Nick Morris sam skreślił się z jazdy w Polsce. Nie dostarczył dokumentów (chodziło między innymi o oświadczenie angielskiego pracodawcy, że w razie kolizji terminów pierwszeństwo będzie mieć liga polska) i nie został potwierdzony do rozgrywek. Żużlowiec musi poczekać na otwarcie okna transferowego, co nastąpi w połowie maja.
Inna sprawa, że na swojej opieszałości Morris może skorzystać. Żużlowiec ma ważny kontrakt z Betard Spartą i gdyby teraz został potwierdzony, to byłby błyskawicznie wypożyczony do klubu z Nice PLŻ. Wrocławianie mają siedmiu seniorów w kadrze, więc Morris chwilowo nie jest im potrzebny. Nie wiadomo jednak co będzie w połowie maja. Wystarczy jakaś kontuzja, czy słabsza forma któregoś z zawodników Sparty i Australijczyk już nie będzie kierowany na wypożyczenie.
Betard Sparta planuje zaprosić Morrisa na sparingi. Jeśli zawodnik przyjedzie i pokaże się z dobrej strony, to będzie miał szansę zmazać plamę i zapunktować u polskiego pracodawcy. W tej chwili Morris ma we Wrocławiu opinię zawodnika roztargnionego, który sam nie wie, czego chce od życia. Długo nie reagował na maila i sms-y z klubu związane z koniecznością dostarczenia dokumentów. Kiedy się obudził, to było już za późno.
ZOBACZ WIDEO Pierwsze treningi i sparingi pokażą czy tor będzie ich atutem