"Nie tak miało być". Wspomnienie Krystiana Rempały

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Krystian Rempała
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Krystian Rempała

22 maja 2016 roku. Mecz PGE Ekstraligi w Rybniku. ROW podejmuje Unię Tarnów. Stadion przy Gliwickiej wypełniony po brzegi. Wrzawa, tumult, doping towarzyszący jak każdemu spotkaniu. Wyścig drugi. Cisza. Łzy. Modlitwa.

To wspomnienie młodego, odważnego człowieka, który zdecydował się realizować swoje marzenia. Podporządkował im całe swoje krótkie życie. W majową niedzielę zostało ono brutalnie przerwane. Miał tylko 18 lat. Przez tydzień jeszcze walczył, a w tej walce nie był osamotniony, bo wspierała go cała Polska. Kibice żużla jak zwykle w dramatycznej sytuacji potrafili się zjednoczyć. "Krystian walcz!" - zdominowało wszelakie media społecznościowe.

Niestety nigdy nie było mi dane z Krystianem Rempałą porozmawiać. Żałuję, bo byłoby o co pytać tak utalentowanego zawodnika. "Następnym razem" - pomyślałem, gdy, jak się okazało, widziałem go na żywo po raz ostatni. Było to w kwietniu po zawodach zaplecza kadry juniorów w Częstochowie. Krystian zajął w nich czwarte miejsce. Mógł być drugi, lecz w wyścigu dodatkowym posłuszeństwa odmówiła jego maszyna. On się tym specjalnie nie przejął i dość długo garstce kibiców prezentował swoje niemałe umiejętności jazdy na jednym kole.

Jak o nim myślę, przed oczami mam obraz szczupłego chłopca ubranego w niebieskie jeansy, bluzę z kapturem oraz z czapką z daszkiem na głowie, spod której powiewały kruczoczarne włosy. Ciągnął za sobą walizkę po częstochowskim parku maszyn w stronę boksu, gdzie jego tata Jacek sprzątał motocykle. Owa walizka wydawała się być cięższa i większa od tego spokojnego nastolatka. "Jak on jest w stanie utrzymać żużlową maszynę?" - głowiłem się. A na torze ten chłopiec zamieniał się w tajfun, zaś pięćsetkę prowadził z lekkością.

Żużel w rodzinie Rempałów to jak niedzielny rosół w porze obiadowej w polskim domu. Ścigał się wujek Krystiana Grzegorz, w dalszym ciągu robią to również wujkowie Tomasz i Marcin, jeździł też oczywiście jego tata, wspomniany Jacek. Dzięki starszej siostrze Krystiana, Martynie Rempale, wiemy, że odkąd Krystian odrósł od ziemi interesowały go motocykle. Krok po kroku czynił postępy. Przeglądając archiwalne zdjęcia nietrudno dostrzec, że taty nie odstępował ani na chwilę. Podpatrywał i słuchał. Nauka nie poszła w las. W lidze zadebiutował w wieku 16 lat. Spełnił też jedno z marzeń swojego ojca, gdy właśnie z nim w parze odniósł podwójne zwycięstwo. A żużlowi fachowcy przyglądali się Krystianowi, tak jak On przyglądał się tacie, i przepowiadali: "on będzie najlepszy z klanu Rempałów".

O Krystianie najwięcej mówią jego najbliżsi. Jaki był w domu, jakie miał hobby, co Go inspirowało. Na przykład image Dakoty Northa, na którym wzorował się zapuszczając włosy. Z tych wszystkich relacji możemy wysnuć wniosek, że niczym nie odróżniał się od pełnych energii, chęci życia i realizacji dziecięcych marzeń nastolatków. "Mamo, słuchaj, mówią o mnie" - miał wspomnieć podczas wspólnej podróży samochodem ze swoją mamą, gdy w radiu przekazywano sportowe wiadomości. Jechał jako pasażer, bo egzamin na prawo jazdy miał zdawać po meczu w Rybniku...

My, dziennikarze i wy, kibice, możemy oceniać Krystiana po tym, jak sprawował się na torze. A na nim radził sobie niekiedy jak stary wyga. Znakomicie spisał się na przykład w meczu w 2015 roku w Tarnowie. Tamtejsza Unia podejmowała rzeszowską Stal, w barwach której ówcześnie startował Krystian. Rzeszowskie Żurawie przegrały w Mościcach 42:48, ale Krystian zdobył dla nich 12 punktów i 2 bonusy. Obok Grega Hancocka był najskuteczniejszym zawodnikiem Stali w tym spotkaniu. Na dobrą sprawę sezon w 2015 roku był takim, w którym Krystian zaczął rozwijać skrzydła. I właśnie będąc u progu swojej wielkiej kariery wraz z kolegami z narodowej drużyny sięgnął po Drużynowe Mistrzostwo Europy Juniorów.

W 2016 roku miał tylko potwierdzić, że jego sportowy rozwój przebiega prawidłowo, że w najbliższych latach dołączy nie tyle do czołówki polskich młodzieżowców, bo wśród nich już był, a do wkraczającego w wielki speedway żądnych sukcesów nowego pokolenia. Wraz z innymi juniorami testował w tym roku przed Grand Prix Polski tymczasowo ułożony tor na Stadionie Narodowym. Realizacja marzeń szła pełną gębą.

Informację o wypadku Krystiana Rempały otrzymałem za pośrednictwem Facebooka od kolegi. Początkowo sądziłem, że w najgorszym przypadku poszkodowany opuści szpital z drobnymi zadrapaniami. Jednakże kolejne minuty przynosiły coraz smutniejsze informacje. Gdy przeczytałem, że "spadł kask", że "zawodnik nie odzyskał przytomności", że wzywany jest helikopter ratowniczy - łzy same cisnęły się do oczu. Pomalutku zaczęło do mnie docierać, że Krystian staje do najpoważniejszej walki w swoim życiu. O życie właśnie.

Walczył dzielnie, co do tego nie mam wątpliwości. Dla swoich najbliższych przede wszystkim. Dla mamy, która smażyła mu naleśniki, dla taty, który zagłębiał go w tajniki żużlowego rzemiosła, dla siostry, którą woził na swoich maszynach. Z toru zapamiętam go jako zawodnika, który nie odpuszczał do ostatnich metrów. To z kolei świadczy o charakterze. Dodawaliśmy mu sił modląc się, czy też po prostu, niby zwyczajnie, ale jednak z wielką siłą, życząc powrotu do zdrowia. Wstrzymywaliśmy oddech otrzymując nowe informacje na jego temat. Budował nas choćby promyk nadziei.

Życie Krystiana Rempały zakończyło się 28 maja 2016 roku w klinice w Jastrzębiu-Zdroju. Urodzony 1 kwietnia 1998 roku, zmarł w wyniku odniesionych obrażeń na torze w Rybniku, podczas spotkania ROW-u z Unią Tarnów. Cisza. Zaduma.

Żużel, ten piękny i emocjonujący sport, ale jednocześnie brutalny i bezwzględny, zebrał kolejne żniwo. Tym razem jednak stanowczo przesadził. Zabrano nam znakomitego dzieciaka, emanującego wiarą we własne możliwości. Osobiście wierzę, że jeszcze porozmawiamy. Będzie to jednak rozmowa wykraczająca poza ziemskie możliwości. Zdecydowanie - nie tak miało być.

Krystian! Spoczywaj w pokoju!

Mateusz Makuch 

Źródło artykułu: