Tomasz Gollob wychodził już w przeszłości z ciężkich opresji

Tomasz Gollob trafił do szpitala po wypadku na crossie. Żużlowiec ma uszkodzony rdzeń kręgowy. W niedzielę przeszedł operację, stan jest poważny. Cała nadzieja w tym, że mistrz już się podnosił po ciężkich wypadkach.

Tomasz Gollob w niedzielę miał wypadek na treningu przed zawodami motocrossowymi. Trzy godziny później trafił na operacyjny stół. Ma uszkodzony rdzeń kręgowy i stłuczone oba płuca. Leży pod respiratorem. Został też wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Operujący go profesor Marek Harat mówi o stanie zagrażającym życiu i groźbie kalectwa. Nadzieja w tym, że mistrz w przeszłości pokonywał już ciężkie zakręty.

W 1999 roku przeżył pierwsze spotkanie ze śmiercią. Po upadku w jednym z biegów finału Złotego Kasku przeleciał przez bandę. Karetka odwiozła go do szpitala. Stało się to na kilka dni przed finałową rundą Grand Prix, w której miał bronić pozycji lidera. Ostatecznie pojechał na tamte zawody do Vojens, ale mistrzem nie został. Zgarnął srebro i już to było wielkim sukcesem, bo nie miał siły i zsuwał się z motocykla. Dodatkowo jeździł ze specjalną nakładką na małym palcu prawej ręki. Koniuszek palca lekarze musieli mu amputować.

W 2000 roku życie uratował mu jego srebrny Mercedes C AMG z wzmacnianymi ramami. Jechał z kierowcą Markiem Meinertem po silniki do niemieckiego tunera Hansa Zierka, kiedy z drogi podporządkowanej wpadł na nich mercedes na gorzowskich rejestracjach. Wyszedł z tego cało, miał złamany obojczyk w trzech miejscach. To był cud, bo jego wóz po karambolu nadawał się do kasacji.

Gollob spał, ale obudził go potworny huk. Zobaczył tira, który złapał poślizg i zmierzał prosto na samochód, którym podróżował. Na szczęście wielka ciężarówka tylko otarła się o mercedesa. Inny pojazd biorący udział w zdarzeniu wbił się jednak w auto Tomasza. Policjanci i sanitariusze, którzy przyjechali na miejsce wypadku, zobaczyli dwa wozy zbite w jedną wielką kulę. Po tamtej krasie Gollob stwierdził, że nie zamieni mercedesa na inne auta, bo ta marka uratowała mu życie.

ZOBACZ WIDEO Nowy pakiet w żużlu? To może być złoty interes

Kolejny raz Tomasz otarł się o śmierć w 2007 roku, kiedy pilotowana przez jego ojca awionetka wylądowała na drzewach. Lecieli na mecz Unii Tarnów. Samolot roztrzaskał się w drobny mak. Władysław Gollob, ojciec żużlowca, doznał poważnych obrażeń. Tomasz przyznał, że kiedy podchodzili do lądowania, miał myśl, żeby wyskoczyć. Jednak został, wierzył, że ojciec da radę. Zawodnik wyszedł z tego mocno poobijany. Przeżył jednak ogromny stres, bo lekarze walczyli o życie ojca.

Gollob, wspominając wypadek po latach, żartował z okoliczności. Opowiadał o tym, jak lecący z nimi zawodnik Rune Holta do końca robił zdjęcia telefonem komórkowym. Wspominał też, że kiedy później jeździł z Holtą w Stali Gorzów, po jednym z meczów podszedł do niego i poważnym głosem oświadczył, że ma się pakować, bo ojciec przyleciał i czeka. Holta zrobił wielkie oczy, ale Tomasz szybko go uspokoił mówiąc, że to żart.

Ostatnie zderzenie Golloba ze śmiercią miało miejsce w 2013 roku, w Grand Prix w Sztokholmie. Tai Woffinden zaatakował Tomasza na drugim wirażu pierwszego okrążenia i uderzył w jego motocykl. Nasz mistrz poleciał niczym szmaciana lalka, oberwał jeszcze w głowę motocyklem rywala. Wyglądało to makabrycznie. Zawodnik doznał wtedy silnego wstrząśnienia mózgu, uszkodzenia siódmego kręgu, miał też kontuzję ręki.

Kilka miesięcy później Gollob przyznał, że to był największy wypadek w jego życiu. - To był taki dzwon, który ma wszystkie inne pod sobą - stwierdził. Po wypadku stracił przytomność i trafił do kliniki Karolinska w Sztokholmie. Długo dochodził do siebie. Kiedy pierwszy raz obejrzał upadek, aż syknął z bólu. Po tamtym zdarzeniu zrezygnował z dalszej jazdy w Grand Prix. Została mu tylko żużlowa liga i jego pierwsza pasja - motocross. Po niedzielnym wypadku lekarze mówią o końcu kariery i walce o uniknięcie kalectwa.

Źródło artykułu: