Maciej Janowski w tym sezonie brylował na torach czasowych. Był drugi w Warszawie i wygrywał w Horsens i Cardiff. Nic dziwnego, że przed czwartym turniejem SGP na torze układanym pod konkretne zawody, Polak uchodził za jednego z faworytów. Janowskiemu w Sztokholmie nie poszło najlepiej. Rozpoczął co prawda dobrze, bo wygrał drugi wyścig, ale później ani razu nie zameldował się już na pierwszym miejscu. Ostatecznie z siedmioma punktami był dziewiąty. - Niestety, zadecydował bezpośredni pojedynek z Matejem Zagarem. Strasznie ciężko jechało mi się na tym torze - nie krył przed kamerami Canal+ Maciej Janowski.
Żużlowiec, który wygrał w tym sezonie już dwa turnieje Grand Prix, szanse na awans do półfinału zaprzepaścił w ostatnim wyścigu serii zasadniczej, kiedy to wiózł do mety dwa punkty, ale wpadł w jedną z kolein i stracił drugie miejsce. - Jason Doyle trochę mocniej "wrzucił" motocykl na wejściu w wiraż. Mnie delikatnie pociągnęło. Mało brakowało, a przeleciałbym przez kierownicę - tłumaczył kluczową sytuację Janowski.
Tor ułożony na Friends Arenie w Sztokholmie był zdecydowanie najgorszy ze wszystkich czasowych nawierzchni w tym sezonie. Mijanki wynikały z reguły z błędów zawodników, a nie umiejętności najlepszych żużlowców świata. - Ciężko nam się ścigało na tym torze. Zawodnik, który jedzie z przodu może pilnować ścieżek. Pozostała trójka celuje, żeby nie trafić w te koleiny. Mniej ścigania, a więcej przypadku było na tej nawierzchni - podsumował Janowski.
Polak utrzymał pozycję na podium klasyfikacji generalnej cyklu, ale ma już tylko punkt przewagi nad Fredrikiem Lindgrenem. Walka o medale w końcówce sezonu zapowiada się pasjonująco. - Szkoda, że nie awansowałem do półfinałów, bo punkty są potrzebne - zakończył żużlowiec, który po siódmej rundzie był jeszcze liderem klasyfikacji SGP.
ZOBACZ WIDEO Grzegorz Zengota zachęca do ratowania życia