W ostatnim czasie żużlowiec z Antypodów odniósł duży sukces. Został indywidualnym mistrzem swojego kraju. Osiągnął to, na co długo czekał. - To naprawdę świetne uczucie. Kilka razy byłem już bardzo blisko, ale jednak czegoś ciągle brakowało. Tym razem wszystko zagrało i wreszcie mam to na co pracowałem. Tytuł mistrza w kolekcji - komentuje Rohan Tungate.
Nie da się ukryć, że rozwój kariery tego zawodnika dość mocno przypomina ścieżkę Jasona Doyle'a. On też przez długi czas nie był zbyt znany, a nagle stał się członkiem światowej czołówki. W sezonie 2016 pechowo stracił tytuł mistrzowski, ale rok później był już poza zasięgiem. - Oczywiście, chciałbym dokonać tego samego co Jason. Staram się jednak myśleć o sobie i krok po kroku stawać się coraz lepszym. Doyle doszedł do wszystkiego ciężką pracą i mnie też ona czeka. Nie ma nic za darmo - przypomniał.
Wielu obserwatorów twierdzi, że Tungate już teraz poradziłby sobie w rywalizacji o mistrzostwo świata. Sam żużlowiec jednak tonuje te opinie. - Potrzebuję większego doświadczenia w Polsce i Szwecji, kontaktu z topowymi zawodnikami. Wówczas będę mógł myśleć o startach w cyklu. Byłoby idealnie w przyszłym roku jeździć w PGE Ekstralidze. Niczego nie chcę przyśpieszać, mój rozwój ma być zrównoważony - zakończył.
ZOBACZ WIDEO Falubaz przespał okres transferowy. "Za późno się zorientowali, że trzeba działać"