Półtora okrążenia to felieton Marty Półtorak, byłej prezes Stali Rzeszów.
***
Jak już ostatnio pisałam, w procesie licencyjnym od uczciwości z roku na rok zdecydowanie bardziej liczy się cwaniactwo. Warto się zastanowić, dlaczego przez tyle lat nikt nie potrafił z tym skończyć. W mojej ocenie odpowiedź jest bardzo prosta.
Nie mam wątpliwości, że taki stan rzeczy będzie się utrzymywać, jeśli nie zmieni się jedna bardzo istotna kwestia. Chodzi o odpowiedzialność ludzi, którzy stoją na czele klubów. Oni powinni za swoje działania odpowiadać od początku do końca. Problem polega jednak na tym, że większość z nich wydaje nie swoje pieniędze.
Polecamy: Kup żużlowy kalendarz ścienny na Nowy Rok! Dwie okładki do wyboru!
Warto posłużyć się przykładem Romana Karkosika, który w żużlu był kontrowersyjną postacią. Chciał mieć wpływ na wiele rzeczy, które działy się w jego klubie. Kibice często krytykują takich prezesów. Woleliby sponsorów, którzy przyjdą, położą kasę i nic nie będzie ich obchodzić. W życiu jest jednak tak, że ludzie, którzy mają duże pieniądze, wydają je zdecydowanie ostrożniej. Część z nich dwa razy ogląda każdą złotówkę. Ich cechuje odpowiedzialność. Takich osób teraz w żużlu jest obecnie coraz mniej, więc coraz mniej jest i odpowiedzialnego zarządzania.
Wiele razy słyszałam, że przepłacam zawodników. Ludzi mówili, że psuję rynek. A prawda była zupełnie inna. To nie osoby, którzy miały wtedy pieniądze, były przyczyną tego co złe. Problemem byli ludzie, którzy funkcjonowali w środowisku proponując zawodnikom wirutalne warunki. Dziś mogę kibicom potwórzyć jeszcze raz to samo. Żużlowcy w moim klubie nie zarabiali ani więcej, ani mniej niż w innych ośrodkach. To były rynkowe sumy. Różniliśmy się tylko tym, że zawsze wypłacaliśmy to, co obiecywaliśmy.
ZOBACZ WIDEO Bartosz Zmarzlik: Znowu moim celem jest zajęcie miejsca w ósemce
W życiu nie ma sumy pieniędzy, której nie da się źle wydać. A inaczej finansami operują prezesi, którzy nie odpowiadają za klub swoją twarzą, tylko są wynajętymi menedżerami. Dziś takich jest zdecydowanie więcej niż osób, za którymi stoi własny biznes. Miałabym duży kłopot, żeby wymienić bez zastanowienia kilku szefów klubów, którzy spełniają ten drugi warunek.
Wynajmowani prezesi patrzą na wszystko innymi kategoriami. Im jest łatwiej zaakceptować patologiczne sytuacje. Chcą być dalej w żużlu, nieważne na jakich zasadach. Najważniejsze, żeby otrzymywali pensję z klubu, w którym pracują. Ich wiele zjawisk boleć nie będzie. Mają inne interesy.
A ludzi, którzy wydają swoje pieniądze, pewne sytuacje będą denerować. Ich złość będzie narastać z czasem aż w końcu nie wytrzymają. Człowiek z ugruntowaną pozycją gospodarczą na pewne rzeczy sobie nie pozwoli. Jak zawodnik upomni się u niego o zaległe pieniądze, to je dostanie. Dlaczego? Bo tacy ludzie ryzykują własnym nazwiskiem, które jest im potrzebne do prowadzenia biznesu na wysokim poziomie. Wynajmowany prezes z kolei rozłoży ręce i powie, że mu przykro i może dorzuci na odchodne "niestety, sponsor nie zapłacił".
Dopóki będzie przewaga wynajętych menedżerów nad prezesami z własnymi pieniędzmi, to nic się nie zmieni. W ten sposób na pewno nie wyeliminujemy patologii z żużla.
PS. Z okazji świąt chciałabym życzyć kibicom sportu żużlowego tego, co jest w zyciu najważniejsze. Niech każdemu z Was dopisuje zdrowie. Poza tym dużo spokoju i wielu niezapomnianych emocji na stadionach w przyszłym roku. Sportu w czystej postaci, wolnego od afer, polityki i zakulisowych rozgrywek. Wszystkiego najlepszego!
Marta Półtorak