Stefan Smołka: Powroty do przeszłości: Jubileusz w Rybniku - 85 lat istnienia kolebki polskiego speedwaya (felieton)

Oficjalnie w Rybniku zaczęło się w niedzielę 3 kwietnia 1932 roku. Właśnie mija dokładnie 85 lat od tej wiekopomnej daty.

Stefan Smołka
Stefan Smołka
Pierwszy prezes RKM Rybnik Rudolf Bogusławski na swoim motocyklu Materiały prasowe / archiwum Stefana Smołki / Pierwszy prezes RKM Rybnik Rudolf Bogusławski na swoim motocyklu

Powroty do przeszłości to cykl felietonów Stefana Smołki.

***

W nieistniejącej dziś restauracji Polonia niewielka grupa zapaleńców zatwierdziła statut, struktury organizacyjne klubu i proklamowała powstanie ośrodka pod nazwą Rybnicki Klub Motocyklowy. Dało to początek oficjalnemu ściganiu w mieście z rybą w herbie. Żyjący jeszcze do niedawna, a pamiętający tamten czas świadkowie (choćby Ludwik Draga, rocznik 1920, powołujący się dodatkowo na przekazy starszych od siebie braci) wspominali, że ów początek był tylko usankcjonowaniem stanu faktycznego, jako że w Rybniku na motocyklach ścigano się już dużo wcześniej. Mówiło się o roku 1912 roku, w okresie fermentu pierwszych lat XX wieku. Mija zatem 105 lat, choć brak niestety na ten temat wiarygodnych źródeł pisanych. W czasach pruskich do 1920 roku na pewno dużo się w tym miejscu działo. Obok Polaków żyła tu bogata społeczność niemieckich ziemian i przedsiębiorców, także narodowości żydowskiej. Motocykle (oraz automobile) były wyrazem prestiżu, by nie powiedzieć obecnego w każdej epoce snobizmu. Jednym z pierwszych właścicieli motocykli w Rybniku był Rudolf Dietmann, posiadacz krwiście czerwonego Ariela, o czym pisał zasłużony dla ocalania pamięci red. Jerzy Szczygielski. Po ostatecznie zwycięskich dla Polaków powstaniach śląskich skurczyły się rybnickie elity, ale niewiele się zmieniło w społecznej mentalności. Pozostały zaszczepione genetycznie pasje rybniczan, choć sporo ze znaczących person opuściło Rybnik, żywe centrum rozległego powiatu z takimi miastami jak urokliwe Jastrzębie Zdrój, wiekowy Wodzisław Śl., poczciwy Knurów i prastare Żory. W 1930 roku powołano tzw. Rybnicki Sport Motocyklowy, na bazie którego dwa lata później powstał RKM.

Pierwszym prezesem nowego klubu został Rudolf Bogusławski, rybnicki przedsiębiorca, co ciekawe czynny wówczas zawodnik KM Mysłowice, w dodatku człowiek wyraźnie przyznający się do niemieckich korzeni. Pokazuje to powszechne pogmatwanie śląskich losów, lecz zarazem otwartość i tolerancję - pomimo wszystko. Po Bogusławskim prezesami RKM byli Hipolit Mydlak i Zdzisław Bysiek. Mydlak został później pierwszym rekordzistą rybnickiego toru żużlowego przy Gliwickiej, po jego wybudowaniu, niemal w przededniu wojny. Bysiek na stolcu prezesa dotrwał do samego września 1939, a po powrocie z wojennej tułaczki także na krótko raz jeszcze wziął stery klubu, który w 1932 współzakładał. Wymieniona trójka rybnickich pionierów sterując klubem dosiadała jednocześnie motocykli. Byli ludźmi wielu talentów. Podobnie jak inni założyciele: Edward Nardeli, Józef Stallmach, Józef Musiolik, Karol Tomanek, Józef Draga, Jan Kidoń, Ryszard Kopiec, Józef Olejniczek, Janyga, Jan Zimny, Bolesław Rybka.

Zdzisław Bysiek był aptekarzem, przed i po wojnie prowadził znaną w mieście "Starą Aptekę" przy Rynku, na wylocie ul. Raciborskiej, gdzie sam produkował leki podług własnych innowacyjnych receptur. Miał budzący zazdrość sad na działce opadającej ku brzegom czyściutkiej wówczas rzeki Nacyny. Był wziętym pszczelarzem, produkował miód z własnych pasiek. Miał w domu potężną bibliotekę, zaś w głowie niezwykle rozległą wiedzę techniczną. Publikował fachowe teksty w czasopismach motoryzacyjnych. Ilu podobnym wybitnym jednostkom wojna złamała twórcze kręgosłupy, mówiąc wprost, zniszczyła życie? Bóg to jedyny wie…

