- W PZM dowiedzieliśmy się, że dostaliśmy licencję nadzorowaną, bo nie dostarczyliśmy dokumentów związanych z wpisem do KRS-u - mówi nam Ireneusz Nawrocki, właściciel Stali Rzeszów. - Na taki wpis czeka się jednak czasem miesiącami. Zespół licencyjny dostał wszystkie uchwały i umowy. Mają papiery potwierdzające zmianę właściciela i zarządu. Na pewno złożymy odwołanie.
Nawrocki jest wyraźnie wzburzony tym, co się stało. - Jak przeczytałem, że nie mamy licencji, to ciśnienie mi podskoczyło o sto punktów - przyznaje. - Jak to jest, że mamy wszystko spłacone na zero (komisja licencyjna potwierdza, że Stal nie ma długów - dop. red.) i mamy nadzorowaną, a kluby z długami dostają licencje warunkowe - pyta.
- Czuję się trochę tak, jakby Stal była niechcianym dzieckiem - komentuje Nawrocki. - Działamy prężnie, wdrażamy nowe projekty, a tu takie coś. Wiadomo, że wiele rzeczy w klubie zmieniło się w ostatnim momencie, ale to już za nami. Robimy wiele dobrego dla żużla, a nie mamy normalnej licencji. I tak naprawdę nie wiem za co? Brak wpisu to jeden temat, bo z innego źródła słyszeliśmy, że jest nadzorowana, bo ta przyznana wcześniej obowiązuje na dłuższy czas. Zaraz się okaże, że dostaliśmy taką, nie inną licencję, bo wiceprezes biletu w autobusie nie skasował - kwituje właściciel rzeszowskiego klubu.
ZOBACZ WIDEO: Tomasz Gollob prezesem Polonii? "To musi być poważna propozycja, bo na niepoważne rzeczy nie mamy czasu"