Wiosną 60 lat temu mieliśmy za sobą kolejny trudny rok historii. Nad Polską wciąż kładł się długi cień stalinizmu. Sam Józef Wissarionowicz już nie żył, ale sławetny "dar" dla Polski, swoisty symbol podległości w postaci oddanego dopiero co (1955 rok) Pałacu Kultury i Nauki im. Stalina, górował nad żwawo odbudowywanymi ruinami Warszawy, błyszcząc nowością socrealistycznych detali.
Sport polski w drugiej połowie dekady lat 50. z ogromnym wsparciem społecznym również dynamicznie się odbudowywał. Do przedwojennej świetności wracali i wytyczali ambitne cele polscy lekkoatleci, bokserzy, piłkarze, kolarze. Na czoło specjalności motocyklowych szybko wysunął się żużel, uprawiany po wojnie w wielu miejscach.
Pierwszy powojenny reprezentant czarnego sportu wśród dziesięciu najpopularniejszych polskich sportowców w plebiscycie "Przeglądu Sportowego" Alfred Smoczyk (przed nim w 1926 roku w "10" był Henryk Choiński) zajął w 1949 roku czwarte miejsce, zaś wyżej byli tylko dwaj lekkoatleci i bokser, przedstawiciele dyscyplin olimpijskich. Rok później "Fred" znów znalazł się w czołówce plebiscytu, na siódmym miejscu, tyle że pośmiertnie, bo w chwili głosowania już nie żył. W obu tych latach Smoczyk wyprzedził ikonę futbolu Gerarda Cieślika (to ten co strzelił dwie bramki Rosjanom w eliminacjach do Mundialu 1958), co dowodzi niezwykłej fascynacji żużlem milionów polskich kibiców. Dodajmy, iż następnym polskim żużlowcem w prestiżowym gronie dziesięciu najlepszych sportowców roku był po wielu latach (1966) niezapomniany Antoni Woryna, pierwszy polski medalista IMŚ na żużlu.
Żywym pomostem, symbolem potęgi przed i powojennego polskiego sportu, był wielki pod każdym względem Stanisław Marusarz. Wszechstronny narciarz, także zapalony motocyklista, uczestnik ekstremalnych Rajdów Tatrzańskich. Zakopiańczyk okazał się bohaterem narodowym, niezłomnym patriotą, zapisującym heroiczne karty także podczas drugiej wojny światowej. Służba kuriera w AK, aresztowania, brawurowe ucieczki, po wojnie szykany ze strony UB - bez wątpienia życiorys godny Oskarowej produkcji. Był jeszcze na igrzyskach zimowych w Cortina d'Ampezzo 1956, by rok później oficjalnie zakończyć wspaniałą sportową karierę.
W sezonie żużlowym 1957 roku Polacy po raz drugi dostali możliwość walki o żużlowy Olimp - tytuł IMŚ. W roku dla nas pierwszym, 1956, nikt z Biało-Czerwonych do finału nie awansował (Florianowi Kapale w Finale Europejskim zabrakło niewiele, był szósty, a niestety awansowała tylko pierwsza czwórka). Eliminacje do światowego finału AD 1957, zaplanowanego tradycyjnie na Wembley, polscy żużlowcy rozpoczęli obiecująco. Z niemieckiego Abensbergu awansował świetny Andrzej Krzesiński, który był trzeci, odpadł Mieczysław Połukard. W Warszawie wygrał Florian Kapała, zaś w pierwszej awansującej ósemce znalazło się jeszcze pięciu Polaków, trzeci Joachim Maj, czwarty Marian Kaiser, piąty Marian Philipp, szósty Janusz Suchecki, siódmy Stanisław Tkocz. Dwaj Czesi, weteran Rudolf Havelka i Milan Spinka, zajęli miejsca drugie i ósme. Z minimalną stratą odpadli Tadeusz Teodorowicz i Edward Kupczyński. Finał kontynentalny miał miejsce w Wiedniu, na podium obok dwóch Niemców stanął polski junior Stanisław Tkocz, szósty był Kapała, ósmy Marian Kaiser, dziewiąty Janusz Suchecki. Odpadli Maj i Teodorowicz a także, niezdolny do dalszej walki po ostrym ataku Havelki, Marian Philipp.
