Szymon Woźniak: Niewiele brakowało, żebym zahaczył lecących kolegów

WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Szymon Woźniak (z lewej) w sparingu
WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Szymon Woźniak (z lewej) w sparingu

Do groźnego wypadku doszło w 15. biegu niedzielnego meczu pomiędzy Cash Broker Stalą Gorzów a Grupą Azoty Unią Tarnów (53:37). Upadło w nim aż trzech zawodników, w tym także Szymon Woźniak, który zatrzymał się pod reklamami na murawie.

W ostatnim wyścigu dnia na wyjściu z drugiego łuku Bartosz Zmarzlik atakował Nickiego Pedersena. Skończyło się to upadkiem obu tych zawodników. Lecących kolegów z toru omijać próbował Szymon Woźniak, który także upadł i zatrzymał się pod dmuchanymi reklamami na murawie. - Najpierw przed oczami miałem Nickiego na motorze, później widziałem Bartka już bez motocykla. Następnie przed oczami miałem maszynę startową, a potem już tylko dmuchaną reklamę na murawie. Całe szczęście, że jest dmuchana, bo skutecznie zamortyzowała moje uderzenie. Jestem trochę poobijany, ale chyba tylko tyle - mówił po meczu Woźniak.

W powtórce zabrakło Pedersena, który po spotkaniu został odwieziony do szpitala na badania. W drugiej odsłonie tego biegu najlepszy okazał się Woźniak, który w sumie wywalczył 14 punktów. - Chciałem podziękować mojemu teamowi oraz kolegom z drużyny i ich mechanikom, którzy chyba w piętnastu pracowali przy moim motocyklu, żeby go zreanimować. W ostatniej chwili wyjechałem na tor i udało się jeszcze ten wyścig wygrać - przyznał. - Trzymam kciuki, żeby Nicki był cały i zdrowy - dodał zawodnik Cash Broker Stali Gorzów.

A jak sam Woźniak czuł się po tym upadku? - Teraz ciężko cokolwiek powiedzieć. Wszystko będzie wychodziło. Wydaje mi się, że prócz powierzchownego poobijania wszystko jest okej. Czeka mnie pracowity tydzień, dlatego mam nadzieję, że z moim zdrowiem wszystko będzie w porządku - odparł.

Przypomnijmy, że zawodnik żółto-niebieskich na niedzielny mecz z Grupą Azoty Unią Tarnów wracał z eliminacji do SEC z Bałakowa, gdzie zajął pechowe czwarte miejsce. - Mam za sobą ciężki tydzień. Spore przedsięwzięcie logistyczne. Wróciłem w sobotę z Bałakowa. Podróż trwała pół nocy i cały dzień - mówił. - Cel nie został osiągnięty. Komplet 15 punktów w rundzie zasadniczej w tej formule nic nie znaczy. Robiliśmy z teamem wszystko, żeby w wyścigu finałowym wszystko poszło jak należy. Popełniłem kilka drobnych błędów, które w ostatecznym rozrachunku zadecydowały o tym, że przyjechałem do mety ostatni. Począwszy od złego wyboru pola startowego, jak się później okazało. Start nie do końca mi wyszedł. Na moje nieszczęście rosyjski zawodnik z pierwszego pola dobrze wystartował. Później tor był w takim stanie, że raczej jechaliśmy gęsiego. Uważam, że w Bałakowie zrobiłem kawał dobrej roboty, zawaliłem bieg finałowy. To już było, czasu nie wrócę. Nie będę rozpaczał nad rozlanym mlekiem. Wiadomo, że jestem zły, ale nic z tym nie zdziałam - wspominał turniej w Rosji.

ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników, czyli sprawdzian wiedzy żużlowców

Od inauguracji PGE Ekstraligi, kiedy to Stal podejmowała torunian minęły trzy tygodnie. W tym czasie sporo się zmieniło, a do niedzielnego meczu z tarnowianami Szymon Woźniak przystępował bez treningu na "Jancarzu". - Byłem zmuszony odpuścić treningi, czego nie lubię robić. Trener pozwolił mi wyjechać na próbę toru, która zakleiła tę lukę. Mieliśmy dosyć dużą przerwę od ostatniego meczu ligowego. Pogoda mocna się zmieniła, tor delikatnie także się zmienił. Cieszę się, że wszystko się poukładało w całość. Cieszę się z wyniku drużyny - mówił aktualny indywidualny mistrz Polski.

Ostatecznie gorzowianie pokonali ekipę z Tarnowa 53:37, choć po 10. biegu gospodarze prowadzili tylko 33:27. - Jedziemy bez Martina, ale myślę, że pokazaliśmy charakter, pomimo tego, że wiele osób skazywało nas na ciężką przeprawę. Rzeczywiście było ciężko, ale wynik w końcówce udało się podszlifować. Pokazujemy charakter i czekamy z niecierpliwością na Martina - ocenił Woźniak.

Podczas wspomnianej inauguracji nowy zawodnik Stali wywalczył zaledwie dwa punkty w czterech startach, a teraz tych "oczek" zapisał aż 14. Z czego to wynika? - Wiosna przyszła dla mnie za późno. Jestem zawodnikiem, który musi nakręcić trochę więcej kółek, może nawet więcej niż inni. Muszę wejść w odpowiedni rytm jazdy, muszę dogadać się ze sprzętem. Mecz z Toruniem to były dla mnie pierwsze zawody w sezonie. Nie byłem z tego wyniku zadowolony. Nie brałem jednak tego do głowy. Wiedziałem, że potrzebuję kilka spokojnych treningów, trochę czasu i wszystko wejdzie na dobre tory. Mam nadzieję, że w kolejnych meczach będę mógł to potwierdzić - wyjaśnił.

Źródło artykułu: