Bartosz Zmarzlik: W żużlu jak w Big Brotherze. Z dziewczyną rozmawiam nie tylko o motocyklach

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Bartosz Zmarzlik
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Bartosz Zmarzlik

Bartosz Zmarzlik był największą niespodzianką sezonu 2016. 21-letni zawodnik zjednoczył wszystkich kibiców, jak kiedyś Tomasz Gollob. Żużlowa Polska z zapartym tchem oglądała walkę Zmarzlika o brązowy medal w Grand Prix.

WP SportoweFakty: Zdobyty przez pana brązowy medal mistrzostw świata to łut szczęścia, pech rywali, czy coś innego?

Bartosz Zmarzlik (żużlowiec Stali Gorzów, trzeci zawodnik na świecie): To żadne szczęście czy pech. Doszliśmy do tego z moim teamem ciężką pracą. To spełnienie moich dziecięcych marzeń. Po tym sukcesie poczułem ogromną radość.

Eksperci już jednak mówią, że Zmarzlik powinien uważać, żeby nie pójść w ślady Emila Sajfutdinowa, który w debiutanckim roku zdobył brąz, a potem zniknął ze sceny.

- Każdy z nas pisze swoją historię. Tak staram się wszystkim kierować, żeby każdy kolejny krok był do przodu. To nie znaczy, że ja za rok coś muszę, że będzie lepiej. Inna sprawa, że trzeba na siebie uważać, licho nie śpi.

Jak pan to mówi, czuję ciarki na plecach. Wciąż wiele pana biegów jest takich, że trzeba nerwowo ogryzać paznokcie i modlić się, żeby dojechał pan w jednym kawałku.

- Kiedyś był gorzej, bo wszystko chciałem rozstrzygnąć na pierwszym łuku i robiłem rzeczy, które wielu nie mieściły się w głowie. Ta skłonność to jest prawo młodości. Tak mi się wydaje, inaczej nie da się tego wytłumaczyć. Wielu starszych kolegów tłumaczyło, żebym uważał, że nie tędy droga, a ja słuchałem i robiłem swoje. Musiałem to sam zrozumieć, poczuć na własnej skórze. Myślę, że od połowy sezonu 2016 wiele się zmieniło.

Pańska mama nie kryje jednak, że wciąż się denerwuje, jak widzi, co pan wyprawia na torze.

- Trzeba dawać kibicom emocje. Zresztą, co bym nie zrobił, mama będzie się denerwowała. Taka już jest. Strasznie wszystko przeżywa.

ZOBACZ WIDEO Bartosz Zmarzlik: Znowu moim celem jest zajęcie miejsca w ósemce

A pan ma nerwy ze stali. Eksperci chwalą pana za mocną psychikę, ale i za to, że w mgnieniu oka potrafi się pan od wszystkiego odciąć i skupić na jeździe. Wiele osób zachwycało się, że wygrał pan brąz, czując dosłownie oddech telewizyjnego kamerzysty na plecach.

- Przywyknąłem do takiego życia. Sport jest jak Big Brother, żużel jest telewizyjnym show, gdzie kamery i mikrofony są dosłownie w każdym kącie parku maszyn. Pogodziłem się z tym i jest dobrze. Wiem, że na zawodach jest szaleństwo, ale po tym wszystkim mogę odpocząć w domu, gdzie mam oazę spokoju.

Jacek Frątczak mówi, że Zmarzlik jest profesjonalistą i to widać po pańskiej sylwetce, czy nawet fryzurze.

- Od pięciu lat mam sporo zajęć, które wpływają dodatnio na mój wygląda. Wiem, że bez tego nic nie osiągnę, dlatego wciąż wyciągam wnioski i pracuję nad sobą. A co do fryzury to niczego specjalnego na głowie nie mam. Przed każdym wyjściem staram się jednak zadbać o siebie. Jak mówiłem, jesteśmy w Big Brotherze. Poza tym, jak cię widzą, tak cię piszą.

