Tomasz Dryła. Tylko Motor: Speedway of Nations Dywagejszyns (felieton)

WP SportoweFakty / Wojciech Tarchalski / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik i Maciej Janowski w parze
WP SportoweFakty / Wojciech Tarchalski / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik i Maciej Janowski w parze

- Będę tęsknił za DPŚ jak diabli, ale za płytami Stonesów z lat '60 też tęsknię. Nie mam jednak nadziei, że wrócą do takiego grania. Wszystko się zmienia. I trwa dalej. Życie - pisze Tomasz Dryła.

W tym artykule dowiesz się o:

Tylko Motor, to cykl felietonów Tomasza Dryły, komentatora nSport+.

***

Zrobił się szum. I to duży, nie ma co. Dywagacji nie ma końca. Speedway of Nations. Co to takiego, skąd ten pomysł, dlaczego taka dziwaczna nazwa, a może dobrze? Nowe rozgrywki żużlowe to oczywiście efekt nieumiejętności pozyskania partnerów do organizacji kolejnej edycji DPŚ. Inaczej - tym razem nie znaleziono rozentuzjazmowanych, uwielbiających przelicytowywać się podmiotów, gotowych odpowiednio zań zapłacić i dać zarobić.

A poszukiwania były desperackie i pewnie niejeden by się zdziwił, gdyby się dowiedział, jakie kluby otrzymały propozycję przeprowadzenia w tym roku trzeciego z rzędu w Polsce barażu i finału. I wcale nie mówimy o ośrodkach ekstraligowych. Ale chętny, mimo obniżenia stawki (wciąż jednak wysokiej) się nie znalazł. Może to pierwszy przypadek działania zdrowego rozsądku naszych prezesów, którego środowisko domagało się od lat?

W opowieści o rozwoju speedway'a, poszerzeniu jego geografii i daniu szans mniej utytułowanym nacjom, nie wierzę. Uwierzyłbym, gdyby projekt został odpowiednio wcześnie zaplanowany i z właściwym wyprzedzeniem zakomunikowany. Tak kluczowe zmiany wprowadza się inaczej. Na pewno nie na początku sezonu, którego mają dotyczyć. "Słuchajcie, zrobimy jeszcze dwa DPŚ, a od 2020 zmieniamy koncepcję, będzie tak i tak, bo to i to". Teraz, m. in. po podpisaniu kontraktu z Gorzowem, wygląda to na zmianę reguł w trakcie gry. Żaden promotor nie będzie w tej sytuacji traktowany poważnie. Inna sprawa, że nie musi, skoro ma pełny monopol, taka prawda.

Martwi mnie i dziwi, że przez problemy organizacyjne ot tak, jak gdyby była to wymiana zużytej opony, zmienia się strukturę najważniejszych drużynowych rozgrywek, zamiast znaleźć (nawet kosztem jednorazowej straty, bo zysk za rok przecież pewny) rozwiązanie dowodząc, że to jednak poważna rywalizacja. Kto zagwarantuje, że któregoś stycznia, kiedy znowu pojawi się jakiś kłopot, władze nie zdecydują, że najlepszą żużlową nację wyłoni np. jakiś "puchar narodów" oparty na klasyfikacji generalnej Grand Prix? Trzech Polaków w "ósemce" - pierwsze miejsce, dwóch Australijczyków - proszę bardzo, drugie, półtora Duńczyka - świetnie, brązowe medale i sprawę drużynówki uważamy za zamkniętą. Gratulujemy!

Uwielbiamy porównywać. W różnych dyskusjach i opiniach ekspertów ciągle przewija się przyrównywanie żużla do motocrossu, F1, MotoGP, a nawet skoków narciarskich, czy piłki nożnej! Tak, tak - piłki też. Nawet w sporze o udzielanie/nieudzielanie wywiadów podczas transmisji poważni trenerzy wskazywali, że "przecież Messi nie rozmawia z dziennikarzami w trakcie meczu".

Z lekkim uśmiechem powiem, że widzę jednak spore różnice między żużlem, a futbolem (np. brak motorów w tym drugim, ale jeszcze pewnie coś by się znalazło, gdyby dobrze poszperać), przede wszystkim - w strukturze samej rozgrywki. Pod tym kątem speedway stworzony jest do wywiadów na gorąco i wg mnie powinniśmy z tego rozsądnie korzystać, a nie zamykać i oddalać mecze od telewidzów.

Porównywanie SoN do Motocross of Nations to żart. To tak, jakby porównać bieg żużlowy do biegu na 100 metrów, no bo przecież i tu i tu jest "bieg"… Motocross of Nations niemal na każdej płaszczyźnie jest imprezą zupełnie odmienną, u podstaw której leżą biegunowo odległe idee i co z tego, że ma podobną nazwę?

Pomijając, że to inna dyscyplina - umiejscowienie jej w kalendarzu sezonu i stojące za tym przesłanki, sposób kwalifikacji, punktacji (najlepsi zdobywają najmniej punktów), rozgrywania finałów i wyłaniania zwycięzcy, towarzyszący zawodom głównym system innych pucharów, przydziału zawodników do drużyn pod względem wieku i ich udziału w wyścigach - są całkowicie inne.

