WP SportoweFakty: Jest zima. Tradycyjnie wykorzystuje pan ten czas na jazdę na snowboardzie?
Dawid Lampart (zawodnik Stal BETAD Leasing Rzeszów): Tak. Jest snowboard, ale oprócz tego są też normalne treningi ogólnorozwojowe po cztery razy w tygodniu. Oczywiście dochodzi do tego też jazda na motorze. Jeżeli tylko pogoda pozwala staramy się jeździć po dwa razy w tygodniu. W tym przypadku przeszkodami nie są ani śnieg, ani mrozy. Cały czas coś robimy. Nie ma pustych dni, codziennie dzieje się coś ciekawego.
Zaczął pan już kompletować sprzęt czy może już skompletował?
- Zamówiłem nowe silniki, które powinny przyjść końcem lutego. Mam też sprzęt z tamtego sezonu, który dobrze się sprawował. On został wyremontowany i sprawdzony pod koniec sezonu. Ramy także będą poskładane i gotowe na koniec lutego.
ZOBACZ WIDEO Pierwsze treningi i sparingi pokażą czy tor będzie ich atutem
Zdecydował się pan zostać w Rzeszowie. Trzeba tu wspomnieć o osobie Huberta Bańbora. To dzięki niemu Dawid Lampart kolejny rok spędzi w Stali?
- Nie jest to tajemnicą. Wielokrotnie powtarzałem, że Hubert jest jedną z osób, dzięki którym zostałem w Rzeszowie. Miałem też propozycje z innych klubów. Ale wiadomo w jakim położeniu znalazła się w pewnym momencie Stal. Ktoś musiał zostać, żeby na seniorskiej formacji byli jacyś Polacy i w miarę to wyglądało. Myślę, że swoją osobą jakoś to wypełnię. Ale czekamy na jeszcze jednego Polaka, żeby było kim jechać w meczu. Uważam, że koniec końców, i tak udało się w Rzeszowie zbudować bardzo ciekawą drużynę. Wielu zawodników ma coś do udowodnienia, inni mają za sobą lepsze bądź gorsze sezony. Są też młodzi zawodnicy. Na papierze są drużyny od nas silniejsze i ciężko będzie rywalizować o zwycięstwo w lidze, ale jako sportowcy podchodzimy do tematu poważnie i do każdego meczu będziemy gotowi na 110 procent.
Stal Rzeszów w sezonie 2017 to młoda drużyna. Dimitri Berge, Nicklas Porsing, ale również pan, który w tym roku skończy dopiero 27. rok życia.
- Szczerze powiem, że z tego składu to najlepiej znam właśnie Porsinga oraz Daveya Watta. Z Nicklasem jeździliśmy w poprzednim sezonie, a z Wattem kilka lat temu w Lublinie, a jeszcze wcześniej też w Rzeszowie. Z pozostałymi zawodnikami jeszcze nie ścigałem się w jednej drużynie. Ale od tego są przedsezonowe sparingi, żeby się poznać i dotrzeć.
Wiadomo, że na jesieni pojawiły się propozycje z Ekstraligi. Najwięcej mówiło się o ofertach z Rybnika i Częstochowy.
- Zapytania i oferty faktycznie się pojawiły. Ale teraz jest to już nie ważne, bo podpisałem kontrakt w Rzeszowie i staram się wypełniać swoje zajęcia bardzo sumiennie, by przygotować się jak najlepiej i odjechać bardzo dobry sezon. Myślę, że w przyszłości trafimy do Ekstraligi. Czy to będzie ze Stalą Rzeszów, tego nie wiem. Jeśli się uda, to byłoby super. Ale jak nie, to pomyślimy. Na razie skupiamy się na sezonie 2017 i to mamy w głowie. Jeśli wyniki będą satysfakcjonujące, to będziemy myśleć co dalej.
Mówi się, że w Stali został pan głównie ze względu na brata. Niektóre kluby z Ekstraligi chciały was w pakiecie, ale dla Wiktora który jeszcze nie jeździł w lidze, mogłaby to być za głęboka woda. Ponoć KS Toruń mocno jednak interesował się Wiktorem.
- Myślę, że nie tylko torunianie. Wziąć juniora świeżo po licencji, który coś rokuje i podpisać z nim kilkuletni kontrakt chciałby praktycznie każdy klub. Dla nas ważne było przede wszystkim to, żeby Wiktor jak najwięcej jeździł. Teraz przed nim ciężka praca i jeśli dobrze wykorzysta ten czas, to w przyszłości jeszcze niejeden klub będzie o niego zabiegał.
A pan osobiście nie żałuje, że nie skusił się na Ekstraligę? W sezonie 2015 spisywał się pan w niej dobrze, a w poprzednim roku można było wyczytać między wierszami, że trochę za nią tęskni.
- Niczego nie żałuję. Przed rokiem podjąłem świadomą decyzję i teraz jest podobnie. Mogę też powiedzieć, że w Rzeszowie dostałem bardzo dobre warunki finansowe. Poza tym, mam pewien dług wdzięczności wobec Stali. Kiedy ja byłem w dołku, to ten klub mi pomógł. Teraz chcę się odwdzięczyć, że dano mi wtedy szanse. Oczywiście, długo się nad tym wszystkim zastanawialiśmy i jest tak jak miało być. Żadna decyzja nie została podjęta pochopnie.
Dobre warunki finansowe w kontrakcie, to także zasługa Huberta Bańbora?
- Bez niego na pewno byłoby ciężko. Jego firma Betad Leasing oraz Extrans zrobiły wspaniałą robotę dla klubu. Bez Huberta i Dominiki Bańbor prawdopodobnie by mnie tu nie było, a być może nie byłoby też żużla w tym mieście.
Wydaje się, że żużel w Rzeszowie powoli staje na nogi po perturbacjach z końcówki 2015 roku.
- Chyba tak. Dzięki Hubertowi wiem, jaka jest sytuacja wewnątrz klubu i chyba idzie ona w dobrą stronę. Ludzie w klubie starają się ogarnąć wszystko tak jak powinno to wyglądać. Mamy nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Zarówno pod względem organizacyjnym, jak i sportowym.
Rozmawiał Radosław Gerlach