Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Wielkie gratulacje za drugie miejsce, ale po wyścigu finałowym nie było radości, tylko kręcenie głową. Byłeś chyba niepocieszony?
Maciej Janowski: Szkoda, bo naprawdę było tak blisko. Bardzo chciałem zapewnić sobie i publiczności Mazurka Dąbrowskiego. Pragnąłem odśpiewać go tak głośno, jak tylko potrafię. Goniłem Fredrika Lindgrena, ale trochę zabrakło. "Freddie" był w sobotni wieczór bardzo szybki i nie dał sobie wydrzeć tego zwycięstwa.
Początek i dwie trójki na "dzień dobry" dodały pewności siebie?
Szczerze mówiąc, już podczas piątkowego treningu czułem, że jest dobrze. Moje motocykle były szybkie. Byłem spokojny, byłem znakomicie przygotowany, cały mój team spisał się wyśmienicie. To wszystko złożyło się na tak dobry wynik.
ZOBACZ WIDEO Żużel to robota i zabawa. Oto cały Bartosz Zmarzlik
Polska publiczność niesamowicie was wspierała. Czuliście energię płynącą od tych kilkudziesięciu tysięcy polskich gardeł?
Oczywiście, czułem to bardzo i dlatego tak chciałem sprawić im ogromny prezent w postaci zwycięstwa. Ich doping nas niósł. Czułem tę energię i serdecznie dziękuję wszystkim zebranym na PGE Narodowym. Wielkie podziękowania za ten doping, za wspaniałą atmosferę. Czułem ciarki na plecach. Zawody minęły mi jakby w ciągu jednej sekundy.
Półfinał był także niesamowity. Jak go wspominasz?
Kosztował mnie bardzo dużo sił. Nie wiem, czy w ogóle oddychałem podczas tego wyścigu. Kiedy zjechałem do parkingu, miałem taką zadyszkę, że szok. Jestem wypompowany, a jeszcze w nocy czeka mnie wieczór kawalerski.
Ściganie było niesamowite. Można było jeździć różnymi liniami, ale chyba też ten tor nie wybaczał błędów?
Dokładnie. Trzeba było wszystko skrzętnie obserwować i dobierać odpowiednie zmiany. W ostatnim wyścigu serii zasadniczej postawiłem wszystko na jedną kartę. Powiedziałem chłopakom w teamie, że robimy dużą korektę, bo nie byłem na tyle szybki, by z tych zewnętrznych pól coś sensownego zdziałać. Duża zmiana wypaliła. Szkoda, że tak mało brakło do końcowego zwycięstwa. Nie ukrywam, że chciałem wygrać te zawody. Bardzo mi na tym zależało. Niestety, nie udało się.
Jakie uczucia w tobie biorą górę? Radość z drugiego miejsca czy niedosyt, bo nie udało się wygrać?
Oczywiście, niedosyt. Jestem sportowcem i dla mnie liczy się pierwsze miejsce. Drugi to jest pierwszy przegrany. W jakimś stopniu cieszę się, bo w tych zawodach pojechało szesnastu chłopaków, z których każdy mógł wygrać. Cieszę się, że ta ciężka praca powoli przynosi efekty. Mimo wszystko, był to jeden z piękniejszych wieczorów w mojej karierze. Publiczność dopingiem, krzykami i owacją wynagrodziła mi to, że nie wygrałem. Było wspaniale. Dlatego tak jak wspomniałem, ten wieczór minął w ułamku sekundy.
Zdobyłeś sporo punktów do klasyfikacji generalnej IMŚ. To jest chyba najistotniejsze po sobotnich zawodach w Warszawie?
Jak najbardziej. Chodzi przecież o to, żeby zbierać jak najwięcej punktów. Na koniec liczą si punkty, a nie miejsca na podium poszczególnych zawodów. Będę starał się je skrupulatnie zbierać.
Wróciłeś do gry i to jest najważniejsze, a Twoja jazda to był poemat.
No cóż, brakowało Ci tylko 1,5 metra do szczęścia... Twojego i naszego.
Wierzę, Czytaj całość