Czy lepsze? Nie wiem. Zwłaszcza wspominając start Kuwejtczyka Abdullaha Hameda Alruwaiha, który w 2011 roku w niezapomnianym finale w Saint Jean D'Angely dostał… pięć dubli! To tak, jakby Bartosz Zmarzlik dał dubla jakiemuś Madziarowi na drugim okrążeniu. Nie mam pewności, czy przyczyniłoby się to do popularyzacji żużla na Węgrzech… Ale taki jest MoN, jego idea opiera się na z gruntu innym podejściu i - jeśli mogę - to delikatnie sugeruję, żeby tych dwóch systemów nie porównywać. Co nie znaczy, że w pewnych aspektach żużel nie powinien z motocrossu czerpać.

Rozgrywany od dokładnie siedemdziesięciu lat MoN jest imprezą globalną, jedną z najpiękniejszych w świecie motorsportu, świętem i motocyklową wizytówką. Ale to nie znaczy, że nie ma wad. Od lat organizatorzy nie są w stanie skłonić do udziału w niej najlepszych Amerykanów, co niestety pozbawia rozgrywki rangi światowego wyznacznika i znakomicie znajduje odzwierciedlenie w liście zwycięzców. Po siedmiu kolejnych triumfach zawodników z USA, od 2012 nie wygrali ani razu (bo najszybsi olali sprawę i dla nich liczą się wyłącznie mistrzostwa krajowe).

W czterech ostatnich edycjach złoto zgarniali Francuzi. Wcześniej cztery razy z rządu triumfowali Anglicy, trzynaście razy Amerykanie - nikomu jednak nie przyszła do głowy zmiana formatu po to, żeby ci najlepsi przestali wygrywać. Bo sport powinien szczycić się mistrzostwem, promować wielkość, a na seriach zwycięstw budować legendy. Nie odwrotnie. To nie przedszkole i nie chodzi o to, żeby każde dziecko dostało medal z kartofla. Umiesz - to wygrywaj bez przerwy!

Aha - w tym roku MoN odbędzie się na torze Red Bud w Michigan. Jest szansa, że pierwszy raz od wielu lat dojdzie do rywalizacji wszystkich najlepszych zawodników na świecie. Na amerykańskim torze, większym od europejskich, zawodnicy ze Starego Kontynentu mogą mieć spore problemy. Dwa razy na tym obiekcie mistrzostwo USA wywalczyła Ashley Fiolek. Niesamowita dziewczyna,

Fiolek, to Polka z pochodzenia. Niesłysząca od urodzenia zawodniczka jest absolutnym fenomenem w świecie sportów motorowych. W trakcie jazdy wyczuwa obroty przed zmianą biegów, wykształciła też umiejętność rozpoznawania bliskiej obecności i przestrzennego położenia pozostałych uczestników wyścigu zmysłami innymi, niż słuch! Wyjątkowy sportowiec, który dowiódł, że wszystko można przezwyciężyć i być optymistą nawet w najtrudniejszych warunkach.

To może i my trochę bardziej optymistycznie? Spróbujmy odrzucić emocje wokół Speedway of Nations, przywiązanie do tradycji i przyzwyczajenia. Nazwa i ranga. W dyskusjach pojawia się wiele wątpliwości, jak traktować nowe rozgrywki. Moim zdaniem żadnego pola do dywagacji tu nie ma, wystarczy przeczytać dokumenty dostępne na stronie FIM - jak byk jest tam napisane, że Speedway of Nations to oficjalne mistrzostwa świata. Zatem premie PZM się należą, i jakiś medal od prezydenta RP pewnie też.

Czy nazwa jest lepsza, czy gorsza - to już kwestia gustu, nie jestem jednak pewien, czy w tytule imprezy muszą być słowa "mistrzostwa świata". Przecież w DPŚ też ich nie było… Gdyby we wszystkich tych sporach najważniejsza naprawdę była tylko nazwa, to naprawdę - nie przesadzajmy i nie szukajmy problemu tam, gdzie go nie ma. Idąc tym tropem nazwanie nowego formatu "mundialem" byłoby dobrym wyjściem? Szyld może i jest istotny, ale nie kluczowy.

Pytanie, czy powinniśmy i możemy dać szansę nowemu projektowi? Nie możemy. My musimy ją dać, bo nie mamy wyjścia. Polacy nie rozgrywają ważnych kart we władzach FIM i żużla - zastaliśmy nową rzeczywistość i mamy się do niej podporządkować. Albo nie wystawiać reprezentacji.

