Po spotkaniach finałowych całe Leszno powinno nosić Piotra Pawlickiego na rękach. W rywalizacji z Betard Spartą Wrocław to on zrobił różnicę. W pierwszym pojedynku nie tylko punktował, ale wiele razy ryzykował zdrowiem dla swojego zespołu. W rewanżu nie zawodził od samego początku i w decydującym biegu postawił kropkę nad "i".
Młodszy z braci sprawił również, że zimą nie będziemy mieć spekulacji. Wdzięczny może być mu między innymi Ryszard Bryła, którego błąd podczas meczu w Lesznie nie był kluczowy w walce o tytuł mistrza kraju. - Na pewno oglądał ten mecz w dużym napięciu i teraz może odetchnąć z ulgą. Dobrze, że tak się stało, bo znam tego arbitra i wiem, że to był wypadek przy pracy. Wszystko rozstrzygnęło się na torze i nikt nie będzie zimą mówić o zielonym stoliku - komentuje Wojciech Dankiewicz.
Pawlickiemu wdzięczni są pewnie również juniorzy. Nie do wiary, że Fogo Unia Leszno zdobyła na Stadionie Olimpijskim 45 punktów przy tak słabej postawie młodzieży. Dominik Kubera i Bartosz Smektała zdobyli zaledwie trzy punkty przy szesnastu pary Maksym Drabik - Damian Dróżdż. - Maksym wrócił i Sparta miała najmocniejszy możliwy zestaw. Teraz można jedynie dywagować, co by było, gdyby on jechał w Lesznie. Trzeba to jednak zostawić i cieszyć się takim finałem. Powody do radości mają według mnie obie ekipy. Fogo Unia była papierowym faworytem i to potwierdziła, ale Sparta też ma za sobą świetny rok - podsumowuje Dankiewicz.
ZOBACZ WIDEO Grzegorz Zengota zachęca do ratowania życia