Martin Vaculik: Wpis Dowhana obraża mnie jako człowieka

WP SportoweFakty / Dawid Lis / Martin Vaculik
WP SportoweFakty / Dawid Lis / Martin Vaculik

Martin Vaculik to nowy zawodnik Stali Gorzów. Do żółto-niebieskich Słowak jednak trafić mógł już wcześniej. W przyszłym sezonie czeka go także powrót do Grand Prix. - Marzeniem będzie utrzymanie w cyklu - przyznał.

Kiedy zaczął pan myśleć o przejściu do Gorzowa?

Martin Vaculik: Tak naprawdę, to rozmowy ze Stalą Gorzów o występach w tym klubie były już kilka lat temu. Jednak jakoś tak los chciał, że dopiero teraz to się udało.

Co wcześniej stało na przeszkodzie?

- Jeździłem długo w Tarnowie. Rozmowy o przejściu do Gorzowa były już w tamtych czasach. Wtedy jednak jeszcze sam do końca nie wiedziałem, czy chcę odejść z Tarnowa. To był praktycznie mój drugi dom. Znałem bardzo dobrze tor, wszystko mi tam pasowało. Nauczyłem się tam wszystkiego, czego tylko mogłem. Zdałem sobie sprawę, że już niczego więcej się tam nie nauczę i dla dalszego rozwoju chciałem znaleźć tor i klub, który da mi to, czego nie dał mi Tarnów. Tam zebrałem sporo doświadczenia. Jeśli jednak chcę się stać uniwersalnym zawodnikiem, to muszę też szukać innych owali, innych nawierzchni. Jednym z takich torów jest gorzowski.

ZOBACZ WIDEO Bartosz Zmarzlik: Mógłbym znaleźć u siebie sporo błędów

Z Tarnowa trafił jednak pan do Torunia, a Stal Gorzów to szósty pana klub w Polsce.

- Nie jestem zawodnikiem, który lubi co rok zmieniać klub. W Toruniu też chciałem być na dłużej. To mój szósty klub, ale wcześniejsze zmiany były spowodowane spadkami drużyn. Chciałem jeździć w ekstralidze, dlatego odszedłem z Krosna. Gdybym chciał tam jeździć, to pewnie i do teraz bym się ścigał w Krośnie. Ale to tylko, jeśli nie chciałbym startować w najlepszej lidze. A tego chciałem, dlatego to mój szósty klub. Za bardzo nie chcę wracać do tematu Torunia. Naprawdę bardzo dużo dał mi ten rok, ale nie było tak, jakbym to sobie wyobrażał. Klub też może liczył na więcej ode mnie i możliwe, że nie spełniłem oczekiwań w stu procentach. Tak po prostu musiało być.

W mediach społecznościowych pojawił się m.in. wpis Roberta Dowhana, który twierdził, że był pan dogadany ze Stalą już przed finałem.

- To nieprawda! Jak przeczytałem to za pierwszym razem, to byłem naprawdę zły. Coś takiego obraża mnie jako sportowca i człowieka. Chciałem się nawet wcześniej do tego odnieść, ale stwierdziłem, że nie ma sensu reagować na takie hejty. Jestem w stu procentach profesjonalistą. Kocham to, co robię. Zawsze daję z siebie wszystko. Nieważne, czy to ostatni mecz w danym klubie, czy pierwszy. W każdym spotkaniu dałem z siebie wszystko, w finale w Gorzowie także. Absolutnie nie byłem dogadamy ze Stalą przed finałem.

Jednak podczas gali PGE Ekstraligi Krzysztof Kasprzak, robiąc sobie z panem zdjęcie, wspominał, że to nowy zawodnik Stali. Było już wtedy coś na rzeczy?

- Krzysiek zawsze dużo gada. Wtedy jeszcze nie było nic pewnego. Nie wiem skąd on to wiedział. Chyba jest jakąś wróżką (śmiech - dop. red.). Bardzo się cieszę, że jest Krzysiek w zespole, bo z nim zawsze jest dobra atmosfera.

