Teraz jest tak, że jak zawodnicy lub ich mechanicy grzeją motocykle przed zawodami, to maszyna jest ustawiona na stojaku i nie ma żadnych dodatkowych zabezpieczeń. Gdyby motocykl spadł ze stojaka, to ruszyłby prosto przed siebie i tratowałby wszystko na swojej drodze. - Jeszcze nigdy się to nie stało, ale przyznaję, że groźba jest realna - mówi nam Jan Ząbik, żużlowy trener i działacz GKSŻ.
- A przecież wystarczyłoby, żeby osoba grzejąca motocykl trzymała bezpiecznik od zapłonu w ręce - zauważa słusznie Krzysztof Mrozek, prezes ROW-u Rybnik, który już kilka razy zwracał uwagę na to, że być może należałoby to jakoś zapisać w regulaminie.
- Trzymanie bezpiecznika, czy wyłącznika w ręce, nie byłoby żadnym problemem dla tego, który grzeje motocykl - stwierdza Ząbik. - A gdyby maszyna uciekła, to natychmiast odcinałoby jej prąd i na pewno nic złego, by się nie stało. Myślę, że faktycznie warto by zrobić stosowne zapisy. Dlaczego nie ma ich w obecnym regulaminie? Każdy wychodzi z założenia, że w parku maszyn przebywają osoby, które znają się na rzeczy i wiedzą co robią.
Ku przestrodze warto przypomnieć historię, która przytrafiła się Sławomirowi Kryjomowi, gdy pracował w Unibaksie Toruń. W trakcie treningu juniorów, jeden z zawodników źle ustawił motocykl na stojaku i ten ostatni wyleciał jak z katapulty uderzając menedżera w nos. Skończyło się na strachu, ale gdyby stojak przeleciał kilka centymetrów dalej, to mogło dojść do tragedii.
ZOBACZ WIDEO Żużel był już na World Games