Jeśli KSM ma zacząć prężniej działać, musi się wiele zmienić. Brakuje ludzi do pracy (rozmowa)

Biedne, ale stabilne - tak w skrócie można scharakteryzować KSM Krosno. II-ligowiec od lat znany jest z nienagannej polityki finansowej. Wydaje tyle, ile ma, a że nie ma dużo to... przekłada się to na wynik sportowy.

Wojciech Ogonowski
Wojciech Ogonowski
Mariusz Puszakowski przed Wojciechem Lisieckim i Arkadiuszem Pawlakiem WP SportoweFakty / Karol Słomka / Mariusz Puszakowski przed Wojciechem Lisieckim i Arkadiuszem Pawlakiem

Co musi się zmienić, żeby klub wskoczył na wyższy poziom? M.in. o tym rozmawialiśmy z Wojciechem Zychem, wiceprezesem klubu z Podkarpacia. Ale i o tym, dlaczego drużyna od kilku lat w decydującej części sezonu nie potrafi postawić kropki na "i". W tym roku po słabej końcówce przegrała play-offy, w poprzednim rzutem na taśmę spadała z Nice PLŻ, a w poprzednich dwóch latach nawet przy dobrej rundzie zasadniczej, w play-offach była chłopcem do bicia.

Wojciech Ogonowski, WP SportoweFakty: Tegoroczny sezon był kolejnym, który zakończyliście w bardzo słabym stylu. Od kilku lat jest to już domeną KSM-u, że nawet przy dobrym początku i środku rozgrywek, końcówka zawsze jest zepsuta. Dlaczego tak się dzieje?

Wojciech Zych, wiceprezes KSM-u Krosno: Składa się na to kilka czynników. Na pewno brakuje nam szczęścia, ale i możliwości finansowe oraz kadrowe mamy takie a nie inne. Proszę zauważyć, że te najbogatsze kluby w trakcie sezonu zwykle się wzmacniają i ich siła rośnie. My mamy problem z zatrudnieniem zawodnika, który byłby o klasę lepszy od tego, którego ma zastąpić.

Przez większość rundy zasadniczej zespół, jak na swoje możliwości, spisywał się co najmniej przyzwoicie. Później jednak coś się zacięło. Ostatnie mecze były już bardzo słabe. Co się stało? Czy uważa pan, że część zawodników nie inwestowała w sprzęt?

- Pieniądze dla zawodników leżą na torze. Jeśli nie inwestują, to nie mają później możliwości ich zarabiać. A awans do play-offów, to przecież kolejne spotkania i kolejna okazja do zarobku. Nie zaglądamy zawodnikom do silników, ale nie sądzę, żeby nie inwestowali. Oni zdają sobie sprawę z tego, jak ten mechanizm działa i myślę, że każdy na ile był w stanie, na tyle inwestował. Przyczyn zniżki formy jest kilka. Uważam, że nasze kłopoty zaczęły się od upadku Adriana Bialka w Rybniku. Na początku sezonu Adrian wygrywał wszystkie wyścigi młodzieżowe, punktował w innych biegach i wtedy jeździliśmy naprawdę dobrze. Nie trzeba było już na starcie odrabiać 4 punktów. A od tego upadku coś się w nim zacięło. Do końca sezonu to był już niestety inny zawodnik. W końcówce kompletnie pogubił się też Czałow, a i Lisiecki jeździł dużo gorzej niż na początku. Wówczas w kilku meczach miał przebłyski. Potrafiliśmy w tym roku walczyć jak równy z równym w dwumeczu z Motorem Lublin, zremisowaliśmy u siebie z piekielnie mocnym Startem, zrobiliśmy 40 punktów w Ostrowie, a te trzy ostatnie mecze… tragedia. Niestety przez to też ten sezon tak zostanie zapamiętany, a szkoda, bo były podczas niego miłe momenty.

ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody

Kibice pytają, dlaczego przez cały sezon ani razu nie pojechał Andreas Lyager?

- Taką decyzję podejmował trener Stanisław Kępowicz.

I uważa pan, że trener popełnił błąd?