Jaki wpływ na decyzję miał skład gorzowskiego zespołu?

- Drużyna jest bardzo ważna, to także brałem pod uwagę. Ale także pod uwagę wziąłem to, że trenerem jest pan Stanisław Chomski. Bardzo długo z nim rozmawiałem przed uzgodnieniem kontraktu w Gorzowie. Nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji szczerze porozmawiać i jest to człowiek, który rozumie ten sport. To ważne, bo chcę spotykać na swojej drodze ludzi, którzy mogą mnie dużo nauczyć. Moim celem jest to, żeby nadal się rozwijać i być najlepszym zawodnikiem na świecie. To cel każdego sportowca. Trener Chomski jest człowiekiem, który może mi w tym pomóc. Także klub chce mi w tym pomóc. Mogę czuć wsparcie ze strony klubu w zawodach indywidualnych i to jest dla mnie ważne. Nie jestem tylko produktem do robienia punktów w lidze. Nie odczuwam czegoś takiego, że jestem zagrożeniem, bo jeżdżę w GP. Mam wrażenie, że w klubie myślą w ten sposób, że jestem ich zawodnikiem, ale będą mnie także wspierać na indywidualnej drodze. To też był jeden z aspektów, dla których chciałem jeździć w Gorzowie. Chciałem jeździć z tymi zawodnikami. W Toruniu też był fajny skład i byliśmy kumplami. Była świetna drużyna, super stadion i fajni kibice. Wszystko było w porządku, ale brakowało po prostu tego czegoś.

Nie będzie pan miał problemu z wpasowaniem się do drużyny?

- Absolutnie, nie będzie z tym żadnego problemu. Znam się ze wszystkimi chłopakami. Z Krzyśkiem jeździliśmy razem w Tarnowie, z Bartkiem jeździłem w Szwecji. Przemek i Niels to też fajni zawodnicy. Wszyscy się znamy i jesteśmy kumplami. Myślę, że bez problemów przeniesiemy to na tor.

Wraca pan do GP. Jakie wnioski po 2013 roku?

- Długo myślałem. Wniosek to indywidualna opinia o czymś, a więc zostawię je dla siebie. To i tak nie da nic nikomu innemu. To też cenne doświadczenie zebrane przez lata. Na pewno wyciągnąłem dużo tych wniosków. Teraz już wiem, co robić, a czego nie. Wydaje mi się, że to będzie dobry rok dla mnie.

Zmienią się pana przygotowania z tego względu?

- Mam sprawdzony tok przygotowań pod względem kondycyjnym. Sprzętowe przygotowania zacząłem już w trakcie poprzedniego sezonu. Dużo testowałem i zmieniałem. Będę przygotowany pod każdym względem.

Wspominał pan, że chce być najlepszym zawodnikiem na świecie. O co więc będzie walka w GP w 2017 roku?

- Chcę być najlepszym zawodnikiem na świecie, ale nie mówię, że od razu w przyszłym roku. Nie chcę, żeby to było odebrane jako deklaracja walki o złoto w 2017 roku. Już raz tak myślałem i zawodnicy bardzo szybko mnie z tego wyleczyli w GP. Dla mnie sukcesem będzie objechanie tego sezonu zdrowo. Chcę być zadowolony. Chcę cieszyć jazdą kibiców, nie tylko mojej drużyny, ale wszystkich. Jestem sportowcem, ale też kibicem tego sportu. Lubię oglądać dobre wyścigi, mijanki i chcę czuć emocje. I to właśnie chcę dać ludziom. Nieważne czyj to będzie kibic. Ważne, żeby wszyscy się z tego cieszyli. Wtedy i ja będę zadowolony. Jeżeli utrzymam się w GP, to będzie dla mnie spełnienie marzeń. Wszystko, co uda się osiągnąć więcej, to wyjdzie na plus. Jeśli będę poza ósemką, to będzie kolejne doświadczenie i nauka. Uważam jednak, że już trochę lat jazdy za mną i nauczyłem się tego sportu, a teraz pora na to, żeby coś mogło fajnie zagrać.
[nextpage]O ósemce przez cały sezon mówił Bartosz Zmarzlik, niemal do końca. A wiemy, jak to się skończyło.

