Pomysł, aby zrobić polskiego zawodnika z Josha Grajczonka nie jest niczym nowym. Stal Rzeszów już przed sezonem próbowała załatwić swojemu nowemu żużlowcowi odpowiednie papiery, ale wówczas na przeszkodzie stanęły procedury. Chodziło o fakt, że egzamin teoretyczny na licencję "Ż odbywa się w języku polskim.
Grajczonek choć ma polski paszport, to nie najlepiej włada językiem Szymborskiej i Miłosza. - Umiem proste zwroty i przekleństwa. Czasami rozumiem też kto coś mówi - przyznał na wiosnę. Jeśli 27-latek zrozumie też co jest napisane na wrześniowym egzaminie, to Stal Rzeszów odpali w najbliższych tygodniach prawdziwą bombę.
Zawodnik został bowiem zgłoszony na część teoretyczną egzaminu, która odbędzie się 5 września w Pile. Stosowne pismo trafiło już do GKSŻ. Teraz wszystko w długopisie samego zainteresowanego. Nikt nie ma chyba wątpliwości, że z częścią praktyczną nie powinien mieć większych problemów.
Przypomnijmy, że Grajczonek to wnuk polskich emigrantów, którzy w trakcie Zimnej Wojny postanowili wyjechać na Antypody. Australijczyk ma polski paszport z racji krwi. W tym sezonie z powodzeniem reprezentuje barwy Stali Rzeszów w Nice 1.LŻ legitymując się średnią biegową 2,024. Rzeszowianie początkiem października zmierzą się jeszcze w dwumeczu barażowym z drugą siłą 2. Ligi.
Grajczonek z polską licencją rozwiązałby największą bolączkę w ekipie Janusza Stachyry, która do tej pory zmagała się z deficytem krajowych zawodników. Stal przez cały sezon musiała jechać ze słabym Marcelem Szymko bądź trójką juniorów.
ZOBACZ WIDEO Kulisy pracy kierownika drużyny w PGE Ekstralidze