Z drugiej strony ekranu to felieton Gabriela Waliszko, dziennikarza nc+.
***
Nie pytałem Roberta o pozwolenie, ale wiem, że nie miałby nic przeciwko temu. Choćby dlatego, że ma ten rzadko spotykany dystans do własnego ja. Zresztą słysząc nazwisko Kościecha człowiekowi samoistnie pojawia się banan na twarzy, a do głowy przychodzi tysiąc skojarzeń. Pierwsze z brzegu:
- Kostek, to pogadamy w tym studiu o twoich doświadczeniach i jeździe w takich warunkach - rzucam tuż przed wejściem na antenę.
- Okej, czyli improwizujemy jak zawsze 0 on zawsze potrafi rozładować meczową atmosferę.
To wielka przyjemność spędzać z Kostkiem trochę czasu podczas wspólnych wyjazdów i transmisji telewizyjnych, również w czasie jego zawodniczej kariery. Kostek nie był nigdy i nie będzie już żużlowym mistrzem globu, ale był, jest i będzie mistrzem świata w opowiadaniu anegdot, tryskaniu dobrym humorem i w celnych puentach. No i królem charakterystycznego (u)śmiechu.
Słodycz…
Jeden z polskich zawodników (niech będzie przykładowo Jacenty) odniósł poważną kontuzję. W czasie wielogodzinnej jazdy na turniej Grand Prix dyskutujemy, prognozujemy, przewidujemy jak poważny to uraz i kiedy wróci na tor. Nagle ktoś rzuca.
- Ty, a podobną kontuzję miał chyba niedawno Makary.
Kostek się oburza.
- No co ty pieprzysz! Makary to miał cukiereczek! Złamanie tylko w pięciu miejscach.
- Aaa, no tak, to faktycznie cukiereczek - śmialiśmy się do rozpuku.
Cukiereczek został już na zawsze. Ktoś ma problemy ze zdrowiem i jest na dobrej drodze do pełnej sprawności, pada jedno słowo - "cukiereczek" i wiadomo o co chodzi. Kontuzja nie jest groźna. Kostka słodycz zajmuje czołowe miejsce w redakcyjnym słowniku. On w końcu wie o czym mówi.
Konsultacja…
A propos kontuzji, to Kostek nie ma oporów przed opowiastkami o swoich torowych zdarzeniach. Kiedyś za granicą wpadł z impetem w bandę i poharatał się tak, że fragment kości wystawał mu na zewnątrz. Stracił przytomność, a jak ją odzyskał w szpitalu to chwilę przed operacją zażądał konsultacji telefonicznej ze swoim lekarzem w Polsce. Kostek z małymi problemami przesłał zdjęcie, doktor w kujawsko-pomorskim je obejrzał i zdecydował żeby miejscowi lekarze nastawili co najpilniejsze, a resztą zajmie się on po transporcie pacjenta do Polski. Dzięki hojnym sponsorom Kostek szybko trafił do kraju, a konsultujący lekarz naprawił go tak, że mógł jeszcze śmigać przez lata aż miło.
Smakosz
Kostek to też rodzinna, sentymentalna dusza. Zawsze towarzyski, a czasem wzruszony do łez jak choćby podczas ostatniego finału PGE Ekstraligi. Wprawdzie Toruń skończył ze srebrem, ale na początku drogi trenera Kościechy to było coś więcej. Kostek wie zatem nie tylko jak smakuje jazda w lewo, ale szybko przekonał się jak smaczne jest szkolenie na medal. Wie jak pyszne jest ucho od świni, bo wspólnie mieliśmy okazję tym litewskim specjałem się delektować. Życzę temu Smakoszowi żeby na swoim pożegnaniu z torem zachował więcej zimnej krwi niż podczas ligowego debiutu. Po pierwszych ważnych punktach żużlowy żółtodziób chciał z radości podnieść kciuk do góry, a wyszło tak że podniósł palec środkowy. - Tego fuckera to z nerwów pokazałem. Taki podniecony byłem tym wyścigiem - wspomina do dziś. Oby wspomnienia z tego ostatniego razu były równie kolorowe, acz mniej kontrowersyjne. Samych smakowitości po ściągnięciu kevlaru, trenerze Robercie!
Gabriel Waliszko, dziennikarz nc+