- Żeby to tak podziałało, jak na Bartka, to na pewno bym się ucieszył (śmiech - dop. red.). GP jest ciężkie. Pierwsza ósemka to marzenie. Wszystko, co uda się osiągnąć więcej, to będzie mega sprawa. Postaram się jechać jak najlepiej.

Zawodnicy Stali w ostatnich latach stawali na podium GP. Też pan na to liczy?

- To kolejny z aspektów, który przemawiał właśnie za Gorzowem. Tomek Gollob tutaj przyszedł i został mistrzem świata. Matej Zagar i Niels Kristian Iversen to bardzo dobrzy zawodnicy. Bartek Zmarzlik to światowa czołówka. Ten tor coś daje. To bardzo specyficzny owal. Jeżeli zawodnik nauczy się tutaj jeździć, to na pewno bardzo dużo mu to pomoże. Jeszcze nie jestem zawodnikiem w stu procentach technicznym, jak chociażby Bartek. Chcę bardzo dobrze jeździć na tym torze, żeby to uzupełnić. Wierzę, że po treningach i sparingach będę przygotowany do poważnej walki o punkty.

Jaka jest tajemnica gorzowskiego toru? Jest specyficzny, czy niebezpieczny?

- Nie jest niebezpieczny. Każdy tor może być niebezpieczny, bo żużel sam w sobie jest niebezpieczny. Gorzowski tor jest specyficzny. Geometria jest nieco inna, niż na pozostałych owalach. Tutaj tor jest techniczny. Nawierzchnia jest specyficzna, łuki są podniesione. Jeśli zawodnik tutaj ogarnie jazdę, to na większości torów będzie ogarniał. Dla kibiców wszystko wygląda tak samo, ale dla zawodnika to duża różnica.

A co właściwie daje panu żużel? Dlaczego wybór padł na ten sport?

- Żużel daje mi wolność. Mogę robić to, co kocham. Urodziłem się w Żarnowicy, tam jest stadion i jest żużel. Od dziecka jeździłem na rowerze i udawałem, że jestem zawodnikiem. Jeśli ktoś jeździł na motocyklu, to wie, że to niesamowita frajda. Kocham walkę, wyprzedzanie na dystansie. Nawet, jak przyjadę ostatni, ale po mega walce i super wyścigu, to i tak się cieszę. Mam wtedy takie uczucie, jakbym wygrał bieg. Żużel daje mi satysfakcję z samej jazdy. Dodatkowo mogę się ścigać na dużych stadionach, w wielu różnych krajach. Także mogę spotykać nowych ludzi, zwiedzać świat. To wszystko daje mi sport. I to kocham. To jest styl życia.

Jest szansa na rozwój żużla na Słowacji?

- Kiedy zaczynałem jazdę na żużlu, to nie było nikogo. Później przez kilka lat byłem sam. Teraz jest już kilku zawodników. Jest nowy klub, który pomaga młodym i chce rozwijać tę dyscyplinę. Mnie to bardzo cieszy. Widzę, że swoją jazdą zmotywowałem innych do działania. Może kiedyś będziemy mieli drużynę narodową i o coś powalczymy. Wiadomo, że nie będą to medale przez kilkanaście najbliższych lat, ale to nieważne. Fajnie by było, gdybyśmy chociaż zbudowali reprezentację.

A czego brakuje, żeby ta dyscyplina się rozwinęła w Czechach i na Słowacji?

