Łukasz Czechowski: Sezon 2009 za pasem. Sprzętowo jesteś już do niego przygotowany?
Grzegorz Zengota: Sprzęt już jest przygotowany i gotowy do odpalenia. Od zeszłego sezonu właściwie żadnych zmian nie zrobiłem. Moim mechanikiem będzie Przemysław Dido zwany Bimbo, a silniki będzie mi przygotowywał szwedzki mechanik Jan Andersson.
Jak trenowałeś w przerwie zimowej?
- Jak co roku trenowałem z klubem. Mieliśmy zajęcia na sali, siłowni, basenie, saunę, a pod koniec dołożyłem do tego cross. Mam nadzieję, że wyjdzie mi to na dobre i będę w pełni sił w sezonie.
Obecnie głównym tematem, nawet w żużlu, jest kryzys finansowy. Czy odczułeś go na własnej "skórze"?
- Trochę odczułem. Może nie jakoś dramatycznie, ale liczyłem, że po dość udanym sezonie znajdę kilku nowych sponsorów, ale się nie udało. Zakupy, które robiłem w październiku były dużo tańsze, niż te robione teraz. Ceny poszły drastycznie w górę, nic na to jednak nie poradzimy. Radzę sobie tak, jak jest i na tę chwilę staram się dopiąć budżet. Sponsorzy, którzy ze mną byli, zostali i chciałem im za to podziękować. Są to firmy Port 2000, Schnug, K.Konieczny, Capri-bit, Polzax, Super Ubezpieczenia oraz inne, których nie wymieniłem. Wszystkim im serdecznie dziękuję.
W innych klubach renegocjuje się kontrakty z zawodnikami. W Zielonej Górze co prawda tego nie ma, ale gdyby pojawiła się taka sytuacja, jeździłbyś za mniejsze pieniądze?
- W ogóle nie dopuszczam takiej możliwości. Mam kontrakt dużo mniejszy niż pozostali zawodnicy. Zmniejszać kontrakty można zawodnikom, którzy zarabiają w milionach, ja na to sobie nie mogę pozwolić, bo nie mam takiego. Na tę chwilę i tak muszę dokładać do swojej jazdy, więc nie mam z czego obcinać.
W związku z kryzysem zlikwidowano Ligę Juniorów - to wg Ciebie trafna decyzja?
- Na pewno nie. Cięcie kosztów może się odbywać, ale dlaczego kosztem polskich juniorów - to się w przyszłości negatywnie odbije. Na pewno szkoda tych rozgrywek, bo Liga Juniorów to fajne rozgrywki. Mam nadzieję, że szybko wrócą - jeżeli nie w formie LJ, to w jakiejkolwiek innej.
Twoja drużyna wróciła do historycznej nazwy. Czy dla Was, zawodników ma to jakieś znaczenie, czy jest to tylko gest dla kibiców?
- Na pewno najbardziej z tego cieszą się zielonogórscy kibice. Ja natomiast będę mógł kiedyś wspominać, że też startowałem w Falubazie. Myślę, że to dobry pomysł - każdy kibic marzył, żeby ta nazwa wróciła, wreszcie to się stało i mam nadzieję, że Falubaz zostanie w nazwie już na lata.
Jedni widzą Falubaz jako drużynę walczącą o medale, inni jako zespół walczący o utrzymanie. Jak ty oceniasz szanse swojej drużyny?
- Liga jest w tym roku tak wyrównana, że każdy może zostać mistrzem i każdy może spaść. My już w tamtym roku byliśmy skazywani na pożarcie, a skończyliśmy z medalem. W tym roku może być podobnie - każdy może odnieść sukces. Są mocne drużyny - Unia Leszno, która utrzymała skład, Unibax się trochę osłabił, ale i tak mają silną ekipę. My też utrzymaliśmy skład i sezon nie powinien być gorszy, niż poprzedni.
Jakie masz plany indywidualne na ten sezon?
- Chciałbym jeździć nie gorzej, niż poprzednim roku. Będę starał się jak najlepiej jeździć, powiększać dorobek punktowy w lidze i zajmować coraz lepsze lokaty w zawodach indywidualnych.
Przedłużyłeś kontrakt z Dackarną Malillą. W ilu meczach wystąpisz w Szwecji?
- Chciałbym, żeby to były wszystkie mecze, bo chcę się na stałe zadomowić w Szwecji. Nie mam zagwarantowanej liczby meczów, ale nawet bym tego nie chciał. Chcę być powoływany tylko ze względu na moje wyniki.
W Dackarnie jeżdżą twoi koledzy z Falubazu - bracia Fredrik i Ludvig Lindgrenowie. Czy pomagają Ci oni podczas wizyt w Szwecji?
- Już w tamtym sezonie cztery razy wystartowałem w Dackarnie i myślę, że już się tam zadomowiłem. Im częściej będę tam startował, tym powinno być lepiej. Zresztą są tam nie tylko bracia Lindgrenowie, ale jest i Hans Andersen, który robi świetną atmosferę, są Peter Karlsson i Andreas Jonsson - jest to dobra ekipa, którą stać na dobry wynik.
Zainteresowanie twoją osobą wyraził brytyjski klub Peterborough Panthers - czy kontaktował się z tobą ktoś z "Panter"? Kiedy chciałbyś wyruszyć na podbój Wysp Brytyjskich?
- Były zapytania, ale na razie nie mogę sobie pozwolić na Anglię, bo doszłoby 50 imprez, a ja już mam zaplanowane ok. 70 zawodów. Jestem jak najbardziej zainteresowany, ale w przyszłym roku.
Do Zielonej Góry przeprowadził się Artiom Wodjakow. Wydaje się, że to będzie twój główny rywal w walce o skład. Czy pomagasz jakoś Rosjaninowi w aklimatyzacji w Zielonej Górze?
- Przyznam szczerze, że plan mam tak napięty, że nie mam za wiele czasu na spotkania. Myślę, że Artiom sam sobie doskonale daje radę.
Co robisz poza żużlem. Uczysz się jeszcze?
- Uczę się zaocznie w technikum mechanicznym. Jestem w drugiej klasie i został mi jeszcze rok nauki i będę miał średnie wykształcenie.
W sezonie zapewne opuszczasz dużą liczbę zajęć.
- Dokładnie tak, ale nauczyciele są na tyle wyrozumiali, że udaje mi się to połączyć.
Czy określenie "jestem żużlowcem" ułatwia życie w Zielonej Górze?
- Nie do końca, bo ja nie należę do osób, które wchodzą do klasy i mówią - "jestem Grzegorz Zengota, żużlowiec" i czekam, aż ludzie mi się rzucą na szyje. Ale oczywiście są nauczyciele, którzy interesują się sportem, znają mnie z toru i dlatego starają mi się pomóc. Myślę, że jeżeli byłbym traktowany przez nich normalnie, to trudno byłoby mi połączyć sport z nauką. Dziękuję im za tę pomoc.