Jarosław Galewski: Jak ocenisz pierwszy trening punktowany pomiędzy gorzowską Stalą o ekipą z Ostrowa?
Adrian Gomólski: Na pewno takie treningi są bardzo potrzebne. Myślę, że w naszym przypadku jeszcze trzy lub cztery takie sparingi są jak najbardziej wskazane. Powoli wszyscy testujemy sprzęt i robimy wszystko, żeby było jak najlepiej. Jeżeli chodzi o sobotni sparing, to niestety miałem tylko jedną oponę. W tej chwili jest z tym problem, ponieważ naprawdę trudno je dostać. Nie chcę się jednak w żaden sposób tłumaczyć. Powiem szczerze, że jestem bardzo zadowolony ze swojego sprzętu. Wiem, że motocykle się dobrze spisują i to najważniejsze.
Czy zgodzisz się, że nadal brakuje wam objeżdżenia?
- Pewnie tak jest. W pierwszym swoim biegu byłem trochę spięty i dlatego dotknąłem taśmy. Na pewno trzeba się do wszystkiego na nowo przyzwyczaić. Na treningach jeździło mi się zdecydowanie luźniej i swobodniej. W sobotę działo się jednak znacznie więcej na torze. Trening punktowany z wymagającym rywalem sprawił, że pojawiło się również trochę stresu. Jestem jednak zadowolony, ponieważ wiem, w jakim kierunku należy pójść. Szkoda tylko, że na treningach w Ostrowie pojawiają się dziwne zachowania. Kiedy jeżdżę na bardzo starych oponach, inni zakładają te lepsze i sami siebie oszukują. Wracając jednak do sedna sprawy, w sobotnim sparingu zdobyłem sześć punktów i myślę, że nie jest to najgorszy wynik. Chodziło przede wszystkim o nawiązanie walki z rywalami. Cieszą mnie również starty, które są tak samo atomowe jak w zeszłym roku.
Ile jazdy potrzeba jeszcze zatem Adrianowi Gomólskiemu, żeby być optymalnie przygotowanym przed pierwszym spotkaniem w Rzeszowie?
- Po treningach myślałem, że czuję się naprawdę świetnie. W sobotę doszła jednak publika i walka w czwórkę w normalnych warunkach meczowych. Jak już wcześniej wspomniałem, wydaje mi się, że jeszcze trzy lub cztery sparingi są jak najbardziej wskazane. Można powiedzieć, że w tej chwili czuję się w siedemdziesięciu procentach gotowy do walki w ligowych warunkach. Tak naprawdę nie ma jeszcze żadnej rewelacji. W sobotę z biegu na bieg starałem się bardziej wyluzować, próbowałem wypuszczać motocykl. Na początku byłem trochę spięty i kurczowo trzymałem kierownicę. Jestem jednak dobrej myśli. Najważniejsze, że zdrowie dopisuje i nie mam żadnego problemu z barkiem. Praktycznie zapomniałem już o ubiegłorocznej kontuzji i można powiedzieć, że właściwie nie było tego tematu. Teraz skupiam się na tym, żeby godnie reprezentować ostrowski klub.
W meczach sparingowych macie rywalizować przede wszystkim z zespołami z najwyższej klasy rozgrywkowej. Czy zgodzisz się, że to dobre rozwiązanie?
- Jak najbardziej! Przede wszystkim chodzi o to, żeby wszystkie niedociągnięcia sprzętowe wyszły na jaw teraz. Musimy być w stu procentach gotowy do ligowej rywalizacji.
Czy ostatnia zima była dla ciebie trudniejsza z racji odniesionej wcześniej kontuzji?
- Początek był bardzo trudny. Miałem problemy z podstawowymi czynnościami takimi jak mycie się czy ubieranie. Przy okazji, chciałbym bardzo podziękować rodzicom i bratu za okazane wsparcie. Przez ponad miesiąc byłem wyłączony z podstawowych zajęć i nie da się ukryć, że bardzo potrzebowałem pomocy. Jeżeli chodzi o same treningi, to zostały one trochę przystopowane przez te wszystkie zabiegi. Uczęszczałem jednak na siłownię, halę, dużo biegałem i pływałem. Robiłem to nawet po zabiegu, kiedy miałem jeszcze szwy. Wszystko odbywało się jednak w granicach rozsądku. Wiedziałem, że nie mogę z niczym przesadzić. Myślę, że jestem bardzo dobrze przygotowany. Teraz chciałbym tylko, żeby jak najlepiej spisywał się mój sprzęt. Pracuje na to cały mój team. Z tego miejsca dziękuję moim sponsorom na czele z braćmi Garcarkami, którzy zrobili dla mnie naprawdę dużą robotę. Wiele zawdzięczam im, a także pozostałym firmom. Na koniec chciałbym tylko dodać, że w nadchodzącym sezonie jadę dla pana Jana Łyczywka. Zrobię wszystko, żeby ostrowski zespół był jaki najwyżej w ligowej tabeli.
Na inaugurację rozgrywek ligowych udacie się do Rzeszowa. Czy jesteś już myślami przy tym pojedynku?
- Nie myślę jeszcze o tym. Nie ulega jednak wątpliwości, że staniemy przed trudnym zadaniem. Tor w Rzeszowie jest bardzo długi. Niektórzy nazywają go lotniskiem i mówią, że trzeba tylko wyjść ze startu a później heja i do przodu. Mam nadzieję, że będziemy jechać zespołowo. Myślę, że to będzie podstawa do sukcesu. Na pewno będzie ciężko, ale teraz o tym nie myślę i skupiam się na kolejnych treningach a także meczach sparingowych.