Przede wszystkim nie można mu było zarzucić braku ambicji w walce z przeciwnikami. Tak było między innymi w gonitwie dziewiątej. "Misiek" jadący na drugiej pozycji śmiałym atakiem przy krawężniku chciał przedrzeć się na pierwsze miejsce przed Denisa Gizatullina. Zawodnik KM-u jednak zanotował uślizg i w efekcie czego razem z motocyklem "wylądował" przy bandzie. - Byłem szybki, jednak chyba za wcześnie przystąpiłem do takiego brawurowego ataku. Mogłem trochę poczekać i myślę, że na dystansie minąłbym Gizatullina. Miałem pomysł na jazdę i wiedziałem jak to zrobić na dystansie. To był bardzo nerwowy mecz dla nas i bardzo chciałem zdobyć ważne punkty. Niestety trochę brawura mnie poniosła - komentuje Robert Miśkowiak.
Żużlowiec ostrowskiego klubu przez całe zawody wspólnie z kolegami próbował odrabiać straty do rybniczan. To nie przychodziło zbyt łatwo, dodatkowo borykał się on z problemami w swoim motocyklu. - Miałem cały czas problemy z prądem. Kiedy wyjechałem pod taśmę do trzynastego biegu mój motocykl zgasł. Dobrze, że mój team szybko zareagował i podstawił mi drugi motocykl, bo pewnie nie wygralibyśmy podwójnie biegu, a byłbym z niego wykluczony. Było pechowo i nerwowo w moim wykonaniu - mówi "Misiek", który w niedzielę wywalczył 8 punktów i bonus.
Niestety nie wszyscy jego partnerzy z drużyny spisali się najlepiej i ostrowski zespół przegrał z "Rekinami" 44:45. - Każdy z krajowych zawodników starał się żeby pojechać jak najlepiej może. Chris Harris miał defekt na prowadzeniu, przeżywał swoje problemy. Nie będę się wypowiadał na temat postawy kolegów. To nie jest moja rola - kończy Miśkowiak.