Mistrz Argentyny: Zacząłem jeździć na żużlu w wieku 29 lat

WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Na zdjęciu: Koła od motocykla żużlowego
WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Na zdjęciu: Koła od motocykla żużlowego

W ubiegłym tygodniu zakończyły się Zimowe Indywidualne Mistrzostwa Argentyny. Po swój pierwszy tytuł sięgnął 35-letni Maximiliano Westdorp.

W tym artykule dowiesz się o:

WP SportoweFakty: Czy mógłby pan się przedstawić polskim kibicom?

Maximiliano Westdorp: Mam 35 lat i mieszkam w San Carlos de Bolivar w prowincji Buenos Aires w mieście liczącym niecałe 25-tysięcy ludności, gdzie jeszcze dwa lata temu działał klub żużlowy. Niestety został on zamknięty i obecnie muszę przemierzać 300 km aby móc potrenować.
W tym roku wygrał pan po raz pierwszy w swojej karierze zimowe mistrzostwa Argentyny. Przez wcześniejsze trzy sezony zajmował pan drugie miejsce. Co się złożyło na to, że w końcu udało się wywalczyć upragniony tytuł?

- Aby zostać mistrzem musi się na to złożyć wiele czynników. Przede wszystkim mój zespół pracował wspaniale. Mam także wielkie wsparcie od swoich przyjaciół. Miałem też tym razem więcej środków, co pozwoliło mi się przygotować lepiej, zatem mogłem ścigać się na wysokim poziomie.

ZOBACZ WIDEO Od dziecka marzył o tym, żeby zostać kapitanem

Od dłuższego czasu słyszymy, że jest duży problem aby znaleźć sponsorów w Argentynie. Zatem pan go nie ma?

- To nie jest tak do końca. Tutaj jest naprawdę bardzo duży problem jeżeli chodzi o sponsorowanie. Między żużlem w Europie a naszym jest wielka różnica. Ten sport nie jest u nas tak popularny. W rezultacie to co otrzymujemy od drobnych sponsorów nie wystarcza nawet na podstawowe części do motocykli. Zazwyczaj wszystko jest na naszych barkach i to my musimy sami przygotowywać sprzęt, co jest bardzo czasochłonne i ciężkie. Nie ma prawdziwych klubów żużlowych. Dzięki wsparciu przyjaciół i własnemu wysiłkowi możemy uprawiać żużel.

To przykre i zarazem przygnębiające. Słyszeliśmy też niesamowitą historię Fernando Garcia. Natomiast uważam, że wy Argentyńczycy odrabiacie dobrą lekcję i kiedy przybywacie do Europy jesteście bardzo zdeterminowani. Zresztą wielu kibiców w Polsce uważa, że niektórym polskim juniorom przydałoby się przejść taką szkołę z jaką wy macie do czynienia.

- Zasadniczo tak jest. To jest zdumiewająca szkoła. To prawda, łatwiejszy dostęp do wszelkich nowinek, zakupu części czy sponsorów jest ważny, ale dzięki temu, że musimy robić dużo więcej niż Europejczycy, to kiedy mamy już szansę pokazania się dajemy z siebie wszystko. Starty w Europie są dla nas możliwością rozwijania się. Staramy się wykorzystać maksymalnie każdą okazję by być lepszym.

A kiedy właściwie zaczął pan uprawiać żużel?

- Zacząłem w wieku 29 lat. Pierwszy sezon jeździłem w grupie zawodników uczących się, gdzie zmagania zakończyłem na drugiej pozycji. W następnym sezonie przeniosłem się już do najwyższej klasy. Tam mogłem się ścigać z takimi zawodnikami jak Nicolas Covatti, Cristian Carrica czy Jonathan Itture. Tutaj uczyłem się już prawdziwej techniki i podpatrywałem zawodników bardziej doświadczonych. Co jak widać zaowocowało w latach późniejszych.

Naprawdę zaczął pan się ścigać dopiero w wieku 29 lat?

- Ze sportem motocyklowym miałem do czynienia już wcześniej. Ścigałem się w takiej niższej klasie "superbike'ów", gdzie trzykrotnie wygrywałem mistrzostwa. Kiedyś usłyszałem o speedway'u. Zobaczyłem jak to wygląda. Zaciekawiło mnie i zainteresowało. Stwierdziłem, że muszę spróbować.

Spotykałem się już z sytuacjami, że ktoś zaczynał się ścigać na żużlu po dwudziestce, ale panu było bliżej do trzydziestki.

