Zaniedbanie? Niedopatrzenie? Na pewno. Leszek Demski, szef sędziów doskonale zdaje sobie jednak sprawę z tego, że w przyszłości takie rzeczy nie mają prawa się zdarzyć. Dlatego na spotkaniu arbitrów i komisarz w Poznaniu Demski pokazał filmik z fruwającą plandeką ochronną na bandę w półfinale Brązowego Kasku w Rybniku. To cud, że na tamtych zawodach nikt przez to nie ucierpiał. Fakt jest taki, że sędzia tamtych zawodów (w tym przypadku Jerzy Najwer) powinien był dopilnować tego, żeby plandeka była przerzucona na drugą stronę i zwisała po stronie widowni.
- Takie luźno zwisające materiały są niesamowicie niebezpiecznie - mówi nam Krzysztof Cegielski. - Jeden zawodnik przejedzie, ale spowoduje podmuch i ten, co jedzie za nim może zahaczyć kierownicą lub hakiem motocykla. A jak go pociągnie, to wyleci jak z katapulty. To są najgorsze upadki, bo zawodnik absolutnie niczego się nie spodziewa.
- Żeby lepiej zobrazować, co może się stać, przypomnę Grand Prix w Krsko i wypadek Lukasa Drymla - komentuje Cegielski. - Wtedy były na prostej dmuchane bandy i Czech o nią zawadził i upadł. Potem dusił się własnym językiem. Tata uratował mu życie, bo szybko znalazł się przy nim i wyciągnął mu język. Teraz bandy mamy tylko na łukach i dobrze, ale jak ktoś jedzie szeroko, to trzeba dać mu komfort. Nie może być żadnych luźno zwisających materiałów czy reklam.
Plandeka ochronna na dmuchaną bandę jest stosowana głównie w trakcie treningów. Narzuca się ją, żeby ochronić rzepy przed zabrudzeniem. W trakcie zawodów plandeka jest jednak przerzucana na zewnątrz toru. W Rybniku tego nie zrobiono i cud, że nikomu nic się nie stało. Wypada mieć nadzieję, że obejrzany filmik uczuli sędziów, ale i też organizatorów imprez, by pamiętali o takich szczegółach.
ZOBACZ WIDEO Grand Prix w Moskwie lub Sankt Petersburgu