Bogusławski, Mydlak i Dietmann przed założeniem klubu pokazywali się na swoich motocyklach w mieście, aranżowali spotkania towarzyskie, debaty zmierzające do uczynienia z Rybnika silnego ośrodka branży motoryzacyjnej. Sami handlowali pojazdami, bądź mieli pierwsze stacje paliw w mieście. Organizowali też zawody żużlowe. Głośne były rybnickie spotkania motocyklistów w mroźne zimy lat 1931-1933 na zamarzniętym stawie Ruda, tuż za stadionem, który wtedy był jeszcze w budowie. Latem ściągano motocyklistów z całego Górnego Śląska, Zagłębia i Podbeskidzia na zawody żużlowe rozgrywane na placu Październi, zwanym też Targiem Sianym. Był to rozległy teren leżący pomiędzy ulicami Jankowicką od zachodu i Chwałowicką od wschodu, a powstały po osuszeniu i zasypaniu występujących tam wcześniej mokradeł - stawów czyli rybników. Dziś to jest gęsto zabudowany i ruchliwy Plac Armii Krajowej.
Motocykliści rybniccy w szeregu obok Starej Apteki Zdzisława Byśka przy zachodniej pierzei Rynku Motocykliści rybniccy w szeregu obok Starej Apteki Zdzisława Byśka przy zachodniej pierzei Rynku
Na Październię zjeżdżali motocykliści z Katowic, Chorzowa, Sosnowca, Bielska i Cieszyna, choć nie brakowało również Niemców z Gleiwitz. Najczęstszym zwycięzcą tych stricte żużlowych zawodów na trzystumetrowym torze był szeroko znany już wówczas śląski idol Rudolf Breslauer - reprezentant i mistrz Polski, członek zmotoryzowanej rodziny Breslauerów z Katowic. Popularnością, nie tylko zresztą na południu Polski, dorównywał on asom z Warszawy (Henryk Choiński, Witold Rychter, Józef Docha, Edward Langer), z Krakowa (Czesław Gembala, Marjan Ripper, Igo Stieglitz), z Bydgoszczy (Alfons Ziółkowski, Jan Witkowski, Edward Buda, Albrecht von Alvensleben, czy też z Bydgoszczy, lecz potem zamieszkały w Łodzi Feliks Więcek - także wybitny kolarz), z Trójmiasta (Jerzy Dąbrowski), z Grudziądza (Maksymilian Szydłowski), z Poznania (Michał Nagengast, Jerzy Mieloch, Ildefons Czerniak, Alfred Weyl). Znani byli też próbujący swoich sił motocykliści z Zagłębia Dąbrowskiego (Franciszek Kempka), Bielska-Białej (Jan Krysta, Leopold Baron, Jan Bathelt), Cieszyna (bracia Alfred i Erwin Geyer), no i koledzy z Rybnika, z których najszerzej wypłynął Hubert Jung (pierwszy rybnicki reprezentant w nieoficjalnym meczu polskiej kadry), reprezentujący później, przed samą wojną, barwy Strzelca Cieszyn. Zimową areną żużlowców w Rybniku był staw, będący rozlewiskiem rzeki Rudy płynącej za stadionem. Ostre mrozy występujące w dawnych latach ścinały lustro wody w gruby lód, na którym ścigali się śmiałkowie zaopatrzeni w specjalne kolczaste opony. Kroniki znów mówią o zwycięstwach Rudolfa Breslauera, choć w tych warunkach świetnie radził też sobie Józef Draga, starszy o całe 20 lat brat małego wówczas Ludwika Dragi. Niewiele brakowało, a pewnego razu doszłoby do tragedii. Podczas zawodów zorganizowanych w lutym 1933 roku pod motocyklem Józefa Dragi załamał się lód. Zawodnik odskoczył bezpiecznie, ale jego motocykl trzeba było wyławiać z dna jeziorka. Przerwane w ten sposób zawody z udziałem motocyklistów czeskich wygrał znów Rudolf Breslauer.
Józef Draga na lodzie stawu Ruda za stadionem przy Gliwickiej Józef Draga na lodzie stawu Ruda za stadionem przy Gliwickiej
Rówieśnikiem rybnickiego żużla okazuje się być Joachim Maj, urodzony w tym samym 1932 roku, tyle że kilkanaście tygodni później, w sierpniu. Maj to żywa ikona rybnickiego speedwaya, najpewniej, najrówniej na tak wysokim poziomie, i zarazem najdłużej znakomicie punktujący żużlowiec rybnicki w historii. Prawie dwadzieścia lat bogatej kariery, z czego dwa sezony w wojskowej sekcji CWKS Wrocław. Dziesięć tytułów DMP dla Rybnika to jego, Joachima Maja, znaczący udział osobisty - by nie powiedzieć - decydujący. Idol młodzieży lat 50. i 60., łączący sobą dwie złote epoki rybnickiego żużla, lata 1956-1958 oraz 1962-1968. W 1969 rybniczanie nie obronili tytułu w lidze, bowiem w maju, nomen omen, stracili swojego niezawodnego kapitana i lidera Joachima Maja. Jeden z liderów rybniczan tylko cudem przeżył koszmarny upadek tuż przed metą ostatniego wyścigu dnia podczas meczu ligowego w Bydgoszczy. Tak oto bez mała pół wieku temu przerwany został złoty serial rybnickiej żużlowej hegemonii. Potem notowano już tylko króciutkie wzloty i długotrwałe kryzysy.
Uśmiech Seniora - Joachim Maj w grudniu 2016 Uśmiech Seniora - Joachim Maj w grudniu 2016
Poza wymienionymi wyżej, przed wojną zaczynali również znani bardziej z powojennych wyczynów, Ludwik Fajkis, Jan Sanecznik i Eryk Pierchała. Różnie potoczyły się ich sportowe losy (Pierchała został indywidualnym mistrzem Polski w 1947 roku w klasie motocykli powyżej 500 cc), ale tuż po wojnie to oni właśnie rybnickiemu żużlowi nadawali ton, siali postrach w całej Polsce. Obok Ludwika Dragi, Pawła Dziury, Alfreda Spyry i Roberta Nawrockiego najmocniej pchali ten rybnicki żużlowy wózek, windując go na medalowe pozycje w lidze lat 1950 i 1951. Kończąc kariery żużlowe pozostali przy motoryzacji, a ich synowie i wnuki kontynuują rodzinne tradycje w branży. Brzmienia nazwisk Sanecznik i Fajkis wciąż niezmiennie wiele znaczą nie tylko w Rybniku i okolicy. Podobnie jak Pierchała, choć to akurat bardzo popularne w Rybniku nazwisko.

