Wystarczyło jedno okrążenie. Nowy-stary domowy tor znów nie ma przed nim tajemnic

WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Na zdjęciu: Peter Ljung
WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Na zdjęciu: Peter Ljung

We wtorkowe popołudnie zespół Grupy Azoty Unii Tarnów trenował wreszcie po raz pierwszy w komplecie na własnym obiekcie. Największe zainteresowanie kibiców, co normalne, skupiali na sobie nowi zawodnicy.

Wśród tej grupy znalazł się Peter Ljung, który wraca do zespołu spod znaku Jaskółki po prawie dziesięciu latach przerwy. Od tej pory Szwed miał okazję tylko do sporadycznych występów na tarnowskim stadionie. Ostatni wypadł w sezonie 2015, kiedy przyjechał do Jaskółczego Gniazda na towarzyską potyczkę ze swoim ówczesnym klubem - PGE Stalą Rzeszów. Pomimo upływu wielu lat doświadczony obcokrajowiec nie zmienił zdania na temat toru w Mościcach. Wciąż uważa go za jeden z ulubionych. A trening tylko go utwierdził w tym przekonaniu.

- Na przestrzeni czasu zmienił się trochę, ale tej geometrii się nie zapomina. Czułem się wspaniale. Wspomnienia wróciły. Wszystko mi odpowiadało. Próbowaliśmy paru nowych silników i stwierdzam, że moje motocykle wydawały się szybkie, a to najważniejsze. W środę będziemy doskonalić to, co udało się uzyskać, ażeby było jeszcze lepiej. Odświeżanie starych kątów wypadło pomyślnie - powiedział Ljung po wtorkowych jazdach.

Za niecałe dwa tygodnie ruszają rozgrywki w Nice 1. LŻ, a ekipa prowadzona przez Pawła Barana nie miała do tej pory zbyt wielu szans spokojnego potrenowania. Ze względu na niekorzystną pogodę i opóźnienia wynikające z montażu bandy, tarnowianie odbyli w niepełnym zestawieniu kilka sesji w słowackiej Żarnovicy, ale w większości byli w rozjazdach. Z reguły na własną rękę, pojedynczo kręcili kółka na innych polskich owalach.

W niedzielę niemal z marszu udali się na trening punktowany do Zielonej Góry, który skończył się ich blamażem (22:68). Peter Ljung był awizowany na te zawody, ale w ostatniej chwili musiał zrezygnować. 36-latka zmogły problemy żołądkowe. - Zjadłem coś, co mi zaszkodziło, a trudno wsiąść na motocykl, kiedy spędzasz całą noc w toalecie - wyjaśnia swoją absencję.

Dla niego byłby to pierwsze starty spod taśmy w tym roku. W podobnej sytuacji znajdował się Mikkel Michelsen. Duńczyk wystąpił w grodzie Bachusa, ale w tamtej chwili nie miał na koncie nawet raz przejechanych czterech kółek jednym ciągiem, składających się na cały wyścig. - Faktycznie byłby to mój debiut jeśli chodzi o jazdy spod taśmy w sezonie 2017, ale wcześniej trenowałem już w Ostrowie i Częstochowie więc obycie z motocyklem miałem. Co się jednak odwlecze to nie uciecze, dlatego też kiedy we wtorek taśma poszła w górę czułem się komfortowo - mówi były stały uczestnik cyklu Grand Prix.

ZOBACZ WIDEO Daniel Kaczmarek liczy na rady Grega Hancocka

Komentarze (1)
avatar
sympatyk żu-żla
29.03.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Oby Mikkel ,Peter ,Bierre, Jakub,Czaja ,Rolnicki zaczęli jechać .Za juniorem należało by się rozglądać,