Kasa raczej nikogo nie przekona, bo nagroda FIM dla zwycięskiej drużyny będzie niższa o 5 tysięcy dolarów, niż w DPŚ. No, ale mniej głów do podziału, dlatego szczerze współczuję trenerowi Markowi Cieślakowi, który już przy wyborze "czwórki" miał co roku potężny ból głowy. Teraz będzie musiał postawić na dwóch zawodników. Oj, czuję, że przed finałem będziemy świadkami pasjonującej dyskusji, a proces decyzyjny Narodowego może dostarczyć emocji nie mniejszych, niż same zawody. Nie zazdroszczę…

Wierzę, że Speedway of Nations będzie świetną imprezą. Serio. Wg mnie zawody zapowiadają się naprawdę ciekawie. Format eliminacji i zasady rozgrywania turniejów są interesujące, choć bezlitosne. Można zdominować ponad czterdzieści finałowych wyścigów i nie zdobyć złota przez defekt, albo błąd w finale. Przy tak rozbudowanej, dwudniowej fazie zasadniczej, jeden bieg decydujący o tytule pozostaje dyskusyjny.

Pod tym kątem DPŚ, ze swoją konstrukcją, jokerami itd. był chyba rozsądniejszy. Może lepszym rozwiązaniem byłoby sumowanie punktów z uwzględnieniem tych zdobytych w finale - tak, żeby finał mógł przechylić szalę w przypadku zaciętej rywalizacji, ale nie pozbawiać szans drużyny, która rozstawiała wszystkich po kątach przez dwa dni, ale np. miała pecha w jednym biegu? Nie wiem… Emocje w 44. wyścigu 9 czerwca będą przepotężne, ale czy rezultaty wymierne? Oby.

Oczywiście zawsze znajdą się niezadowoleni, którym coś będzie przeszkadzać, tak jak przeszkadzało w DPŚ i przeszkadza w GP. Ja czekam na SoN, bo zawody par wspominam znakomicie, a turnieje te zapisały wspaniałą kartę w historii speedway’a. I czuję, że będzie petarda. A czy można organizować i DPŚ i SoN? Pewnie można …

Bo warto zwrócić uwagę, że zaklęcia decydentów o trosce o dyscyplinę, jej rozwój i popularność, to miecz obosieczny - z jednej strony w imprezie wystartuje wielu żużlowców, którzy nie mieli szans pokazać się w DPŚ (czytaj: słabszych, albo nie mających godnych partnerów w zespole), z drugiej – w nowych rozgrywkach wielu znakomitych rajderów nie zobaczymy, bo kadry będą mniejsze o połowę. A trzeci i czwarty w hierarchii narodowej Duńczyk, Szwed, czy Australijczyk na pewno jest lepszym zawodnikiem, niż drugi Słowak i Słoweniec, a nawet pierwszy Francuz, Włoch, Fin. Mamy więc do czynienia z przedziwną i karkołomną próbą przekonania wszystkich wokół, że niższy poziom sportowy będzie lepszym produktem.

I może będzie? Na pewno już wkrótce Węgrzy, Norwegowie, Ukraińcy, Austriacy, Jugosłowianie, Chińczycy i Pasztuni oszaleją na punkcie żużla. Kiedy tylko zorientują się, że w SoN wystarczy dwóch zawodników do wzięcia udziału w eliminacjach - speedway w tych krajach wyjdzie z marazmu, albo w ogóle się narodzi. Państwa kupią motory, otworzą szkółki i będą bić się o możliwość przeprowadzenia preeliminacji do playoffów dających prawo walki w półfinałach, a cały świat, opromieniony sławą Speedway of Nations, zadurzy się w czarnym sporcie. Finały, rozgrywane w RPA, Malezji, USA i Argentynie przyćmią swym rozmachem Superbowl i wtedy będziemy mieli w Polsce kolejne problemy żużlowe, które tak przecież uwielbiamy – może nie rozwiązywać, ale tworzyć.

Na pewno w nowym projekcie jest ogromny potencjał i przy solidnej pracy wszystko może fajnie wypalić. Czy wypali? No ja, w przeciwieństwie do wielu jasnowidzących, tego nie wiem. Ale na pewno będę trzymał kciuki. Chętnie zobaczę w eliminacjach reprezentantów krajów, dla których w DPŚ nie było miejsca. A jeszcze chętniej będę się przyglądał działaniom władz światowego żużla mającym faktycznie pobudzić ten sport do życia. Zobaczymy, co pójdzie za zmianą formatu? Bo jeśli nic nie pójdzie, to naprawdę lipa.

Będę tęsknił za DPŚ jak diabli, ale za płytami Stonesów z lat ’60 też tęsknię, nie mam jednak nadziei, że wrócą do takiego grania. Tęsknię za żużlem lat '90, za napojem "Ptyś", wyścigami na bmxach pod blokiem, za Bykami z Jordanem i Kukocem, walkami Gołoty i za 2000 rokiem, bo miałem wtedy 16 lat. I co - mam zasiąść w bujanym fotelu i oddać się nostalgicznym wspomnieniom? Wszystko się zmienia. I trwa dalej. Życie.

Tomasz Dryła

ZOBACZ WIDEO Falubaz przespał okres transferowy. "Za późno się zorientowali, że trzeba działać"

Źródło artykułu: