Pan z telewizora: Ważna lekcja dla Zmarzlika. Teraz test czeka tego, z którym jest wesoło, ale konstruktywnie

WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Bartosz Zmarzlik
WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Bartosz Zmarzlik

Przedświąteczne przecieki mówiły, że jest bardzo dobrze. Bartosz Zmarzlik był ponoć nawet w czołowej trójce głosowania na sportowca roku 2016. Ostatecznie był ósmy. Dzielnie podczas balu walczył Władysław Komarnicki, ale on nie osiągnął swojego celu.

Pan z telewizora to cykl felietonów Piotra Olkowicza, który przez wiele lat komentował żużel w Canal+. To jego głos słyszeliśmy oglądając rundy Grand Prix.

***

Dokładnie tak samo jak Bartosz Zmarzlik w plebiscytowym top-10 debiutowali Tomasz Gollob, Jarosław Hampel i Krzysztof Kasprzak. Tylko Zenek Plech wskoczył od razu na siódme, ale pamiętajmy, że metoda głosowania znacznie różniła się od dzisiejszej.

Dobre to ósme miejsce? Zapyta ktoś. Myślę, że adekwatne w roku olimpijskim do wspaniałego debiutu w cyklu Grand Prix, czarodziejskiego kunsztu w Manchesterze i tego wszystkiego, co zrobił poza mistrzowskimi arenami. Zawsze mogło być ciut lepiej, ale z drugiej strony pamiętajmy, że na scenę Teatru Polskiego nie zostały wywołane w ogóle Agnieszka Radwańska czy Joanna Jędrzejczyk. Ta ostatnia, takie odniosłem wrażenie, była tym na balu lekko zmieszana. Być może na docenienie jej mieszanych sztuk walki czas jeszcze przyjdzie.

ZOBACZ WIDEO Pojedziemy na biało-czerwono tylko w polskich rundach

Wróćmy do Zmarzlika. Na balu zlicytowano w szczytnym celu jego bardzo cenną pamiątkę. Żółty kask w którym wygrał swoje pierwsze i jedyne jak na razie Grand Prix. Wielką chrapkę na ten gadżet miał senator Władysław Komarnicki, toteż przyjął w trakcie licytacji bardzo interesującą taktykę. Stawkę podbijał na zmianę z małżonką Renatą. Ich budżet na ten cel skończył się niestety przy kwocie 26 tysięcy i do Gorzowa wracali bez kasku. Następnym razem się uda, w końcu Bartek ma u siebie jeszcze kilka równie pamiątkowych kasków.

Dla samego Zmarzlika udział w plebiscycie i balu był kolejną ważną lekcją. Stres i trema, jakie towarzyszyły jego wystąpieniu na teatralnych deskach, wyczuwalny był gołym okiem, ale następnym razem to się już nie powtórzy. Chociażby dlatego, że praktyka czyni mistrza. Ten dzień i wszystkie obowiązki laureata dały mu nieźle w kość.

W nowym roku poważny test czeka postać równie utalentowaną co Zmarzlik. W wieku 17 lat, kiedy jego talent eksplodował, był nawet groźniejszy niż Bartek. To na nim też mały Bartuś się wzorował, kiedy zasiadał z tatą na trybunach "Jancarza". Osobiście bardzo cieszę się, że Tomasz Bajerski wkracza na nowe rewiry. W Toruniu to postać legendarna. Kiedyś każde tamtejsze dziecko chciało zjeść hamburgera na jego motocyklu. "Bajer" dużo wie o żużlu, sporo doświadczył. O samych jego występach we Władywostoku, na Łotwie i Węgrzech można by napisać książkę pretendującą do miana bestsellera. Równie dużo widzi, jako telewizyjny ekspert sprawdza się znakomicie, sam zresztą przygotowywałem go do tej roli już w roku 2000. Teraz będzie starał się swą wiedzę zastosować w praktyce, stając na czele ekipy poznańskich "Skorpionów". Słysząc w głosie jego pasję, dodając do tego pragmatyzm i chęć zwyciężania, już widzę oczyma wyobraźni uporządkowany tor i wiwatujące po zwycięstwach trybuny na Golęcinie.

Wspólnych wspomnień na żużlowym szlaku mamy bez liku. Pamiętam dobrze jego awans do Grand Prix. Rok 2002, Piła. Z Grand Prix Challenge wchodziło sześciu, a w GP jeździło wtedy 24 zawodników. Bajerski wszedł z szóstego miejsca, choć początek był nerwowy. W następnym roku pojechał dwa świetne turnieje GP. Szczyt możliwości, to wakacyjne GP w Krsko. Osobisty trener i mentor Roman Jankowski, powołany przez śp. Mirosława Szrajera, przygotował zawodnika idealnie. Sztos był taki, że mógł to nawet wygrać. Bajerski rozregulował się minimalnie po crashu, jaki Nicki Pedersen zafundował Tomaszowi Gollobowi. Było gorąco, mroczki gęsto latały przed oczami. Odpadł w półfinale. Ale wrażenie jakie w kilku biegach pozostawił... Wcześniej w maju zastrajkowały służby komunalne w Sztokholmie, a turniej został przeniesiony do Avesty. Po treningu siadamy w hotelu, ze śp. Robertem Rymarowiczem przeglądamy kablówkę, wybór niewielki, zatem zostajemy na Milionerach (wracają do polskiej TV). Za chwilę dołącza "Bajer". Razem znamy ok. 18 słów po szwedzku, z czego tych, które przytacza Tomek, nie używają w teleturniejach.

Rozpoczynamy grę równolegle z jakimś ambitnym Szwedem. Dojeżdżamy do 10. pytania, bez jednej pomyłki! Ależ to były emocje. Następnego dnia Tomek odpada w półfinale, odjeżdżając wcześniej świetny bieg z Gollobem. Tak właśnie bywało z panem Bajerskim. Wesoło, ale konstruktywnie. Tego życzę mu na nowej drodze zawodowej. I Tomkowi, i jego nowej ekipie.

Piotr Olkowicz

Kup bilet na PZM Warsaw FIM Speedway Grand Prix of Poland. KLIKNIJ i przejdź na stronę sprzedażową! ->

Źródło artykułu: