Żużlowa rodzina ma się dobrze. Na leszczyńskiej uroczystości pojawili się wszyscy najważniejsi ludzie polskiego speedwaya (nieobecność Jarka Hampela była w pełni usprawiedliwiona). Byli nominowani do kadry i nagrodzeni zawodnicy, trenerzy i działacze z prezesami łubu dubu na czele. Pojawiła się też reżyserka filmu "Żużel" który już jesienią ma trafić do kin. Wyjątkowy charakter wieczoru podkreślił Tai Woffinden, który zjawił się w Polsce pierwszy raz w nowej roli. - Życie po ślubie jest takie jak wcześniej. No przynajmniej na razie - śmiał się dwukrotny indywidualny mistrz świata. Wyraźnie wypoczęty Brytyjczyk przyznawał też, że ślub na plaży w Perth to była bajkowa sprawa. Wybór Tajskiego na najpopularniejszego obcokrajowca był oczywistą oczywistością patrząc choćby w statystyki ligowe 2016. Woffinden punktował wybornie, a teraz poważnie myśli o powrocie na najwyższy stopień podium w Grand Prix i o medalowym wyniku z wrocławskim zespołem. Stąd szybki powrót do Europy po australijskim lecie.
Polskie akcenty na galowym wieczorze rozkładały się po połowie. Wśród młodych dżentelmenów uwagę zwracał Piotr Pawlicki, który zrobił w zimie wyjątkową wagę. - Przepracowałem ten okres tak jak nigdy wcześniej. Jak tylko sprzęt dopisze powinno być ciekawie, i w lidze, i w Grand Prix, które strasznie mnie kręci - opowiadał jednym tchem. Patryk Dudek pytał o swoją telewizyjną jazdę w zeszłym sezonie, bo przed startem w elitarnym gronie chce być profesjonalnie przygotowany. - Wygra chyba Andrzej Huszcza - żartował przed ogłoszeniem trzech najważniejszych wyników w plebiscytowej "10". - A może Piotr Pawlicki senior - wtórował mu Pawlicki junior. Na najwyższym stopniu stanął jednak Bartek Zmarzlik. - Super, bo to dla mnie nagroda za wykonaną pracę - cieszył się w swoim skromnym stylu brązowy medalista IMŚ. To, że podium zdominowali młodzi-gniewni nie znaczyło, że rutyniarze odeszli w zapomnienie. Janusz Kołodziej, Tomasz Gollob czy Piotr Protasiewicz trzymają się mocno, co widać było po ich miejscach w gronie najpopularniejszych. "Koldi" integrował się z miejscowymi Bykami, "Pepe" żywo dyskutował z gorzowskimi kolegami, a mistrz Tomasz brylował w kuluarowych rozmowach poczuciem humoru. - Myślę, że Tomek powoli będzie kończył jazdę - przyznawał papa Gollob Władysław.
W gronie trenerskim najbardziej uśmiechnięty był Marek Cieślak. - To już 11. takie wyróżnienie dla mnie w tym plebiscycie. Inni mają jeszcze co robić - puszczał oko narodowy trener. Humorem tryskał też Lech Kędziora mimo że kontuzja nogi uniemożliwiała mu sprawne poruszanie się. - Wziąłem na siebie wszelkie cierpienie z zawodników - dowcipkował częstochowski opiekun. Jego następca w Łodzi tradycyjnie chwalił sobie współpracę z Witoldem Skrzydlewskim. - Prezes kazał to wybrałem garnitur i przyjechałem - oznajmiał reprezentujący łódzki klub Janusz Ślączka. Nie mogło zabraknąć też przedstawiciela krośnieńskich wilków. - Widziałeś nasz jasny torek? Ładny, co? Wszystko jest pod kontrolą - zapewniał prezes Janusz Steliga.
Wszyscy zgodnie podkreślali, że pomysł z przyznawaniem statuetek im. redaktorów Krzysztofa Hołyńskiego i Damiana Gapińskiego jest znakomity. Pamięć o artystach mikrofonu i pióra oraz nagradzanie propagatorów speedwaya to szlachetna i piękna idea. Wyróżnionym Tomkowi i Miłoszowi serdecznie gratuluję.
Gabriel Waliszko, dziennikarz nc+
Przeczytaj więcej felietonów Gabriela Waliszki ->
ZOBACZ WIDEO Pierwsze treningi i sparingi pokażą czy tor będzie ich atutem