Swego czasu firma BSI dążyła do tego, by wielki żużel odbywał się w dużych miastach, na stadionach niekoniecznie żużlowych, na których układano czasowe tory. Cardiff, Kopenhaga, od kilku lat także Sztokholm na nowym stadionie, od roku Melbourne, a przede wszystkim Warszawa z PGE Nardowym mają być wizytówkami cyklu. I pewnie są. Szczególnie w ostatnich dwóch latach perełką SGP jest Grand Prix w naszej stolicy. - Warszawa przebiła Cardiff. To najlepsze zawody w historii - mówił już przed rokiem Greg Hancock, zachwycony kompletem publiczności, atmosferą i oprawą turnieju na PGE Narodowym.
Również kibice zdają się podzielać ochy i achy nad turniejem w Warszawie. Po kompletnej klapie sprzed trzech lat pozostały już tylko złe wspomnienia, do których mało kto wraca. Kibice ekscytują się naszym pięknym obiektem narodowym. Oprawą turnieju i świetnym ściganiem, jakie miało miejsce w ostatnich dwóch latach. - Do pełni szczęścia brakowało tylko zwycięstwa Polaka. Dobrze, że Maciej Janowski był na podium. Szkoda, że na koniec nie odegrano jednak Mazurka Dąbrowskiego - mówili fani z Bydgoszczy, opuszczając PGE Narodowy w maju tego roku. - Ale impreza była super. Wrócimy tu za rok - zastrzegli.
- Nie wyobrażam sobie teraz cyklu Grand Prix bez wizyty w Warszawie na tym pięknym stadionie. Byłem tutaj w sezonie 2015. Przyjechałem przed rokiem i wróciłem. Na pewno także pojawię się za rok. Po prostu, coś pięknego. Znakomite zawody, cudowny obiekt, a przy okazji odkrywamy z synem, co roku, kolejne zakątki naszej urokliwej stolicy. Przyjeżdżamy do Warszawy bowiem na trzy dni, od piątku do niedzieli. Kapitalna sprawa - ocenił pan Piotr z Wielunia, który na co dzień nie ma możliwości oglądania ligowego żużla, a speedway śledzi w telewizji i przy okazji turniejów Grand Prix.
Warszawa przebiła Cardiff. Zarówno pod względem frekwencji jak i sportowym. Grand Prix Wielkiej Brytanii, szczególnie w tym roku, nie cieszyło się już tak dużym zainteresowaniem kibiców. Bez licznej rzeszy naszych rodaków, którzy mieszkają na Wyspach Brytyjskich, byłoby jeszcze gorzej. Grand Prix w Polsce, choć aż trzy w roku, nie nudzą się kibicom. Praktycznie wszystkie trzy obiekty wypełnione są do ostatniego miejsca. W Gorzowie był komplet, na Motoarenie praktycznie co roku trudno szukać wolnych miejsc. Grand Prix na PGE Narodowym sprzedaje się także świetnie, a zapełnienie co sezon tak dużego stadionu, naprawdę nie jest łatwe i wymaga wielu zabiegów marketingowych, a przede wszystkim dobrej postawy Polaków, bo nic nie napędza tak koniunktury, jak sukcesy naszych reprezentantów.
ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody dla PGE Ekstraligi i Nice 1.LŻ
Warszawa, Cardiff, Sztokholm czy Melbourne z jednej strony, a z drugiej kameralne turnieje w Krsko, nic nie ujmując stadionowi w Malilli, położonemu za miasteczkiem, a przede wszystkim Teterow i Bergring Arena, usytuowana w... lesie. - Takie turnieje mają też swój klimat. Atmosfera jest piknikowa. Nie ma może wygodnych foteli jak na PGE Narodowym, ale to trochę powrót do romantycznego speedwaya sprzed lat - uważa Przemysław z Ostrowa, który widział na żywo zarówno Grand Prix w Warszawie jak i Teterow. - To, co że kolejki do plastikowych kabin toaletowych były tak duże, że większość szła za potrzebą... w krzaki. To, co że gryzły komary z pobliskiego lasu. Miało to swój urok - dodaje.