Widzę, że z pana niespotykanie spokojny człowiek. Jak pan to robi?

- Nie ma żadnych cudów. Życie mam poukładane i to dzięki temu jestem jaki jestem. Nawet przed tym turniejem finałowym Grand Prix w Melbourne, gdzie gra była o wielką stawkę, nie czułem żadnego stresu. Był spokój, uśmiech na twarzy i mocny, zdrowy sen przed zawodami.

Nie potrzebuje pan psychologa?

- Na razie nie. Zresztą mama jest moim psychologiem, ona najlepiej mnie rozumie. Często się śmiejemy, że jak coś, pójdę do niej na kozetkę.

Jakie ma pan plany na sezon 2017?

- Na razie nie mam żadnych. Do końca grudnia będę ćwiczył i dopinał sprawy organizacyjne. W styczniu i lutym dalej będę pracował, a o sezonie 2017 pomyślę tuż przed jego rozpoczęciem. Nie będzie to jednak nic wielkiego. Wiadomo, że mam swoje ambicje i na pewno chciałbym dobrze wypaść. Jechanie dla samego jechania mnie nie interesuje.

Ludzie piszą, że Zmarzlik wysoko zawiesił sobie poprzeczkę. Czy ją przeskoczy?

- Nie czytam, co ludzie piszą, nie mam na to czasu. Pracy dużo. Odpowiem jednak tak, że staram się łapać każdą okazję, że pojadę po konkretny wynik. Jaki? To się okaże.

Szykują się jakieś zmiany w pańskim teamie?

- Nie. Zostajemy w rodzinnym kręgu, czyli mama księgowa, psycholog i menedżer, tata mechanik i brat jako spec od logistyki. Są też dwaj mechanicy Seweryn Czerniawski i Grzegorz Musiał.

To pan zakłada tylko plecak i jedzie?

- Tak mogłoby być, ale ja lubię wszystko wiedzieć. Zwłaszcza do spraw sprzętowych mocno się wtrącam. Decyduję, kiedy silnik wysłać na serwis i na bieżąco doglądam, co w warsztacie się dzieje. Wtedy psychicznie czuję się lepiej.

Trener Chomski opowiada, że świetnie czuje pan sprzęt. Twierdzi, że lubi pana wypuścić na próbę toru, bo wie, że inni zawodnicy dostaną cenne wskazówki.

- Fajnie, że tak o mnie mówi. Cóż, zawsze się staram, a jadąc, zastanawiam się, bo im szybciej człowiek wyciągnie wnioski, tym lepiej. Czasami zrodzi się jakiś pomysł, który nie zadziała, i wtedy szybko wracam do starego, ale nie ma co żałować, bo w żużlu trzeba kombinować i korygować jak najwięcej. Na szczęście słyszę taki wewnętrzny głos, który często i dobrze mi podpowiada.

A czyim pan jest wychowankiem. Stali Gorzów czy swoich rodziców?

- Bez Stali by mnie nie było, ale bez rodziców też, więc stawiam po połowie na jedno i drugie. Na pewno jeżdżąc w Stali, mogę powiedzieć, że jestem w dobrych rękach.

Pan ma jakieś pasje poza sportem?

- Motocykle to moje życie. Jeśli nie żużlowe to crossowe. Odkąd pamiętam, lubiłem wszystko, co jeździ. Moją drugą pasją jest wędkowanie.

To jak pan się spotyka z dziewczyną, gadacie tylko o motorach?

- Mamy inne tematy, nie zanudzam jej motocyklami. Chociaż muszę powiedzieć, że narzeczona Sandra stara się pomóc mi w warsztacie. Kiedyś wspólnie przygotowywaliśmy się do zawodów. Poszło. Jednak to była taka akcja na raz, bo to nie jest praca dla kobiet.

[b]Kup bilet na PZM Warsaw FIM Speedway Grand Prix of Poland. KLIKNIJ i przejdź na stronę sprzedażową! ->

[/b]

Źródło artykułu: