W końcu na prostej. Trzecia część historii Kenny'ego Cartera

Zdjęcie okładkowe artykułu: Motocykl żużlowy
Motocykl żużlowy
zdjęcie autora artykułu

Kampania 1980 zaczęła się dla Kenny'ego Cartera już zimą, w australijskim Perth. Na Antypodach Brytyjczyk nie tylko ścigał się na żużlu, ale również zaprzyjaźnił się ze swoim rodakiem - Nigelem Flatmanem z Peterborough Panthers.

W tym artykule dowiesz się o:

- Bywaliśmy w tamtych stronach rokrocznie, chyba ze trzy razy z rzędu - opowiada Flatman, któremu tak się spodobało na Antypodach, że w 1991 roku przeniósł się tam na stałe. - Po prostu znaleźliśmy wspólny język i zostaliśmy przyjaciółmi. On był naprawdę wspaniałą osobą. W Australii mieszkaliśmy jednak oddzielnie - ja u Paula Johnsona, który pracował w Ipswich i Swindon, a Kenny'ego przygarnął najpierw Robbie Cox, a później speedcarowiec Bill Cato. Miejscowa publiczność nas uwielbiała i ochrzciła "Strasznymi Bliźniakami". Nie traktowaliśmy tego zbyt poważnie. Czuliśmy się bardziej jak na wakacjach niż w pracy.

Kup bilet na PZM Warsaw FIM Speedway Grand Prix of Poland. KLIKNIJ i przejdź na stronę sprzedażową! ->

W Perth Kenny mógł popracować nad kondycją, gdyż tamtejszy owal miał ponad pięćset sześćdziesiąt metrów długości. Australijskie powietrze sprawiało jednak, że myśli Cartera czasem oddalały się od speedwaya. Wraz ze swym kompanem młodzieniec niemal codziennie udawał się na oddaloną o czterdzieści pięć minut drogi od Perth wyspę Rottnest. Tam żużlowcy najczęściej pływali i nurkowali. Robienie w kółko tego samego z czasem zaczyna trochę nudzić, więc pewnego dnia postanowili zaszaleć i wybrali się na pobliską... plażę nudystów. - Byliśmy tak przestraszeni eksponowaniem naszych klejnotów, że leżeliśmy na brzuchach, twarzami do piasku - śmieje się Niglel. Oprócz tego młodzi mężczyźni często odwiedzali kina oraz nocne kluby. Tam bez skrępowania korzystali z bogatej oferty alkoholowej, ale jednocześnie trzymali się z dala od narkotyków.

Królem toru Claremont był dobry kumpel Cartera z Halifax Dukes, Mick McKeon, który w lidze brytyjskiej już tak nie błyszczał. Sekretną broń lokalnego matadora stanowił jego brat - Graham. Zajmował się on szykowaniem silników i gdy podczas pewnych zawodów Kenny został daleko za plecami Micka, zaoferował Brytyjczykowi pomoc. Taka sytuacja wydaje się kuriozalna, ale w tamtych czasach w środowisku żużlowym była zupełnie normalna. Co ciekawe, australijski mechanik wprowadził w ustawieniach silnika Cartera naprawdę kosmetyczne korekty, a efekt okazał się piorunujący, gdyż od tamtej pory pojedynki kolegów z ekipy Książąt na Claremont stały się fantastycznymi widowiskami i pozwoliły nawet Kenny'emu ustanowić nawet nowy rekord toru. - Najważniejsze to przekonać zawodnika, że ma pod tyłkiem najlepszy sprzęt nawet, jeśli rzeczywistość jest inna - śmieje się Graham.

ZOBACZ WIDEO Piotr Pawlicki: Nic nam nie mówili o Pedersenie, ale nie ma sprawy

Carter junior nie należał do ufnych osób, więc naprawdę ciężko było zdobyć jego zaufanie. Bratu Micka McKeona ta sztuka się udała, więc już wkrótce Mal zaoferował mu stanowisko etatowego mechanika syna. Australijczyk miał jednak nieco inne plany i pojawiał się w boksie reprezentanta Zjednoczonego Królestwa jedynie od święta, przy okazji ważnych zawodów międzynarodowych. Młodzieniec potrzebował kogoś, kto zna się na silnikach i potrafi słuchać uwag, a Richard Pickering był pracowitym gościem, lecz na pewno nie mechanikiem z prawdziwego zdarzenia.

Kenny Carter i Nigel Flatman może i trochę imprezowali na Antypodach, ale na torze radzili sobie znakomicie i zwyciężyli w mistrzostwach par, w których rywalizowało sporo klasowych jeźdźców, takich jak Bruce Penhall, Bobby Schwartz, Ole Olsen i Hans Nielsen. Silnik Weslake, na którym Brytyjczyk brylował w Australii, u progu sezonu 1980 świetnie spisywał się również na torach British League. Zaledwie dziewiętnastoletni zawodnik rozpoczął zmagania pod numerem trzecim jako lider pary, a u jego boku startowali rezerwowi Ian Westwell i Paul Sheard. Maksymalne zdobycze punktowe Cartera w Belle Vue oraz Hull nie uszły natomiast uwadze menadżerom reprezentacji Zjednoczonego Królestwa, Eric Boocockowi oraz Ianowi Thomasowi, którzy już wcześniej dostrzegli w nim olbrzymi potencjał. Ten widzieli także włodarze Halifax Dukes i po starciu z Wikingami postanowili, iż Kenny'emu należy się "jedynka" na plastronie.