- Niekoniecznie. Andreas Lyager wiosną był na treningach w Krośnie i prezentował się dobrze, ale nie lepiej od Czałowa. Trener chciał stawiać na Ilję, bo widział w nim większy potencjał. Poza tym on był na miejscu, mieszkał w Krośnie, co też działało na jego korzyść. Czałow na pewno nie spełnił oczekiwań, ale też pojechał kilka bardzo dobrych meczów, a w kilku pechowo pogubił punkty. Lyager z kolei nieźle zaczął sezon, potem też miał słabsze mecze w Danii, a gdy znowu zaczął dobrze jeździć, to Włókniarz uruchomił procedurę ściągnięcia go z powrotem do siebie i nie mieliśmy możliwości, żeby z niego korzystać. Trochę szkoda, że tak wyszło. Podejrzewam, że gdyby został utrzymany limit trzech obcokrajowców, to Lyager jeździłby na zmianę z Czałowem i Jakobsenem.

Jesteście za tym, żeby ten limit trzech obcokrajowców wrócił?

- Tak, bo jest problem z Polakami, a dokładniej z ich brakiem na rynku. Jeśli w Ekstralidze pojawi się przepis o ósmym zawodniku w składzie, to problem będzie jeszcze większy. Na tę chwilę limit czterech krajowych zawodników, w tym dwóch juniorów, byłby optymalny.

Wracając do trenera. Odkąd Stanisław Kępowicz odszedł z klubu, opiekę nad szkółką objął stary-dobry znajomy, czyli Ireneusz Kwieciński. Czy jest szansa, że w przyszłym roku znowu poprowadzi KSM w lidze?

- Bardzo bym chciał, bo to najlepszy kandydat na tę pozycję, ale dużo zależy od Irka. Przede wszystkim on musi chcieć wrócić do tej funkcji. Na razie skupiamy się na tym sezonie. Odkąd zespół zakończył zmagania w lidze, zwiększyliśmy liczbę treningów szkółki. Mamy w tej chwili aż pięciu adeptów. Mówię "aż", bo jak na nasze możliwości, to jest to spora liczba. Liczymy, że jeden z nich jeszcze w tym roku jeszcze przystąpi do egzaminu na licencję. Przy okazji chciałbym podziękować Mariuszowi Puszakowskiemu za przekazanie szkółce jednego ze swoich kombinezonów.

Skoro przywołuje pan Mariusza Puszakowskiego, to muszę spytać czy spełnił oczekiwania i czy chcecie z nim przedłużyć umowę.

- To otwarty temat. Wstępnie rozmawialiśmy, możliwe, że Mariusz z nami zostanie. To na pewno był dla niego trudny sezon. Miał lepsze i gorsze momenty. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że przez dwa lata mało jeździł na żużlu, wracał po bardzo ciężkiej kontuzji. Miał w tym roku wahania, ale nie było tragedii. W każdym meczu punktował i przynajmniej jako doparowy mógłby zostać. Myślę, że może jeździć tylko lepiej.

A co z pozostałymi?

- Na pewno chcielibyśmy, żeby został David Bellego. O nim można się wypowiadać tylko w samych superlatywach. Pełen profesjonalista, który jest na fali wznoszącej. Po takim sezonie nie będzie go łatwo zatrzymać, ale nie jesteśmy bez szans. Wstępnie już rozmawialiśmy, David jest zadowolony ze współpracy, ale na razie chce dokończyć obecny sezon i później wrócić do rozmów. Na kontrakt na pewno może też liczyć Mariusz Fierlej. Nie wiemy kiedy wróci do zdrowia, staramy mu się pomagać na ile możemy, ale jeśli będzie z jego strony taka wola, na pewno go zakontraktujemy. Co do pozostałych, to będziemy musieli się zastanowić. Wiem, że Ilja Czałow wyrażał chęć pozostania w Krośnie, ale jeśli utrzymany zostanie limit dwóch obcokrajowców, to nie wiem czy starczy miejsca dla niego.

Amerykanin Gino Manzares, w mediach społecznościowych zamieścił tajemniczy wpis, łączący jego osobę z KSM Krosno. Może pan wyjaśnić o co chodzi?

- Chętnie, ale… nie wiem. My jako klub nie prowadziliśmy z nim żadnych rozmów. Ani na temat kontraktu, ani na żaden inny.

Jak w tej chwili wygląda sytuacja finansowa klubu? Będziecie mieli większe środki, żeby zaproponować zawodnikom lepsze kontrakty?

- Jak już nieraz mówiliśmy, po sezonie w I lidze został nam dług, ale udało się go spłacić. Rozgrywki ligowe w zasadzie zakończyliśmy prawie "na zero". Problem jednak wyszedł później, bo finał Drużynowych Mistrzostw Europy Juniorów został odwołany w dniu zawodów i przełożony na inny termin, a to wygenerowało olbrzymie jak dla nas straty. Wspólnie z Maciejem Polnym staramy się jednak zaradzić tej sytuacji. Oby 16 września dopisała pogoda i frekwencja, a nie powinno być źle.

