Szwedzkie opanowanie i żużel dzięki mamie - rozmowa z Peterem Karlssonem, żużlowcem Caelum Sali Gorzów

Peter Karlsson pomimo, że ma już czterdzieści lat, nadal z powodzeniem ściga się na żużlu. Ostatnie mecze w barwach Caleum Stali Gorzów pokazały, że Szwed jest mocnym punktem drużyny. Choć prywatnie jest człowiekiem bardzo opanowanym i spokojnym, to nadal w żużlu najbardziej kręci go adrenalina.

Sandra Rakiej: Peter jesteś najstarszy spośród twoich braci, którzy również ściągają się na żużlu. Czy w związku z tym jesteś autorytetem dla Mikealea i Magnusa? Często proszą cię o rady, a może ostro pomiędzy sobą rywalizujecie?

Peter Karlsson: Oprócz tego, że jesteśmy braćmi, to także się przyjaźnimy, więc nasze relacje oparte są na współpracy. Z Mikaelem zaczynaliśmy karierę mniej więcej w tym samym czasie, więc wymienialiśmy się doświadczeniem i zdobytą wiedzą. Magnus jest od nas młodszy, dlatego mam mu więcej do przekazania, mogę mu sporo podpowiedzieć. Nie oznacza to jednak, ze on mi nie pomaga. Zawsze możemy na siebie liczyć.

Trzech synów żużlowców to musi być niezły stres dla waszej mamy, bo pewnie nikt tak jak ona nie troszczy się o wasze zdrowie...

- Z moją mamą to dość nietypowa sprawa, bo właściwie to od niej się wszystko zaczęło! Zazwyczaj zawodnicy opowiadają, że ojcowie brali ich za rękę i zaprowadzali na stadion. U nas to ona zabrała mojego ojca na żużel, bo była wielką fanką speedway’a. Tata szybko złapał bakcyla i sam postanowił zacząć trenować.

Dla niego było to chyba jedynie hobby?

- Tak, mój ojciec zaczął jeździć na żużlu dopiero w wieku dwudziestu sześciu lat! Ścigał się przez następne dziesięć, ale nigdy nie było to jego głównym zajęciem w życiu. Ot, po prostu pasja.

Czym różniłeś się ty od ojca, że żużel nie pozostał dla ciebie jedynie rozrywką?

- Dla mnie kariera profesjonalnego żużlowca była zawsze wielkim marzeniem. Oczywiście jako dzieciak uprawiłem wiele sportów, między innymi hokej, piłkę nożną, judo. Ale nic nie fascynowało mnie tak jak speedway.

Co zatem sprawia ci największą przyjemność? Jest jakiś moment w twojej karierze, który przyniósł ci szczególną radość?

- Wywalczyłem sporo różnych tytułów, ścigałem się i wygrywałem z najlepszymi. Żużel posiada jednak ten magiczny czynnik, który sprawia, że równie szczęśliwy czuję się, gdy wywalczę jakiś medal, jak również wtedy, gdy po prostu "odjadę" dobry mecz. Nie ma lepszego uczucia od tego, gdy po zawodach wiem, że dałem z siebie wszystko i przyniosło to upragniony efekt.

Bardziej cenisz sobie zwycięstwa indywidualne czy te odniesione z drużyną?

- Do wszystkich zawodów podchodzę z jednakowym nastawieniem. Kiedy jednak przyczyniam się do wygranej mojego zespołu to wiem, że cieszę się nie tylko ja, ale i koledzy, włodarze klubu, a przede wszystkim kibice! A to o nich w końcu chodzi.

Owszem, ale to właśnie kibice wywierają na żużlowcach wielką presję. Nie masz dodatkowej tremy przed takimi spotkaniami jak np. lubuskie derby?

- To kwestia nastawienia. Ja do żużla podchodzę bardzo poważnie i przez dwadzieścia lat sportowej kariery zdążyłem sobie wszystko poukładać w głowie tak, że nie odczuwam dodatkowego stresu. Jasne, że wiem jak ważne są derby dla kibiców, ale w tym wypadku bardziej mnie to motywuje niż stresuje.

Takie podejście przyszło z wiekiem czy jest kwestią twojego charakteru?

- Gdy zaczynałem jeździć na żużlu to o wiele bardziej się denerwowałem, miałem tremę stojąc na starcie. Przez lata nauczyłem się, że nerwy przeszkadzają, dzisiaj nie mam już z tym problemu.

Nie obawiałeś się gniewu kibiców za to, że w ubiegłym roku zostałeś wykluczony za brak deflektora?

- To był akurat błąd, który kosztował mnie wiele stresu. Do tej pory nie wiem, jak ani ja, ani moi mechanicy tego nie dostrzegliśmy. Ale cóż, takie sytuacje się zdarzają, najważniejsze jest, żeby wyciągnąć z tego lekcję. Jesteśmy tylko ludźmi, a człowiek uczy się całe życie, mam nadzieję, że kibice to rozumieją.

Znany jesteś jako osoba bardzo opanowana, nie jesteś widywany rzucając zębatkami, kaskiem, krzycząc na mechaników... Może się to wydawać zaletą, ale Nicki Pedersen powiedział, że żużlowiec musi być trochę szaleńcem, aby osiągnąć sukces.

- Szaleńcem, ale w takim sensie, że nie można się bać. Trzeba kochać adrenalinę i od samego początku postawić sobie jasny cel. Żużlowiec musi wiedzieć, co chce osiągnąć i na tym się skupić.

Trzeba być twardzielem?

- Trzeba mieć dobrze poukładane w głowie. Być twardym w tym sensie, żeby nie skupiać się na sprawach, które rozpraszają i nie prowadzą do sportowego wyniku.

Życie żużlowca to nie jest więc taki rock’n’roll, jak niektórzy myślą?

- Tak się może wydawać, ale kariera sportowa to nie tylko sława i sukcesy. To przede wszystkim wielka praca, pobudki wcześnie rano, sen późno w nocy, treningi, podróże, w domu bywa się gościem.

A propos podróży, w jakim najbardziej egzotycznym miejscu przyszło ci startować?

- Najdalej stratowałem w Australii, trenowałem także w Kalifornii. Wszystko to jednak nie brzmi dla mnie tak egzotycznie jak podróż do Władywostoku. W Rosji panują bowiem całkiem inne realia, a sama trasa była bardzo długa i niesamowicie wyczerpująca.

A Polskę lubisz?

- Spędziłem tu wiele czasu i generalnie mam pozytywne wrażenia. Oczywiście polski żużel robi duże wrażanie, głównie ze względu na samą oprawę, popularność i doping kibiców.

Jakich polskich słów używasz najczęściej i umówmy się, że pominiemy wulgaryzmy...

- Proszę i dziękuję! Choć muszę przyznać, że tych brzydkich chyba każdy uczy się najwcześniej, a to między innymi za sprawą okrzyków polskich mechaników podczas zawodów... Gdybym był młodszy to pewnie miałabym więcej energii, żeby nauczyć się polskiego, w końcu startuję tu już tyle lat!

Założę się, że przepadasz za polską kuchnią!

- O tak! Uważam, że gotujecie najlepiej na świecie. Nie mam swojej jednej ulubionej potrawy, ale spróbowałem już wiele tradycyjnych dań polskich i jestem ich wielkim fanem.

Peter dopiero w tym sezonie kobiety w Polsce mogą zacząć treningi na żużlu. Co byś zrobił gdybym któregoś razu przyszła do ciebie i poprosiła cię, abyś został moim trenerem? Zgodziłbyś się, czy raczej byś mnie zniechęcał?

- Jasne, że bym się zgodził! W ogóle nie rozumiem, dlaczego kobiety dopiero teraz wywalczyły sobie to prawo. Sądzę, że taką możliwość powinny mieć zawsze! Jeżeli to lubią, to nikt nie może im stawać na przeszkodzie. W Szwecji jest sporo kobiet, które trenują jazdę na żużlu i szczerze im kibicuję.

Wstydziłbyś się, gdybyś stanął na starcie z kobietą i przegrał?

- Bez względu na to z kim rywalizuję, wstydzę się za każdym razem, gdy przegrywam...

Komentarze (0)