- Miałem za mało armat, żeby się w tym meczu poważniej postawić gospodarzom - mówił po porażce z Orłem Łódź trener Stali Rzeszów. Drużyna Janusza Stachyry przegrała 37:53, chociaż po dwunastu wyścigach traciła do gospodarzy zaledwie sześć "oczek". Wtedy wydawało się, że wszystko jest jeszcze możliwe.
Trener gości przestał jednak stosować rezerwy taktyczne. Konsekwentnie stawiał na Chrisa Harrisa, który w drugiej części zawodów był kompletnie bezbarwny. Wydawało się, że lepszą opcją byłby dodatowy bieg dla nieźle dysponowanego Josha Grajczonka. Pewnie można było się również zastanawiać nad szóstym startem Wiktora Lamparta który spisał się świetnie w swoim ostatnim biegu.
- Harris miał świetny początek, ale później korekty nie zdały egzaminu i dlatego zaliczył trzy zera - tłumaczył Stachyra. - Być może można było jeszcze rzucić podwójną rezerwę taktyczną, ale uznałem, że to bez sensu. Ta drużyna ma mało jazdy. Sporo meczów zostało przełożonych. Chciałem, żeby wszyscy zawodnicy pojeździli - stwierdził trener gości.
ZOBACZ WIDEO Wielka radość piłkarzy Realu Madryt [ZDJĘCIA ELEVEN]
Doświadczony szkoleniowiec przyznaje, że podczas meczu w Łodzi miał w głowie różne rozwiązania taktyczne. Na niektóre rezerwy się nie zdecydował, bo uznał, że wyjdzie to zespołowi na dobre w kolejnych spotkaniach. - Dziś zabrakło nam też punktów Nicklasa Porsinga. Dwie jedynki i taśma to nie jest rewelacyjny występ. Można było mu zabrać bieg, ale nie chciałem tego robić. Wiem, że będzie nam potrzebny w domu - dodał trener.