Po owych, wojną jeszcze boleśnie smagniętych, fanatykach motorów nadszedł czas wszechstronnego do bólu lwowiaka Jana Palucha, znakomitego zawodnika i trenera Józefa Wieczorka, reprezentanta Polski Mariana Philippa i wspomnianego wyżej asa Joachima Maja czy też walecznego, lecz bardzo pechowego Zygmunta Kuchty. Za nimi szli Boguś Berliński, brat Chimkowy Erwin Maj i kilku innych, ale przed nimi eksplodował błyskotliwy talent nieustraszonego Stanisława Tkocza. Zmarły przed niespełna rokiem "Staszek" to pierwszy rybnicki żużlowy mistrz świata - uczestnik finału DMŚ 1961. Równolegle startowali w rybnickich barwach Karol Peszke, Stanisław Bombik, Alojzy Norek, Waldemar Motyka, Antoni Masłowski, mający swój udział w wielu tytułach DMP.

To przy ich boku wzeszło oślepiająco złote pokolenie w osobach pierwszego polskiego medalisty IMŚ Antoniego Woryny, pierwszego polskiego mistrza świata w jeździe parami Andrzeja Wyglendy, złotego drużynowo i indywidualnie w kraju Jerzego Gryta, fruwającego Antka Fojcika i twardziela Jerzego Wilima, medalisty MŚ Andrzeja Tkocza - najmłodszego z żużlowych braci, pewnego jak Zawisza Piotra Pysznego, inteligentnego Grzegorza Szczepanika, startującego również na angielskich torach, czy też żywiołowego (również w życiu prywatnym) Stanisława Kiljana.

Aż wreszcie pojawiło się grono ostatnich medalowych zuchów w osobach Jana Nowaka, Bronisława Klimowicza, braci Skupieniów, Mirosława Korbela, Henryka Bema, Adama Pawliczka, Andrzeja Musiolika, braci Fliegertów, Eugeniusza Tudzieża, po których (niestety - dla nich i dla Rybnika - już w dobie kryzysu) kroczył cały szereg talentów z ostatnich lat (Mariusz Węgrzyk, Roman Chromik, Rafał Szombierski, Zbigniew Czerwiński, Łukasz Romanek, Michał Mitko i ostatni, jak dotąd, Mohikanin - Kacper Woryna, wnuk sławnego w świecie ”Toniego” Woryny), o niemałych również zasługach w dziele podtrzymywania przepięknych tradycji miasta Rybnika, który wszak "żużlem stoi".

Stefan Smołka

ZOBACZ WIDEO Dał popis ze Spartą. To będzie jego sezon?


KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×