Tydzień wcześniej poważnej kontuzji nabawił się waleczny do bólu Andrzej Krzesiński i nie mógł wystąpić w pechowej dla nas stolicy Austrii. Trójka Polaków na Finał Europejski do szwedzkiego Vaxjo pojechała z marzeniami o miejscu w pierwszej piątce. Bezskutecznie. Najlepszy Stanisław Tkocz był ósmy, tuż za nim Kapała, a Kaiser dopiero dwunasty. Na Wembley, znów bez Polaków, zwyciężył Barry Briggs z Nowej Zelandii, w dogrywce pokonując Szweda Ove Fundina. Anglik Peter Craven, by stanąć na najniższym stopniu podium też musiał stoczyć dodatkowy wyścig z Aubem Lawsonem z Australii.
ZOBACZ WIDEO Gorące ambasadorki One Sport, czyli SEC Girls
Bijący wcześniej bez litości Polaków Niemiec Josef Hofmeister nie zdobył w finale żadnego punktu. To pokazuje geografię ówczesnego speedwaya. Polski Związek Motorowy stawiał na kontakty międzynarodowe i do tego samego skłaniał kluby, ale dla wyjścia z zaścianka potrzebny był czas. Wiosną owego 1957 roku dochodziło do potyczek z udziałem Austriaków, m.in. w Warszawie i Rybniku. Sparta Wrocław wyjechała do Anglii, gdzie wszystko przegrywała, ale jej najlepsi zawodnicy, Edward Kupczyński, Konstanty Pociejkowicz i Tadeusz Teodorowicz zyskali zbawienne dla ich karier doświadczenie. Tej samej wiosny w Jugosławii prawdziwą furorę robili Marian Kaiser, Andrzej Krzesiński i mniej znany Euzebiusz Goździk, którzy w kolejnych zawodach na Bałkanach zajmowali czołowe miejsca.
Zachłyśnięcie się Polaków łyczkiem wolności po stalinowskiej smucie dało nieprzewidziane rezultaty. Wyjazd Sparty do Anglii dla wrocławskich działaczy Bronisława Ratajczyka i Zbigniewa Flasińskiego przyniósł aferę w postaci oskarżeń o nadużycia celno-finansowe podczas przekraczania granicy. Prokuratura w końcu z braku dowodów umorzyła śledztwo, uniewinniając tym samym oskarżonych. Gwardia Poznań za to, że bez zgody wyjechała na serię spotkań do Czechosłowacji, została odsunięta od trzecioligowych rozgrywek, przez co stolica Wielkopolski na długie lata straciła ochotę na żużel. Żużlowcy warszawskiej Legii, z gościnnym udziałem Floriana Kapały oraz Janusza Sucheckiego, podczas wyjazdu do Austrii zostali cofnięci z granicy w Cieszynie za próbę przemytu walut i srebra schowanego w… beczce na paliwo. Do wyjazdu nie doszło, czołowi polscy żużlowcy zostali zawieszeni, a do ojczyzny Mozarta zamiast tego wyjechała drużyna Górnika.
Rybniczanie w Austrii radzili sobie znakomicie, zwłaszcza Józef Wieczorek, Stanisław Tkocz i Joachim Maj. W Polsce goszczono ponadto zespoły z Czechosłowacji i Węgier, a wymiennie Polacy również wyjeżdżali do tych krajów. Na Węgrzech wyróżnili się szczególnie Kazimierz Bentke i Stanisław Rurarz. Pod koniec sezonu do Polski przyjechali towarzysko Brytyjczycy, Norwegowie i… dostawali od naszych lanie. W rewanżu nasi w październiku pojechali na Skandynawię i też walczyli jak równy z równym, pozwalając sobie na wyjazdowe zwycięstwa. Wyróżnili się Marian Kaiser oraz młodzi Henryk Żyto i Paweł Waloszek. Sensacją prawdziwą okazał się Stanisław Tkocz. Zawodnik Górnika był najlepszym uczestnikiem meczu w Oslo, gdzie Polska z Norwegią przegrała 28:49, ale rybniczanin z 16 punktami w tym meczu nie miał sobie równych. Nieoficjalne potyczki z Finlandią, Czechami, Węgrami, Austrią były na porządku dziennym. To niebawem zaczęło przynosić wymierne efekty szkoleniowe.
Indywidualnie nieźle radziły sobie stare dobre "firmy", Edward Kupczyński, Florian Kapała, Mieczysław Połukard. Zabrakło jednego z najlepszych w ostatnich latach polskiego żużlowca Włodzimierza Szwendrowskiego, który za spowodowanie śmiertelnego wypadku na ulicach Łodzi stracił nie tylko wolność, ale i na długie cztery lata możliwość kontynuowania sportowej kariery. Finał IMP w Rybniku poprzedziły dwa półfinały. W Łodzi w pięknym stylu wygrali Stanisław Tkocz i Paweł Waloszek, zdobywając po 12 punktów i po jednym defekcie, akurat w wyścigu, który miał wykazać wyższość któregoś z tej dwójki (Tkocz defektował na prowadzeniu). W Lesznie poza wszelką konkurencją był Joachim Maj z kompletem na koncie, a za nim Tadeusz Teodorowicz, Jan Malinowski i Marian Kaiser.
To był pierwszy wyłącznie rybnicki finał IMP w historii. Zwycięzcą miał być ktoś z miejscowych, bo w kraju górnicy niepodzielnie rządzili i dzielili. Na stadionie przy Rudzie pojawił się tzw. nadkomplet, pościskanych jak sardynki w puszcze widzów (20 tysięcy to liczba podawana oficjalnie). Stanisław Tkocz na początku trochę zaspał, był drugi i trzeci, potem jeździł wybornie, ale na medalową lokatę się nie załapał (za rok był mistrzem). Joachim Maj był w wielkiej formie, w lidze wygrywał prawie wszystko, miał szybki motocykl oraz refleks, jak zwykle, znakomity. Wygrał wszystkie wyścigi oprócz jednego, kiedy to przyjechał drugi.
Pech Maja polegał na tym, że Marian Kaiser również miał swój wielki dzień. Obaj rywale spotkali się w szóstej gonitwie dnia. Walka trwała do ostatnich metrów. Były kontrowersje kto pierwszy minął linię mety. Joachim Maj twierdzi, że gdyby były fotokomórki, to on zostałby mistrzem Polski. Sędziowie przyznali zwycięstwo Kaiserowi, choć on sam gratulował po biegu Majowi. Jeden z najlepszych polskich ligowców w historii może mówić o swoistym fatum, gdy chodzi o IMP. Pomimo najwyższych średnich biegowych w lidze, Joachim Maj nigdy nie zdobył dla siebie indywidualnego tytułu krajowego czempiona. Brutalny czarny sport, gdzie życie leży na szali, a nie ma tytułów za zasługi ani tzw. całokształt twórczości.
W lidze rybniczanie wygrali wszystkie mecze, zdobyli komplet punktów meczowych, a w bilansie małych przekroczyli magiczne trzy trójki +333. Sekcja żużlowa Górnika była świetnie prowadzoną firmą pod patronatem dyrektora Zjednoczenia Węglowego Jerzego Kucharczyka i dowództwem merytorycznym prezesa wizjonera Tadeusza Trawińskiego oraz jego asystenta sekretarza Antoniego Fica.
Klub górniczy należał do bogatszych, nie szczędził środków na sprzęt (gorzej z dostępnością, zwłaszcza części zamiennych do motocykli), ale prawdziwym źródłem sukcesu był dobry marketing i szkolenie, szkolenie, szkolenie. Nie było formalnych funkcji trenera w klubie. Drużynę jako menedżer prowadził kierownik drużyny, po kolei byli to w tamtych latach: Ryszard Bronek, Alojzy Polok i Jerzy Kubik. Młodych adeptów uczyli starsi zawodnicy, którzy dopiero post factum zdobywali uprawnienia trenera czy instruktora.
W ten naturalny sposób ujawniały się talenty szkoleniowe, z których na pierwszy plan wysunął się lubiany przez wszystkich Józio Wieczorek, zawsze uśmiechnięty, ale gdy trzeba twardy jak skała, wychowawca Woryny, Wyglendy, Gryta, Motyki, Norka, Bombika, Gluecklicha, Jarmuły. Najbardziej znani zawodnicy nawet w młodym wieku od razu dostawali zadania szkoleniowe, wsparte oczywiście odpowiednimi dodatkami do uposażeń. Kursy instruktorskie robili później.