- Jestem bardzo zdeterminowany. Każde zawody, każdy bieg to dla mnie możliwość rozwoju. Dążę do tego by być profesjonalistą w tym co robię. Kiedy ścigam się z obcokrajowcami to się wiele od nich uczę. Kiedyś też pomagałem przy motocyklach Nico Covatti'ego podczas pewnych zawodów w Europie. To również cenne doświadczenie. Co ciekawe w ostatnim czasie z częściami pomaga nam Dawid Stachyra.

Jakie ma pan zatem najbliższe plany?

- Teraz chcę zdobyć kolejne doświadczenie w międzynarodowych mistrzostwach Argentyny, które potrwają prawie do marca. Co dalej sam nie wiem. Być może będę zmuszony po tych mistrzostwach zakończyć karierę. Sytuacja finansowa nie jest za ciekawa.

Greg Hancock w wieku 46 lat sięgnął po kolejny tytuł indywidualnego mistrza świata. Przed panem może być jeszcze sporo sukcesów. Dopiero co wywalczył pan tytuł mistrza kraju i teraz chce zakończyć karierę? Nie chciałby pan spróbować swoich sił w Europie?

- Niestety taka jest rzeczywistość w Argentynie. Sytuacja finansowa nie sprzyja temu sportowi. Oczywiście moim największym marzeniem jest ściganie się w Europie, ale od strony ekonomicznej raczej jest to teraz niemożliwe. Za części płacimy nawet po 150 proc. ich wartości, żeby zaoszczędzić sam wykonałem ramę w swoim motocyklu. Wkładam olbrzymi wysiłek w to wszystko, a wpływów praktycznie nie ma. To co mówiłem już wcześniej, żużel nie jest tutaj zbyt znany. Nie mamy za wielu torów. Np. przerwa między ostatnią, a przedostatnią runda trwała aż trzy miesiące. Przez to wszystko nie da się jeździć cały czas na wysokim poziomie.

Trzymam kciuki, aby pana marzenie się spełniło. Może się pan pochwalić kto jest pana ulubionym zawodnikiem? Na kim się pan wzoruje?

- Za najlepszego zawodnika uważam Australijczyka Jasona Crumpa. Jeżeli chodzi o Argentynę, to ten którego podziwiam to Nico Covatti. Natomiast z polskich zawodników najbardziej lubię Tomasza Golloba.

W ostatnim czasie wielu zagranicznych zawodników przyjeżdża ścigać się w letnim cyklu mistrzostw. Rozumiem, że na nich organizatorzy mają pieniądze, a co z krajowymi zawodnikami?

- Przyjazd obcokrajowców jest w tych mistrzostwach magnesem dla kibiców. Rywalizacja z nimi pozwala nam się rozwijać. Możemy podglądać jak pracują profesjonaliści. Dla nas ich start ma wielkie znaczenie.

Jest to zrozumiałe, ale nie uważa pan, że krajowi zawodnicy powinni otrzymywać też takie wynagrodzenie jak zagraniczni żużlowcy?

- Zgadzam się. Co prawda za każdy zdobyty punkt dostajemy pieniądze, ale nie są one wystarczające duże, aby móc spokojnie dalej się rozwijać.

Wierzę, że jednak sytuacja w argentyńskim speedway'u poprawi się szybko. Mam też taką nadzieję, że nie zdecyduje się pan na zakończenie kariery. Może chciałby pan coś powiedzieć do polskich fanów czy też polskich sponsorów?

- Być może w ciągu kilku lat to wszystko ulegnie poprawie. Naprawdę mam taką nadzieję. Cieszę się, że mogłem trochę opowiedzieć polskim fanom jak wygląda żużel w Ameryce Południowej i wyrazić to co czuję. Przesyłam wielkie pozdrowienia polskim kibicom. I oczywiście jestem całkowicie otwarty na każdą propozycję startu, która da mi szansę rozwoju, i pokazania moich umiejętności. To będzie dla mnie wielka przyjemność.

Mam nadzieję, że pewnego dnia w cyklu Grand Prix będzie jeździł żużlowiec z Argentyny, a w Pucharze Świata pojawi się reprezentacja z panem w składzie.

- Byłoby wspaniale!
Rozmawiał Przemysław Jany
[b]

Kup bilet na PZM Warsaw FIM Speedway Grand Prix of Poland. KLIKNIJ i przejdź na stronę sprzedażową! ->
[/b]

Komentarze (1)
avatar
Speed70Fan
12.12.2016
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Ciekawy facet, prawie jak John Louis.