Wielkich mistrzów cechuje pragnienie nieustannego zwyciężania. Nie zawsze można jednak wygrywać, a niektóre porażki zdarzają się w kontrowersyjnych okolicznościach. Jeśli praca sędziego budziła u Cartera choć cień wątpliwości, wtedy odzywał się w nim prawdziwy demon. Podczas tradycyjnego turnieju 16-Lap Classic w Ipswich Peter Prinsloo zanotował uślizg, a Kenny położył motocykl, żeby w niego nie uderzyć i został wykluczony z powtórki wyścigu. Brytyjczyk nie mógł pogodzić się z tą decyzją i w ramach protestu nie chciał zjechać z toru. Dopiero siłą go z niego usunięto. Tymczasem Prinsloo przyznał później, że Carter nie miał nic wspólnego z tym, co mu się przytrafiło. - To było w czasach, kiedy sędzia miał szerokie pole manewru w interpretacji przepisów - mówi John Berry, promotor Wiedźm z Ipswich. - Carter miał jednak pełne prawo czuć się nabity w butelkę. W ramach protestu nie pozwalał na kontynuowanie zawodów. Część publiczności na niego buczała, a część biła mu brawo. To był niezły teatr i pozwoliłbym, żeby toczył się dalej, ale zaczynało padać i trzeba było dokończyć zawody. Poprosiłem więc o interwencję ochroniarza, który chwycił go niczym jakiegoś rozpieszczonego dzieciaka. Po prostu bajka i gwarantowane miejsce na pierwszej stronie w lokalnej gazecie.

Akcja na Foxhall Stadium nie była ostatnim buntem Kenny'ego przeciwko żużlowej niesprawiedliwości, ale dzięki temu młodzieniec zyskał w oczach promotorów, którzy coraz chętniej zapraszali go na turnieje, ponieważ gwarantował wysoką sprzedaż biletów. Ciekawie również wyglądało ustalanie z nim stawki za występ. - Ile dostanie Peter Collins? - pytał, a po uzyskaniu odpowiedzi żądał takiej samej kwoty. Dzięki specyficznemu podejściu do finansów, swój pierwszy samochód, czyli Mazdę 1800, zamienił z biegiem czasu na Mercedesa 220. Niechętnie pożyczał jakiekolwiek pieniądze, a na boku dorabiał sobie poprzez handel swoimi kolejnymi autami. Codziennością w lokalnej prasie były ogłoszenia w stylu "Kup samochód Kenny'ego Cartera", co naprawdę stanowiło magnes dla potencjalnych kupców.

Mówi się, że bycie handlarzem samochodów to nie tylko praca, a styl bycia. Coś w tym jest. - Pewnego razu udaliśmy się do Manchesteru i nakupiliśmy w tamtejszej hurtowni trochę zapalniczek, które odgrywały melodię "Yellow Rose of Texas" - opowiada Jimmy Ross. - Ja dawałem je później w prezencie klientom, którzy nabyli u mnie co najmniej cztery galony paliwa. Tymczasem Kenny w tamtej hurtowni znalazł się w swoim żywiole, a przez kolejny rok nie było chyba osoby, z którą rozmawiał i nie sprzedał jej tej zapalniczki. Ta cholerna melodyjka doprowadzała mnie już do szału i przez niego nie jestem w stanie jej teraz słuchać. On opylał te zapalniczki zarówno przyjaciołom oraz znajomym, jaki i zupełnie obcym ludziom. Kiedy wchodził do jakiegoś fast-fooda, to nie wychodził dopóki nie sprzedał choćby jednej sztuki. Nawet jeśli nie paliłeś, to był tak natarczywy, że w końcu decydowałeś się kupić to coś, żeby tylko się odczepił. Za pierwszym razem nabył w hurtowni dwadzieścia sztuk, ale wkrótce wrócił po kolejnych dwieście. Oczywiście wcześniej się targował. Nie chcę nawet mówić jak się cieszył, kiedy udało mu się raz sprzedać całe opakowanie, czyli dwadzieścia zapalniczek. Tak naprawdę zarobił na tym grosze, ale nie docierało do niego, że więcej dostałby za jeden wygrany wyścig dla Halifax Dukes niż za całe pudło tych przeklętych zapalniczek.

Kenny Carter był nie tylko znakomitym żużlowcem, ale również człowiekiem biznesu. Podczas kolejnej wizyty w hurtowni w Manchesterze nabył zestawy lampek choinkowych, które oczywiście próbował wcisnąć wszystkim wokół ze stuprocentowym zyskiem dla siebie. Opylił je nawet matce Pam, jej siostrom czy sąsiadom. Interes się kręcił, a on miał z tego wielką radochę, lecz koniec końców zostało mu dziesięć kompletów, których nikt już nie chciał. - Kenny może nie miał jakiejś wielkiej wiedzy, ale był naprawdę inteligentnym gościem - dodaje Ross. - Posiadał umiejętność szybkiego rozgryzania ludzi, którą wykorzystywał też w speedwayu. John Davis należał do zawodników, z których czytał jak z kart. "Patrzcie na nas uważnie podczas następnego wyścigu", powiedział jednego razu. "Puszczę delikatnie sprzęgło i założę się, że on wjedzie prosto w taśmę". Niedługo później stało się dokładnie tak jak mówił.