Górnik w owym 1957 roku miał w składzie dwóch świetnych trzydziestolatków, Józefa Wieczorka i Mariana Philippa, ale na czoło drużyny wysunęli się już młodsi, Joachim Maj w sile wieku (25 lat), Zygmunt Kuchta (23 lata) i rewelacyjny młodzian Stanisław Tkocz (21 lat), już wówczas bijący się z Majem o palmę pierwszeństwa w klubie. Bojowy Kuchta po powrocie ze służby wojskowej w stołecznej Legii dobrze się zapowiadał, ale upadł niestety tak nieszczęśliwie, że pożegnał się z żużlem, z niedowładem ręki został inwalidą. Skład uzupełniali również młodzi zawodnicy, mianowicie Stefan Lip oraz dwaj piękni dwudziestoletni - Bogdan Berliński i młodszy braciszek ”Chimy” Erwin Maj. To była ta zwycięska paka rekordowego Górnika Rybnik AD 1957. Z zeszłorocznej, pierwszej złotej, drużyny 1956 ubyli weteran Paweł Dziura (poszedł trenować młodzież do Świętochłowic, a następnie do Czeladzi), Stanisław Siemek (zawędrował do Ostrowa) i Apoloniusz Dzida (potężny chłop - wrócił do roli).
Ekstraklasa żużlowa poza odlatującym w przestworza kosmicznym Górnikiem Rybnik była dość wyrównana. Sparta Wrocław w obu spotkaniach stawiała rybniczanom silny opór, ponadto drużynowy mistrz z największym trudem wygrał z Legią w Warszawie, u beniaminka w Częstochowie i u siebie z Polonią, kiedy to owej paskudnej kontuzji doznał waleczny "Ziguś" Kuchta. Za Spartą ulokowała się w tabeli drużyna bydgoska, a za nią Włókniarz i Legia, z równą liczbą 14 punktów (są minimalne wątpliwości co do ostatecznych zdobyczy punktowych na dalszych miejscach tabel ligowych).
We Wrocławiu nie było już Połukarda, ale skład Spartanie mieli mocny, Edward Kupczyński, Tadeusz Teodorowicz, Konstanty Pociejkowicz, Adolf Słaboń, Jerzy Błoch, to były znaczące nazwiska. W Polonii brylował pozyskany z Wrocławia syn pułku Mieczysław Połukard, a ponadto Bolesław Bonin, Jan Malinowski i nierozłączni sympatyczni bracia Norbert i Rajmund Świtałowie.
W Częstochowie jeszcze nie było medalu, ale budziła się młoda potęga. Najbardziej doświadczonym, Waldemarowi Miechowskiemu i Julianowi Kuciakowi, towarzyszyła grupa niezwykle zdolnej młodzieży, prawie rówieśników pomiędzy 21. a 24. rokiem życia, Bernard Kacperak, Stefan Kwoczała, Tadeusz Chwilczyński, Zdzisław Jałowiecki, Bronisław Idzikowski. Za dwa lata już nie było na nich mocnych w Polsce i nie tylko. Włókniarze tylko małymi punktami wyprzedzili warszawską Legię, która miała brylant. To Marian Kaiser, znakomity żużlowiec zaczynający w kultowym dla żużla Gorzowie, ale najdłużej związany potem z Wybrzeżem. W Legii był niekwestionowanym liderem, a próbujący mu dorównać wynikami Andrzej Krzesiński - podobnie jak Kuchta, wskutek upadku - musiał niestety pożegnać się z marzeniami o wielkich żużlowych szczytach. Na Legii najlepiej punktowali ponadto Tadeusz Fijałkowski, Zbigniew Sander, Euzebiusz Goździk, Władysław Orwat i młodszy brat Mariana Stanisław Kaiser.
Ostatnia trójka w lidze nieco odstawała, ale nic dziwnego. Śląsk Świętochłowice dopiero zaczął pisać swoją historię, w czym pomagali mu dawni znani żużlowcy, jak Robert Nawrocki czy Paweł Dziura. Z zawodników na starym hasioku pojawili się zapomniani już nieco, a kojarzeni wcześniej m. in. z Rybnikiem, Daniel Baron, Jan Bański, Wacław Andrzejewski, a oprócz nich Antoni Dudek, Emanuel Hajok i młodsi, Stanisław Rurarz i Czesław Kraska. Po nieudanym epizodzie z Gwardią Katowice z żużlem w rodzinnych Świętochłowicach ostatecznie związali się bracia Robert Nawrocki i Paweł Waloszek, a następnie przez lata jedyny w swoim rodzaju, fenomenalny klan rodzinny Waloszków (zalicza się do niego także Andrzej Huszcza - zięć Nawrockiego).
Tramwajarz Łódź, bez własnej winy, jeszcze przed sezonem stracił swojego lidera Włodzimierza Szwendrowskiego, któremu zdarzył się ten koszmarny nocny wypadek z tragicznym następstwem dla zmarłego, ale i bardzo dotkliwym dla sprawcy. Wobec powyższego sumy umiejętności doświadczonych zawodników, Witolda Kołeczka, Eugeniusza Wróżyńskiego, Jana Krakowiaka, Włodzimierza Sumińskiego czy Jana Strzeleckiego nie uratowało tonącej łajby w żużlowej batalii.
Także Kolejarz Rawicz doznał osłabienia. Przede wszystkim przypadek karno-dyscyplinarny Floriana Kapały podciął rawiczanom skrzydła. Jan Siekalski, Wacław Wechman, Henryk Ignasiak, Franciszek Cieślawski - to była melodia dawno minionych dni, a młodsi, Jan Kolber, Zdzisław Nowak, Witold Świątkowski, jeszcze nie okrzepli na tyle, by przejąć w klubie stery tej ledwo dyszącej lokomotywy. Rawicz popłynął więc razem z Łodzią do drugiej ligi.
Drugą ligę wygrała rosnąca w siłę Stal Rzeszów po ciężkim boju z zasłużoną Unią Leszno. Oba kluby w końcu awansowały, co oddawało sprawiedliwość. Były to dwa zdecydowanie najlepsze teamy drugiego frontu. W Rzeszowie od kilku lat twórcze ożywienie, oto bowiem na bazie JAP-a zaczęto produkować FIS-a, polski motocykl żużlowy. Dwaj konstruktorzy byli jednocześnie żużlowcami (Tadeusz Fedko i Romuald Iżewski - jeśli dodamy Stal, to mamy skrót FIS), pierwsze próby wypadły obiecująco, więc przynajmniej jeden klub nie miał problemów sprzętowych. W omawianym roku wskutek nieporozumień drogi Stali i konstruktorów się rozeszły.
Stal rzeszowska zagościła w ekstraklasie tylko na rok, ale potem znów bez trudu awansowała, by już w latach 1960-1961 zasiąść na ligowym tronie. Zdania co do FIS-ów były podzielone, o tym wspominali starzy żużlowcy, m.in. Erwin Maj, brat Joachima, który miał przyjemność dosiadać tego stalowego rumaka. Bez wątpienia w czasach kryzysu FIS-y kapitalnie przysłużyły się rozwojowi żużla w Polsce. Mocnym punktem Stali był Eugeniusz Nazimek przy wsparciu Władysława Bistronia, Albina Tomczyszyna, Józefa Christianiego, starszego z braci Różańskich oraz młodszych, Stanisława Różańskiego i Janusza Kościelaka. Silne wzmocnienia nad Wisłok nadeszły niebawem - Malinowski, Kapała, Kępa, bracia Pilarczyk, Marian Spychała.
Leszno awansowało siłami takich zawodników jak Stanisław Sochacki, Leon Majowicz, Czesław Szypliński, Zdzisław Waliński oraz młodsi: Zbigniew Flegel, Henryk Żyto i Jan Kusiak, z których Żyto niebawem zaczął robić zawrotną karierę. Warszawska SKRA, dawny klub Budowlanych, stracił Janusza Sucheckiego, więc ciężar walki spadł na barki ambitnych, mniej znanych żużlowców, jak Tadeusz Zowczak, Wacław Kucharek, Wiktor Brzozowski, Zbigniew Witwicki, Maciej Korus.