- Na pewno brakuje dobrych menedżerów, dobrej promocji tego sportu i sponsorów. Moim zdaniem żużel jest super produktem. W Polsce są ludzie, którzy wiedzą, jak sprzedać ten produkt. U nas tego nie ma. Gdyby byli ludzie, którzy znają się na marketingu sportowym i mieliby chęć promować tę dyscyplinę, to też znaleźli by się zawodnicy do jazdy. Wszędzie są zawodnicy. Sam jestem przykładem, że można coś osiągnąć z niczego. To pokazuje, że jeśli ktoś chce coś osiągnąć i będzie o to walczy, to da się to zrobić. Moim zdaniem brakuje dobrej promocji żużlowi na całym świecie. Jak porównamy MotoGP i SGP, to jest wielka różnica.

Może trzeba zrobić GP w Żarnowicy?

- Może akurat niekoniecznie w Żarnowicy. Teraz jest taki trend, żeby żużel odbywał się w dużych miastach, na wielkich stadionach. To może zróbmy to za kilka lat w Bratysławie, bo tam buduje się nowy stadion narodowy.

Złoto w polskiej lidze już pan ma. Jest motywacja do walki o kolejne?

- Liga żużlowa w Polsce, to jakby liga hiszpańska albo angielska w piłce nożnej, czyli najmocniejsza liga świata. Dla zawodników to jedno z najbardziej pożądanych trofeów. Moim zdaniem dla żużlowca w obecnych czasach najważniejsze jest mistrzostwo świata, a później jest złoto w lidze polskiej. Przykładem jest chociażby Nicki Pedersen, który z Unią Leszno zdobył pierwsze mistrzostwo Polski w karierze, a jest trzykrotnym mistrzem świata. Z tego złota w Polsce Nicki bardzo się cieszył, bo wie, że nie każdy jest w stanie to osiągnąć.

A jak pan ocenia inne drużyny w PGE Ekstralidze?

- Nie wypowiadam się na takie tematy. Od tych kalkulacji są internetowi komentatorzy, którzy są bardzo mądrzy w tym, co robią. Oni będą najlepiej wiedzieć. Wiem, że papier nie jeździ i drużyna na papierze to jedno, a rzeczywistość to drugie. Jesteśmy świadomi tego, że mamy mocny zespół. Jesteśmy dobrymi kolegami i walczymy o wspólny cel. Jesteśmy profesjonalistami i zrobimy wszystko, żeby jechać jak najlepiej.

Jednak, jeśli w Gorzowie nie będzie złota w przyszłym roku, to klub może uznać to za porażkę.

- Wszyscy jesteśmy teraz na tej samej linii. Wszystko jest w naszych rękach. Jak już powiedziałem, jesteśmy świadomi tego, że mamy mocną drużynę. Jesteśmy dobrymi zawodnikami. Inni na pewno też zrobią wszystko, żeby jechać jak najlepiej. Wiemy, o co jedziemy.

Kibice bardzo ucieszyli się na pana kontrakt w Gorzowie. Jak ważne jest wsparcie dla pana miejscowych fanów?

- Bardzo się cieszę, że była taka reakcja. Jestem pozytywnym człowiekiem i zawsze staram się normalnie podchodzić do każdej sprawy. Żużel to moje życie i jeżeli spotkam więcej takich ludzi, to świetnie. Na pewno wsparcie kibiców jest bardzo ważne. Fani są często związani z klubem przez całe swoje życie. To ważne, żeby byli zadowoleni z transferu, który klub wykonał. To oni płacą za bilety i są naszymi głównymi sponsorami. Dla mnie to bardzo ważne, że kibice się cieszą z mojego przyjścia i mają zaufanie do mnie. Za to będę starał się odwdzięczyć jak najlepszą postawą na torze.

Bywał pan już na stadionie w Gorzowie. Jak ocenia pan atmosferę?

- O atmosferze na gorzowskim stadionie można mówić tylko pozytywnie. Zawsze są tutaj pełne trybuny i zawsze jest gorąca atmosfera. Lubię jeździć przy wypełnionych trybunach, bo wtedy czuję, że to, co robię, to coś fajnego.

Notował: Dawid Lis.

Źródło artykułu: