Marek Krzyżaniak, który we współpracy z Polską Akademią Nauk we Wrocławiu zrobił preparat chroniący tor przed deszczem, dostaje sporo telefonów o działaczy żużlowych. Głównie z Nice 1.LŻ i 2. Ligi Żużlowej, choć zapytania z PGE Ekstraligi też się zdarzają. Jednak najlepsza liga świata idzie w kierunku plandek (będą one obowiązkowe od 2021 roku), a kluby niższych lig nie mają żadnych obostrzeń, więc działacze chcieliby przetestować cudowny smar na tor.
Prezesi niższych lig są zainteresowani preparatem ze względu na koszty. Plandeka kosztuje nawet 300 tysięcy złotych. Tymczasem wynalazek Krzyżaniaka i PAN ma kosztować 3 tysiące złotych. Tyle wynoszą szacunkowe koszty jednorazowego pokrycia nawierzchni. Nic dziwnego, że działacze klubów prześcigają się w wysyłaniu zaproszeń na testy preparatu na zarządzanym przez nich torze. Piszą nawet do Krzyżaniaka, że to bardzo ważne, bo powłoka hydrofobowa "może się okazać dla nich wybawieniem".
- Jestem jednym z tych, którzy zaprosili pana Krzyżaniaka na testy - mówi Arkadiusz Ładziński, prezes PSŻ Poznań. - W minionym sezonie musieliśmy przełożyć trzy spotkania. Jeden odwołany mecz to strata rzędu 15 tysięcy. Niestety na plandekę nas nie stać, więc przydałby nam się ten preparat. Choćby po to, żeby nie tracić kolejnych pieniędzy i kibiców. Jeśli ktoś raz odejdzie z kwitkiem, to może już nie wrócić. Nawet jakby jednorazowe użycie preparatu kosztowało dziesięć tysięcy, to taka inwestycja by nam się opłaciła.
Przypomnijmy, że Ekstraliga Żużlowa po rozmowie z Krzyżaniakiem wyraziła zainteresowanie zastosowaniem powłoki wraz z plandeką. Jeśli nic się nie zmieni, to w tym roku można się spodziewać testów we Wrocławiu, bo tylko tam mają produkt Ole Olsena chroniący tor przed deszczem.
ZOBACZ WIDEO Kapitalne ściganie na torze w Daugavpils!