Młody Brytyjczyk do zwyczajnych spotkań ligowych podchodził raczej na luzie i często nie interesowało go nawet przeciwko komu będzie startował. - Gordon Kennett? A kto to? - zapytał przed jednym z meczów, a gdy usłyszał, że to król toru w londyńskim White City, wsiadł niedbale na swój motocykl i objechał go dwukrotnie tego samego wieczoru. Kiedy jednak w jednym miejscu spotykała się cała śmietanka speedwaya i Carterowi przychodziło się mierzyć z plejadą gwiazd, to mobilizował się podwójnie. Dodatkowego kopa energetycznego dodawała mu natomiast świadomość, że większość ludzi na trybunach życzy mu porażki. Wtedy najczęściej kończył zawody na wysokiej lokacie.

Pomimo raczej dziecięcej aparycji, Kenny Carter wśród kolegów z parkingu uchodził za kolesia cieszącego się powodzeniem u płci przeciwnej. Bycie znakomitym żużlowcem dodawało mu seksapilu, dlatego niektórzy jego znajomi dziwili się, że jego wybranką była przeciętnej urody dziewczyna - Pamela Lund. Strasznie się wkurzał, kiedy rywal pod prysznicem sugerował mu, że mógłby sięgnąć po towar z wyższej półki. Doskonale wiedział, że nie ożeni się z Miss World, ale poza Pam świata nie widział, ponieważ stworzyli parę jeszcze w szkole średniej i zamierzali spędzić ze sobą resztę życia. Pewnego dnia Kenny zapytał Jimmy'ego, czy on też uważa, że powinien sobie poszukać innej sympatii. - Najpierw zapytałem go czy ją kocha, a po usłyszeniu twierdzącej odpowiedzi dodałem, że w takim razie nie powinien się przejmować zdaniem innych i po prostu wziąć z nią ślub - wspomina Ross.

Christine zostawiła synom w spadku wart sześć i pół tysiąca funtów dom. Kenny jako żużlowiec zarabiał całkiem nieźle, więc połowę tej kwoty dał bratu i miał całą chatę dla siebie oraz Pam. Wcześniej dla kilku chwil zapomnienia musiał zabierać ją do przyczepy kempingowej na osiedlu mobilnych domków w Elland, należącym do ojca i jego drugiej żony. Latem 1980 roku Kenny oświadczył się Pameli, a ta oczywiście zgodziła się za niego wyjść.

© Mike Patrick - www.mike-patrick.com
© Mike Patrick - www.mike-patrick.com

- Moim celem jest zostać numerem jeden na Wyspach, a następnie mistrzem świata - mawiał nieskromnie Kenny Carter, choć jednocześnie miał świadomość, że samym talentem niczego wielkiego nie zwojuje, a podstawą sukcesów jest nieustanna nauka speedwaya. Dlatego też tak chętnie rywalizował z najlepszymi i ich podpatrywał. W sezonie 1980 wypracował średnią 8,92. Radził sobie więc sporo lepiej niż rok wcześniej, choć w finale Indywidualnych Mistrzostw Wielkiej Brytanii znów go zabrakło. Halifax Dukes natomiast zakończyli rywalizację w British League na dopiero dziesiątej pozycji, z ujemnym bilansem zwycięstw do porażek i osiemnastopunktową stratą do triumfatorów zmagań, czyli Reading Racers. Na osłodę Carterowi pozostawały małe lecz syte kąski, takie jak na przykład biegowe zwycięstwa nad Brucem Penhallem w lidze czy podczas Indywidualnych Mistrzostw British League. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały bowiem na to, że ta dwójka już niedługo będzie toczyć zażarte boje w zawodach o znacznie wyższej randze.

Koniec części trzeciej. Kolejna z powodu świątecznego urlopu dopiero 1 stycznia (niedziela).

Bibliografia: Halifax Courier, Speedway Plus, Speedway Star, Tony McDonald - Tragedy: The Kenny Carter Story.

Serdecznie podziękowania dla Mike'a Patricka, właściciela witryny www.mike-patrick.com, za udostępnienie fotografii wykorzystanej w tekście.

Poprzednie części: Od startu pod górkę. Pierwsza część historii Kenny'ego Cartera Pierwszy wiraż. Druga część historii Kenny'ego Cartera

Źródło artykułu:
Komentarze (1)
avatar
Tomek z Bamy
18.12.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Bardzo fajnie sie czyta. Mialem kiedys taka ksiazeczke o Carterze wydana chyba przez Tygodnik Zuzlowy,ale nie moge jej znalezc. Szkoda,ze tylko raz w tygodniu mozna czytac te historie.