Pozostałe ekipy drugoligowe odstawały dość wyraźnie. Żużlowy eksperyment katowicki z milicyjną Gwardią nie wypalił, mimo starań tak znanych postaci jak Robert Nawrocki i Alfred Spyra. Dzielnie walczyła Stal Gorzów, gdzie swoją obecność zaznaczyli znani później zawodnicy, jak Edmund Migoś, Bronisław Rogal, Tadeusz Stercel, Jerzy Flizikowski i bracia Pilarczykowie. Niestety pod koniec sezonu w wyniku upadku na gorzowskim torze zmarł dwudziestodwuletni Włodzimierz Wolak. Miesiąc później w Gnieźnie ginie kolejny młodziutki żużlowiec Bolesław Puper z Ostrowa Wielkopolskiego. Dla Ostrovii najobficiej punkty ligowe zdobywali, pozyskany z Rybnika Stanisław Siemek, Kazimierz Bentke, Piotr Poprawa, Władysław Grabowski, Kazimierz Kurek. W Lublinie wciąż udzielał się pionier Leszek Próchniak, a oprócz niego m.in. Marian Stawecki, Janusz Komandowski, Bronisław Isztok i młodzi zdolni: Stefan Kępa, Ryszard Bielecki, Leszek Kokalski i Wojciech Kowalski. Ósmym zespołem w drugiej lidze miała być Resovia, ale przed sezonem sekcję żużlową, ten sztuczny twór (rezerwy warszawskich Budowlanych na Podkarpaciu), rozwiązano.
Dopiero co utworzoną trzecią ligę podzielono na dwie grupy. Zwycięzcą północnej został Start Gniezno przed Spartą Śrem, Polonią Piła, LPŻ-ami z Gdańska i Zielonej Góry. Południową grupę zdominowały dwa kluby AMK Kraków i CWK Czeladź, rezerwy wrocławskiej Sparty, a dalej Tarnów i Krosno. Gniezno szło jak burza, za rok Start był już w drugiej lidze, a za kolejny rok w pierwszej. Z takim składem, jaki miał piastowski gród (Czesław Odrzywolski, bracia Teodor i Andrzej Pogorzelski, Bolesław Ciesielski, Juliusz Ptaszyński i inni) nie było innej opcji. Naciskała i Polonia Piła (Wiesław Rutkowski, Mieczysław Siodła, Jan Lis) i śremska Sparta (Hipolit Kaźmierczak, Jerzy Bartoszkiewicz, Henryk Kaczmarek, Tadeusz Jurga) i LPŻ Gdańsk (Władysław Kamrowski, Alfons Węsierski, Walerian Blaszke oraz debiutujący siedemnastolatek Zbigniew Podlecki).
W Czeladzi korzystano głównie z usług starszych zawodników (Józef Herman, Waldemar Szczechla, Michał Czerny, Dominik Gracjalny), licząc zarazem na wysyp młodzieży - bez dobrego skutku. To już więcej młodych pojawiło się w Krakowie (Józef Olszówka, Ludomir Toruń, Bohdan Jaroszewicz) obok starszych, jak Zdzisław Zachara i Edward Kozioł. Podobnie Tarnów (”starzy”: Romuald Iżewski, Marian Curyło, Władysław Kamiński; młodzi: Benedykt Bogdanowicz, Zygmunt Pytko, Józef Śledź) i Krosno, gdzie doświadczonemu Romanowi Gąsiorowi towarzyszyła grupa młodych, bracia Kazimierz i Edward Węklarowie, Włodzimierz Niezgoda, Andrzej Winch, Witold Błażejowski. Dla rezerw Sparty Wrocław ta III liga była dobrym poligonem, zwłaszcza dla obiecującej trójki młodych, Henryka Kałuży, Rudolfa Filipa i Stanisława Skowrona.
Trzy centralne ligi żużlowe to było za dużo, bo choć chętnych zawodników nie brakowało, to bieda aż piszczała, sprzętu było za mało, więc po trzyletnim eksperymencie powrócono do dwóch dywizji. Generalnie w drugiej połowie lat 50. polski żużel powoli wchodził w okres pierwszej świetności.
Stefan Smołka
Mam jednak małą poprawkę.
Chodzi o wielkie wzmocnienia Stali Rzeszów, miedzy innymi bracia Pilarczyk.
Nie bracia a jeden z braci Ma Czytaj całość