Mateusz Jach: Sam "Sudden" Ermolenko

Mistrz świata z niemieckiego Pocking chyba powoli zaczyna nie rozumieć współczesnego speedway'a. Bo jak ma go rozumieć w świetle problemów Włókniarza Częstochowy sportowiec, który z Wielkiej Brytanii przyjeżdżał na mecze biednej i drugoligowej drużyny z Łodzi?

Mateusz Jach
Mateusz Jach

Sam "Sudden" Ermolenko

18 marca minęły dokładnie dwa lata od momentu gdy oficjalnie zakończył swoją długą karierę sportową Sam Ermolenko. Amerykański fighter pożegnał się z kibicami organizując turniej indywidualny, który wygrał Peter Karlsson. Zawody odbyły się na ukochanym Ladbroke Stadium w Wolverhampton, na torze na którym przez piętnaście lat bronił barw miejscowych "Wilków". Ermolenko urodził się w 1960 roku w Maywood w Kalifornii i to z tamtejszego bardzo króciutkiego toru w Costa Mesa wypłynął na głębsze, żużlowe wody trafiając do ówcześnie najsilniejszych na świecie rozgrywek – ligi angielskiej. Po dwuletniej nauce europejskiego żużla w barwach "Piratów" z Poole przeniósł się do Wolverhampton, gdzie z czasem stał się liderem i prawdziwą legendą klubu. Eksplozja talentu "Kowboja z Kalifornii" przypadła na przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy stał się z miejsca następcą swych wielkich kolegów Kelly Morana czy Shawna Morana. Swoją silną pozycję w żużlowej hierarchii ugruntował pierwszymi międzynarodowymi sukcesami jakim było m.in. III miejsce w IMŚ w 1987 czy tytuł DMŚ z 1990 roku.

Nie mógł zostać niezauważony przez polskich działaczy, już w 1992 roku trafił do Polonii Bydgoszcz, gdzie startując w charakterystycznym białym kombinezonie kontrastującym z czarnymi osłonami motocykla obok Tomasza Golloba stał się ozdobą całej polskiej ligi. Rok później, odniósł swój największy indywidualny sukces, na małym stadionie z trawiastymi wałami zamiast profesjonalnych trybun, w podmonachijskim Pocking został IMŚ. Wtedy "Ermol" wygrał już na starcie dwa pierwsze swoje wyścigi, ale już w następnym upadł na pierwszym łuku wraz z Tomaszem Gollobem. Sędzia zawodów Frank Ebdon nie dopatrzył się przewinienia Sama, ani Grega Hancocka czego domagali się polscy kibice. Wyścig powtórzono w pełnej obsadzie i wygrał go nikt inny tylko późniejszy triumfator turnieju. Po trzech seriach razem z Hansem Nielsenem był liderem zawodów. W dużej mierze o końcowej kolejności na podium miał rozstrzygnąć bieg piętnasty, w którym spotkali się obaj niepokonani. W pierwszej odsłonie tego wyścigu walka pomiędzy Amerykaninem i Duńczykiem była tak zaciekła, że w wyniku szarży "Profesora z Oxfordu" Ermolenko upadł na tor. Arbiter Wykluczył Nielsena, który długo nie mógł pogodzić się z jego decyzją i dlatego nieuprawniony wyjechał nawet do powtórki. W drugim podejściu do wyścigu na pierwszym łuku Ermolenko, który wygrał start w wyniku defektu stanął w poprzek toru i upadł wyniku kolizji z Hamillem. Sędzia ponownie nakazał powtórkę, którą i tym razem wygrał "Sudden" jak nazywali go w parkingu koledzy (w tłumaczeniu z ang. niespodziewany, gwałtowny). Przed ostatnią serią wszystko było wiadome, mistrzem został Ermolenko, który w dwudziestym wyścigu zamiast pokazać dominacje nad wszystkimi jechał spokojnie, daleko z tyłu, nie przeszkadzając walczącemu o baraż o trzecie miejsce Havelockowi rywalizującemu z Gustafssonem. Został kontrowersyjnym mistrzem świata, który zerwał z tym określeniem chyba dopiero w 1995 roku kiedy w pierwszym cyklu Grand Prix, zupełnie zasłużenie wygrywając "pudło" ze swoim przyjacielem Gregiem Hancockiem jednym punktem został drugim indywidualnym wicemistrzem świata.

Amerykanin wygrywał na torze jednocześnie bawiąc się żużlem. Kiedyś przyjechał do Polski na mecz z motocyklem, którego rama i prawie każda metalowa część była przewiercona małym wiertłem. Zagadnięty o tą sprawę odparł z uśmiechem, że to po to by motocykl był lżejszy, przez co szybszy na torze. Ermolenko nie poddawał się nieprzychylnością losu. Został wielkim żużlowcem pomimo tego, że od szesnastego roku życia po wypadku motocyklowym miał o kilkanaście centymetrów krótsza nogę! W 1998 roku przed finałem DMŚ, w którym w podstawowym składzie mieli wystąpić spóźniający się na zawody Hamill z Hancockiem półgodziny przed zawodami z uśmiechem jako rezerwowy ustawił przełożenia i "grzał" swoim przyjaciołom maszyny. Spóźnialscy, którzy wpadli tuż przed prezentacją dzięki tym zabiegom w porywającym stylu wywalczyli na torze tytuł najlepszej drużyny na świecie. Ermolenko nigdy nie był naburmuszona gwiazdą, jeżdżąc w drugiej lidze wprowadził Łódź do klasy wyżej w 1999 roku. Zawsze uśmiechnięty, skory do pomocy, nie raz pomagał zapychać maszyny juniorom. Prawdziwy sportowy mistrz z klasą. Udowodnił to po raz kolejny, gdy w zeszłym roku jeszcze raz ubrał żużlowy kevlar w barwy amerykańskiej flagi i na pełnym gazie z Romanem Jankowskim i Józefem Jarmułą po roku przerwy wrócił na tor i bawił kibiców w Poznaniu swoją jazdą w wyścigach pokazowych podczas zawodów z okazji 15-lecia startów swojego przyjaciela z Wolverhampton Adama Skórnickiego. W tym sezonie nie mógł odmówić sobie startu w zawodach pożegnalnych Billy Hamilla. Oprócz hobbystycznych startów Sam cieszy się i opiekuje dzieckiem swojej ukochanej córki, prowadzi dużą firmę tuningującą silniki do motocykli szosowych i z klasą komentuje zawody żużlowe w szanowanej brytyjskiej telewizji Sky.

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×