Podczas tegorocznego sezonu na stadionach niejednokrotnie można było wyłapać kontrowersyjne decyzje medyków. Zdarzało się, że zawodnik opuszczał tor w karetce, a kilka chwil później lekarz dawał mu zgodę na dalszy udział w meczu. Można by uwierzyć, że nagle ozdrowiał, gdyby nie fakt, iż nieco później chodził po parku maszyn z temblakiem. Wobec tego należy postawić pytanie: na jakiej podstawie lekarz stwierdził, że jest zdolny do dalszej jazdy?
Bez wątpienia z tym tematem coś trzeba zrobić. Niesprawny żużlowiec to ogromne zagrożenie dla innych uczestników zawodów. - Jak można dopuścić do jazdy zawodnika, który ma na przykład wstrząs mózgu czy połamane kości? Taki żużlowiec otrzymuje zgodę na jazdę od lekarza. Później wychodzą dziwne rzeczy, co bardzo mocno drażni osoby z otoczenia tej dyscypliny - twierdzi Jerzy Buczak.
Popularny fizjoterapeuta odniósł się też do przykładu z minionego sezonu. W trakcie tegorocznych zmagań świat żużlowy został podzielony za sprawą Jasona Doyle'a. Australijczyk uczestniczył w turniejach i meczach, choć nie był w stanie poruszać się bez kul.
- Mnie to bulwersowało, że w telewizji można było obserwować, jak facet o kulach idzie wybierać kask. Kule mu odbierają, wsadzają na motocykl, a później z niego schodzi i znów te kule otrzymuje. Dla mnie to jest chore. Wyniki badań muszą być znormalizowane. Zdrowie jest najważniejsze. Wiem, że w tych kwestiach, o których mówię, zdania są podzielone. Niektórzy mogą się zgodzić, a inni nie - komentuje Buczak.
Jerzy Buczak podczas grudniowego seminarium naukowo-szkoleniowego w Gnieźnie zwrócił uwagę na jeszcze jedną ciekawą kwestię. - Często jest tak, że zawodnik podejmuje ryzyko, wiedząc, że później czas leczenia będzie pięciokrotnie dłuższy. Trzeba to wypośrodkować, żeby wilk był syty i owca cała - podsumowuje Buczak.
ZOBACZ WIDEO Manchester United poległ w Bristolu i odpadł z rozgrywek - zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Przykładów nie podam...