Grzegorz Zengota: Byłem niechcianym dzieckiem. Teraz mi się ufa (wywiad)

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Grzegorz Zengota przed zawodami
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Grzegorz Zengota przed zawodami

Grzegorz Zengota nie kryje, że odchodził z Falubazu jako niechciane dziecko, a wraca do macierzystego klubu jako ukształtowany zawodnik, który ma wziąć odpowiedzialność za wynik drużyny. Podkreśla, że w klubie wyczuwa się nowy duch.

Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Powrót do macierzystego klubu to dla pana wyzwanie?

Grzegorz Zengota: Jest to dla mnie wyzwanie. Jeżeli miałem zmienić barwy klubowe i odejść z Leszna, to uważam, że Zielona Góra jest dla mnie największym wyzwaniem spośród wszystkich klubów, które mógłbym reprezentować. Przed laty odszedłem z Zielonej Góry jako niechciane dziecko, a teraz wracam do Falubazu jako jeden z zawodników, który ma być odpowiedzialny za wynik tej drużyny.

[b]

Zmieniło się postrzeganie pana osoby na przestrzeni lat?[/b]

Jak widać, tak. Cieszę się, że teraz inaczej patrzy się na moją osobę i jestem chciany w zespole. Czuję, że ufa się mi się na tyle, że jestem w stanie ciągnąć wynik drużyny wtedy, kiedy jest trudno. Mam nadzieję, że ten sezon będzie taki, że za to zaufanie uda mi się odpłacić dobrymi wynikami, bo to przecież one są w ostatecznym rozrachunku najważniejsze.

Co będzie sukcesem Falubazu w sezonie 2018? Utrzymanie? Bo niektórzy wymieniają was jako kandydata do spadku...

Mnóstwo już było faworytów, którzy w oparciu o to, co spekulowano w mediach, zakładanych celów nie osiągnęli. Znam takie przypadki w historii, że zespoły okrzyknięto dream teamami, a ostatecznie zamiast o medale, walczyły o utrzymanie. My mamy zespół, taki jaki mamy. Oczekiwania na ten sezon naprawdę nie są duże. Jesteśmy ambitnymi sportowcami, ale powiem szczerze, że jest to na rękę nam, że nikt nie wywiera jakiejś wielkiej presji. Jesteśmy skupieni na własnej pracy. Przekonany jestem, że zbudujemy bardzo fajną atmosferę w zespole, a to będzie predysponowało nas do tego, żeby powalczyć o coś więcej niż to, co zakładają co niektórzy eksperci w mediach.

W takim klubie jak Falubaz z takimi kibicami i tradycjami, da się jechać bez presji?

Zielona Góra była do tej pory znana z dużej presji i parcia na wynik. Teraz mam wrażenie, że zespół jest zbudowany trochę inaczej i kibice też nastawieni są inaczej.

Lepiej pozytywnie się zaskoczyć niż rozczarować, gdy są zbyt duże oczekiwania?

Dokładnie. Cieszmy się z małych rzeczy i z każdego wygranego spotkania. Uważam, że zwycięstwa kilkoma punktami w wyścigach nominowanych dają dużo więcej radości niż wygrane do jednej bramki. Uważam, że presja niczemu nie służy. Przez wiele lat Falubaz stawiany był w roli faworyta, a nie zawsze wychodziło tak, jak oczekiwano. Obserwowałem to wszystko z boku i powiem szczerze, cieszę się, że teraz, gdy wróciłem do Zielonej Góry, zmieniło się nastawienie. Mam wrażenie, że atmosfera zespole i wśród ludzi pracujących w klubie jest dużo lepsza i tchnęła nową energię we wszystkich. Dźwiganie presji przez tyle lat jest męczące. Wydaje mi się, że w drużynę wstąpił nowy duch, który mam nadzieję zaprowadzi nas - może nie od razu - ale w kontekście kilku najbliższych lat na szczyt.

Wciąż myśli pan o awansie do cyklu Grand Prix? Craig Cook w zeszłym sezonie pokazał, że można bez wielkiego nazwiska dostać się do tego elitarnego grona...

No tak, aczkolwiek w przypadku Brytyjczyków łatwiej awansować do europejskich kwalifikacji. U nas najtrudniejsze jest przejście właśnie przez krajowe eliminacje. W Polsce dobrych zawodników jest więcej niż w Anglii, Szwecji, Danii czy Czechach. Trzeba wejść bardzo dobrze w sezon i od początku być skutecznym, a później jest już łatwiej w europejskich kwalifikacjach. Marzeniem każdego zawodnika jest awans do cyklu Grand Prix. Są jednak jeszcze inne imprezy, w których warto się pokazać. Ważne, by dobrze rozpocząć sezon, bo eliminacje są bardzo szybko i nie można przespać pierwszych tygodni ścigania.

ZOBACZ WIDEO Falubaz przespał okres transferowy. "Za późno się zorientowali, że trzeba działać"

Źródło artykułu: