Po niedzielnym meczu swojej drużyny w Rawiczu Howe udzielił portalowi SportoweFakty.pl takiej oto wypowiedzi: - Kilka lat temu miałem pewne problemy w Gnieźnie. Nagłośniono wtedy sprawę, jakobym miał specjalnie nie przyjeżdżać na mecze mojej drużyny. A prawda była taka, że nie otrzymywałem pieniędzy w terminie.
Z takim stanowiskiem nie może zgodzić się Arkadiusz Rusiecki, ówczesny członek zarządu i rzecznik prasowy, a obecnie prezes Startu Gniezno. - Mimo, że wydawało nam się iż sprawa Howe'a to już przeszłość, do której nikt w Gnieźnie nie będzie musiał wracać, to okazuje się, iż sam zawodnik do dziś nie zamierza być obiektywny, wymyślając kolejne bzdury na temat swojego kontraktu w Gnieźnie - mówi działacz. - W związku z tym musimy po raz kolejny zdementować te bzdury, którymi Howe lubi zasłaniać swój kompletny brak profesjonalizmu. Być może dziś to zupełnie inny zawodnik ale w sezonie 2007 był to jeździec kompletnie nieprzygotowany do startów w Polsce. Przypomnieć musimy, że Howe przyjechał wtedy do Gniezna zaledwie raz - podpisać kontrakt, co ważne w tej sprawie, kontrakt bez żadnych, powtarzam żadnych należności "za podpis". Potem niestety już więcej go w Gnieźnie nikt nie widział, mimo iż wielokrotnie był powoływany na mecze, przez co nigdy nie zarobił u nas żadnych pieniędzy. Jak zatem mogły być jakiekolwiek opóźnienia w płatnościach skoro zawodnik nigdy nie dotarł do Polski? - dodaje.
Rusiecki zaproponował sposób na ostateczne rozwiązanie tej sprawy: - Proponujemy zatem dla rozwiania wszelkich wątpliwości w tej sprawie okazać światu dokumenty wiążące nas w sezonie 2007 potwierdzające jednoznacznie nasze racje lub postępowanie sądowe, które wreszcie zakończy tą sprawę. Z taką inicjatywą wystąpimy do menagementu samego zawodnika! Jeśli kolejne brednie zawodnika pojawią się na ten temat, będziemy musieli zadbać o swoje dobre imię w tej sprawie przed sądem - kończy.