Ale tak szczerze, czy ktokolwiek sądził, że będzie inaczej? Że takie talenty jak Woryna, Smektała, Drabik i Kubera na własnej ziemi wystraszą się kogokolwiek? Jasne, pisaliśmy, że Australijczycy będą groźni, że Drabik za rybnickim torem nie przepada itd. To wszystko jednak kurtuazja. No, bo przecież nie wypada napisać jeszcze przed zawodami, że drużynowo jesteśmy poza zasięgiem. Mimo że od kilku lat jeździmy w swojej lidze. Tylko splot nieprzewidzianych wydarzeń jest nas w stanie zatrzymać. Tak jak w tym feralnym 2015 roku, gdy fatalnej kontuzji podczas DPŚ doznał Jarosław Hampel.
Śledząc relację z Rybnika, śmialiśmy się z Bartkiem Rutą, że jakby ta Australia jakimś cudem nam to mistrzostwo zabrała, to my, dziennikarze, mielibyśmy przynajmniej pożywkę. Pewnie rzucilibyśmy się jak sępy na padlinę i wyssali temat do cna. A tak? Nuda. Nic. Polacy wygrali, co w tym nadzwyczajnego? Przecież zrobili swoje. Owszem, napracować się musieli, ci młodzi Australijczycy faktycznie trochę krwi napsuli. Lecz koniec końców panowaliśmy nad sytuacją. Nawet przewodniczący GKSŻ-u, Piotr Szymański przyznał, że do połowy zawodów mieliśmy emocje. A druga połowa? Dominacja. Hegemonia.
Jeszcze kilkanaście lat temu brzmiałoby to jak science-fiction. Po dziś krążą przecież legendy, jak to Egon Skupień ograł wielkiego Hansa Nielsena. Cóż to było za wydarzenie. Albo Tomasz Gollob, dosłownie sam przeciwko wszystkim na początku historii Grand Prix. Czy wtedy ktokolwiek się nami, Polakami i naszym żużlem przejmował? Wówczas, gdy prym wiedli Brytyjczycy, Duńczycy, Szwedzi? Albo nieodległa historia futbolu. Czy Hiszpanie zastanawiali się nad losami innych nacji wygrywając trzy wielkie turnieje z rzędu i mając jedną z najlepszych lig na świecie? To czemu my tak martwimy się o innych?
Może dlatego, że o siebie przejmować się nie musimy i na siłę sobie szukamy problemów. Spokojnie, żużel przetrwa a to nasz czas. Cieszmy się razem z naszymi reprezentantami z ich kolejnych tytułów.
ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody
Bo to, że po nie sięgają, to nie efekt tego, że w innych krajach jeżdżą amatorzy. To zasługa ciężkiej pracy. Pierwsze wspomnienie dotyczące Maksyma Drabika mam z warsztatu jego ojca Sławka, gdy jako 9-latek z oczami wielkimi jak pięciozłotówki przyglądał się pracy mechanika przy GM-ach ojca (teraz ten sam człowiek przygotowuje jego maszyny).
Później były treningi przy Olsztyńskiej w Częstochowie, nauka wchodzenia w łuki, następnie pierwsze starty, które były w jego wykonaniu katastrofalne. Maksym notorycznie zostawał pod taśmą. Teraz to jeden z lepiej startujących zawodników. Czemu? Bo gdy każdy podchodził i klepał go po ramieniu mówiąc "Maksiu, Maksiu, ty to jesteś jak twój tata", on harował jak wół, by wejść na wysoki poziom. Nie ma nic za darmo. Bez względu na to, jak się nazywasz.
Bartek Smektała robił w Rybniku co chciał. To szalenie inteligentny chłopak. Już jako 16-latek wypowiadał się bez tremy, bardziej elokwentnie niż niejeden rutyniarz. Gdy Darcy Ward zwrócił mu uwagę na podobny do jego design, odparł Australijczykowi, że powinien być dumny, że akurat jego zdecydował się naśladować. Z taką samą kulturą radzi sobie na torze z rywalami. Było to widać przy Gliwickiej, gdy z końca stawki przechodził na jej czoło. Naprawdę mamy w młodzieży niesamowity potencjał i rokrocznie zbieramy żniwa.
Dlatego gdy zawodzą siatkarze, koszykarze czy piłkarze, obejrzyj żużel. Tu wygrywają Polacy.
Ja jestem dumny z osiagniec Naszych "nudziarzy", zeby tak jeszcze z pare tytulow indywidualnych ............. jakos nie odcz Czytaj całość