Jeśli chodzi o drugą część pytania, to jest szansa na lepsze kontrakty, ale więcej będziemy wiedzieć za miesiąc. Nie ukrywam, że dużo też zależy od DMEJ. Z roku na rok staramy się zwiększać budżet na kontrakty, zastój pod tym względem był tylko w tym sezonie. Mamy grupę ok. 70 sponsorów, jak może pomaga nam też miasto. Pracujemy, żeby tych pieniędzy było coraz więcej i jesteśmy dobrej myśli, ale tak jak wspomniałem, trzeba jeszcze chwilę poczekać. Mamy już zrobią listę zawodników, których chętnie zakontraktowalibyśmy. Zrobiliśmy też dobry "research" za granicą, w poszukiwaniu zawodników mogących fajnie pojechać w lidze polskiej. Wierzę, że zbudujemy dobry skład.

Jak brzmi pana definicja dobrego składu?

- To skład na miarę naszych możliwości finansowych, gwarantujący zwycięstwa z każdym na własnym torze i podjęcie walki na wyjazdach.

I myśli pan, że taki skład zadowoli kibiców?

- Na pewno nie wszystkich. W Krośnie jest ciśnienie na coś więcej. Na mecze, jak na tak mały ośrodek, chodzi naprawdę dużo kibiców. Ludzie tu kochają żużel i chcieliby czegoś więcej, my też, ale realia są jakie są. Musi się dużo zmienić, jeśli ma to być prężnie działający ośrodek. Grupa kilku społeczników działająca po godzinach nie pociągnie tego ponad pewien poziom. Można się o to obrażać, ale takie są fakty. Ciągle mówimy, że my się możemy odsunąć na bok, dać komuś pole do popisu, jeśli uważa, że może to zrobić lepiej, ale nikt taki się nie pojawia. Czasy mamy takie, że społeczników jest coraz mniej. Szkoda. My za dużo energii włożyliśmy przez jedenaście lat, żeby teraz machnąć na to ręką i zamknąć klub na cztery spusty. Za bardzo to kochamy i za bardzo nam zależy, żeby to zrobić. Dopóki są z nami kibice, widzimy w tym sens i chcemy działać. Dlatego liczę, że zbudujemy skład, który przynajmniej będzie dostarczał wielu zaciętych i emocjonujących meczów. Takich, po których wraca się z wypiekami na twarzy do domu.

Wspomniał pan kibicach. Rozumiem, że jesteście zadowoleni z frekwencji w tym roku?

- Tak. Średnio nasze mecze oglądało 2-3 tys. widzów. To satysfakcjonujący wynik, jesteśmy zadowoleni. Przez większość sezonu jeździliśmy równo i taka też była frekwencja. W I lidze mieliśmy duże wahania, na pierwszych dwóch meczach był pełen stadion, potem świecił pustkami i dopiero na koniec sezonu znowu się zapełniał.

Muszę jeszcze zapytać o tor. Żużel został zastąpiony przez piaskowiec cergowski. Drużyna w końcu miała odzyskać atut toru, ale trzy porażki, remis i tylko dwa zwycięstwa to raczej nie jest wynik, który by was satysfakcjonował.

- Ciągle uczymy się tego toru i za dużo przy nim też nie mogliśmy eksperymentować. On się musi dobrze uleżeć. Wiosny był inny, latem był inny i teraz też się zmienia. Mam wrażenie, że coraz bardziej sprzyja walce i to jest optymistyczne. Po tym sezonie jesteśmy już dużo mądrzejsi, wiemy jakie są mankamenty i co trzeba poprawić. Myślę, że za rok już powinno być tylko lepiej. W tym sezonie ten bilans na pewno nie wypadł pomyślnie, ale z drugiej strony za wyjątkiem ostatniego meczu, każde spotkanie w Krośnie było wyrównane i na pewno nie było tak, że tor nas zaskakiwał. To jest też to, o czym wspomniałem wcześniej. Mieliśmy po prostu takie, a nie inne możliwości finansowe, a co za tym idzie kadrowe.

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy zgadzasz się z Wojciechem Zychem, że w 2. Ligi Żużlowej powinien obowiązywać limit trzech obcokrajowców w składzie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×