na swoim torze i powinien w zaprezentować się w miarę dobrze. Dla niego dodatkową motywacją może być to, co się stało w zeszłym roku, kiedy przez kontuzję stracił udział w tych zawodach. Chciał jechać, ale stan zdrowia nie pozwolił mu na występ w Toruniu. Teraz bardzo zależało mu na tej dzikiej karcie. Chce zmierzyć się w z czołówką światową w imprezie takiej rangi. Fajnie, że mamy czwórkę młodych chłopaków i jestem przekonany, że dostarczą nam sporych emocji.
Rozmawiał: Maciej Kmiecik