Listę legend otwiera, a jakżeby inaczej, Marian Rose. - Jego znam wyłącznie z opowiadań taty - mówi Robert Kościecha, były żużlowiec, a obecnie trener Get Well Toruń. - W czasach, kiedy Stal Toruń była w drugiej lidze, on był jedynym, który jeździł na światowym poziomie. Zdobył nawet z reprezentacją Polski złoty medal Drużynowych Mistrzostw Świata. Zginął tragicznie na torze w Rzeszowie, jego imię nosi stadion - przypomina Kościecha.
Kolejną gwiazdą jest ten, którego Rose wprowadził do drużyny i jeździł z nim w parze, czyli Jan Ząbik. - Znamy go jako nauczyciela młodzieży i pasjonata szkolenia, ale w latach 70-tych był gwiazdą toruńskiej drużyny. Jako jeden z pierwszych zawodników Apatora pojechał do Anglii - zauważa Kościecha.
Numer 3 na liście trenera Kościechy to Wojciech Żabiałowicz. - Był moim trenerem w szkółce. To bardzo specyficzna postać. Niektórzy gadają, że jest kontrowersyjny, ale to się bierze z tego, że on lubi mówić, co myśli. Ma swoje zdanie i za to go cenię. Moją sympatię budzi też fakt, że nigdy nie był chorągiewką - opowiada Kościecha.
Wybór kolejnego zawodnika-legendy wielu może uznać za kontrowersyjny. Tomasz Bajerski był na wielu życiowych zakrętach. Swego czasu, o czym pisały media, wysłano nawet za nim list gończy. Jednak talentu nie można mu odmówić. - Dla mnie Tomasz to bohater najwyższego transferu w historii polskiego żużla. Stal Gorzów w 1996 roku zapłaciła za niego w 600 tysięcy złotych. To było naprawdę coś. Poza tym był znakomitym zawodnikiem, który przebił się, już w wieku juniorskim, w bardzo trudnych czasach. - stwierdza Kościecha.
Następni na liście legend są Wiesław Jaguś, Jacek Krzyżaniak i Mirosław Kowalik. - Z nimi się wychowałem, więc pozwolę sobie wrzucić ich do jego worka. Z tej trójki za największą ikonę uchodzi Jaguś, ale warto przypomnieć, że Wiesiek wybił się dopiero, jak Kowalik i Krzyżaniak odeszli. Wcześniej był w ich cieniu. Inna sprawa, że Jaguś to był pracoholik. Może nie miał bardzo dużego talentu, ale pokazał, że ciężką pracą i takim zwykłym uporem można bardzo wiele osiągnąć. Był katem dla swojego ciała. Pasuje mi do niego motto, praca czyni cuda - kwituje Kościecha.
Trenera Get Well spytaliśmy, czy do zestawu legend należałoby dołożyć zagranicznego zawodnika? - Jeśli już to Pera Jonssona, który ma w Toruniu swoją ulicę. Był pierwszym zagranicznym zawodnikiem Apatora, był też bardzo związany z klubem. Pamiętam, że u nas była wtedy bieda, więc patrzyliśmy na niego jak na przybysza z innej planety. My mieliśmy okulary poskręcane różnymi rzeczami, byle tylko się trzymały, a on miał wszystko nowiuteńkie. Jego karierę przerwała groźna kontuzja w meczu ligowym Torunia w Bydgoszczy - kończy Kościecha.
Oczywiście można by zapytać, skoro jest Jonsson, to dlaczego nie ma Ryana Sullivana. Kościecha twierdzi, że jego zdaniem Sullivan nie był zżyty z Toruniem, a kiedy było źle to uciekał. Jego zdaniem to już prędzej Mark Loram zasługiwałby na miano legendy, ale Anglik jeździł w Toruniu zbyt krótko.
ZOBACZ WIDEO Pierwsze treningi i sparingi pokażą czy tor będzie ich atutem
[/b]
Żadnych Perów,Crumpów i Adamsów.
Niech sobie w swoich krajach będą legendami!!
My Polacy,nie gęsi swoje legendy mamy....
Jest legendą... Włókniarza i Apatora ;)
W barwach Lwów spędził 6 lat i zdobył wszystko z Włókniarzem :)
Ile lat ścigał się dla Aniołów niech przypomną Czytaj całość