Również komfort pracy dziennikarzy na obiektach Grand Prix jest skrajnie różny. Od przestronnego biura prasowego na PGE Narodowym, które dostosowane jest do przyjęcia kilkuset przedstawicieli mediów, aż po przenośny kontener w Teterowie o powierzchni tak na oko 15 metrów kwadratowych. Co ciekawe, w tym samym miejscu, w którym mieściło się biuro prasowe w Niemczech, odbywał się również briefing z żużlowcami, a po zawodach konferencja prasowa, w trakcie której zagęszczenie na jeden metr kwadratowy było niesamowite. Można pracować w takich warunkach? Pewnie, że można! Komfort pracy jest jednak zupełnie inny niż na PGE Narodowym, gdzie zawody śledzi się co prawda z dużej wysokości, ale przy pulpitach, na których można postawić komputer, podpiąć go do prądu i gdzie znajduje się WIFI.
W Teterow miejsca dla mediów mieszczą się na... trawiastym nasypie. Usiąść, owszem można, na czterech literach. W zeszłym roku widziałem nawet śmiałków, którzy w takich warunkach odpalali laptopy i pisali relacje lub wysyłali zdjęcia do swoich redakcji. Niby zawody tej samej rangi, co w Warszawie lub Cardiff, a jednak zupełnie inny komfort oglądania ich dla kibiców i pracy przedstawicieli mediów. Najważniejsze jednak, że stadiony w Niemczech się zapełniają, a że infrastruktura tych obiektów odbiega znacząco od polskich, to już inna bajka. Niemcy w komfortowych warunkach oglądają futbol. Fani żużla aż takich wymagań nie mają, często idąc na stadion z własnym siedziskiem i kocem. Ważne, że piwo leje się strumieniami, a wursty smażą na grillu.
Jerzy Kanclerz przed 200. turniejem Grand Prix w Teterow wyliczył, że Bergring Arena to dopiero 39 stadion, na którym odbywają się zawody SGP. - Te same obiekty powtarzają się co roku i to powszednieje kibicom. Często fani wybierając się w dane miejsce, kierują się także aspektem turystycznym. Jeśli jest daleko i drogo, to jadą tam raz i w kolejnym roku nie wracają. Do Auckland w 2012 roku leciało nas łącznie 27 osób. Rok później już tylko 6 - wspomina bydgoszczanin.
Człowiek, który widział wszystkie rundy SGP na żywo jest zwolennikiem kameralnych stadionów, gdzie zawody odbywają się na stałych torach, a nie czasowych. - Zdecydowanie bardziej preferuję tory naturalne, typu Krsko w Słowenii czy stolicę Czech, Pragę. Kapitalne zawody były zawsze u nas w Bydgoszczy - wspomina Kanclerz. - Wolę małe obiekty, ale nie oznacza to, że nie lubię zawodów na dużych stadionach. Cardiff czy Warszawa mają swój urok. Z obiektów, gdzie turnieje odbywają się na torach czasowych, odpowiada mi także Horsens - dodaje nasz rozmówca.
Z jednej strony mamy dziewięciotysięczne Teterow, siedmiotysięczne słoweńskie Krsko czy półtoratysięczną Malillę w Szwecji. Z drugiej metropolie - prawie czteromilionowe Melbourne, 1,8 milionową Warszawę, czy o niespełna pół miliona mniejszą Pragę. Na trasie cyklu Grand Prix spotkać można piękne duże miasta z ogromem zabytków i atrakcjami turystycznymi, jak i kameralne miejscowości, w których największym wydarzeniem w roku jest właśnie żużlowa Grand Prix. - Niektórzy jeżdżą tylko na zawody, ale wielu jest takich, którzy łączą speedway z turystyką. Dlatego, im ładniejsze miejsca i większa rotacja miast, tym większe grono żużlowych turystów - uważa Jerzy Kanclerz, który jak mało kto, ma doświadczenie w organizowaniu wyjazdów grupowych na żużlowe Grand Prix.
Cykl Grand Prix każdego roku odbywa się prawie w tych samych miejscach. Jedni narzekają, bo w końcu ile razy można jeździć do Pragi. Inni wręcz nie wyobrażają sobie SGP bez stolicy Czech. Urok mają zarówno turnieje w wielkich miastach, stolicach krajów, ale znaleźć można również zwolenników kameralnych stadionów w Teterowie czy Krsko, gdzie może infrastruktura sportowa odbiega od standardów XXI wieku, ale żużel tam ma właśnie swój niepowtarzalny, romantyczny klimat.
A Wy, które turnieje Grand Prix bardziej lubicie oglądać na żywo? Te w stolicach, na dużych stadionach czy może jednak kameralne w małych miejscowościach, na stadionach, gdzie czasami trzeba przyjść z własnym siedziskiem? Czekamy na opinie w komentarzach i głosowanie w sondzie.