Obok Francuzów, którzy błysnęli w drugim półfinale w Manchesterze, Słoweńcy okazali się niespodzianką niedawno zakończonego Speedway of Nations. Drużyna złożona z Mateja Zagara, Matica Ivacica i Nicka Skorji, a prowadzona przez Franci Kalina, zajęła w Teterowie czwarte miejsce, ulegając w finałowym eliminatorze Danii.
Warto dodać, że chwilę wcześniej Słoweńcy odnotowali zwycięski remis z Gregiem Hancockiem, któremu nie mógł towarzyszyć kontuzjowany Gino Manzares. W decydującym o awansie wyścigu Zagar dojechał już do mety jako pierwszy, ale przed Kennethem Bjerre i Michaelem Jepsenem Jensenem, co zgodnie z zasadami dało awans do finałów rywalom. Skorja był bowiem ostatni.
Jak łatwo było przewidzieć, liderem zespołu okazał się Zagar, który zdobył 14 punktów. Triumfator szesnastu z rzędu edycji Indywidualnych Mistrzostw Słowenii jest zadowolony z występu w SoN. Pokłada on duże nadzieje w startującym w Polonii Bydgoszcz Ivacicu oraz niedawno zakwalifikowanym do finałów Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów Skorji. - Gdybyśmy zajęli trzecie miejsce, to mówiąc szczerze, byłby to jakiś rodzaj cudu. Nie było daleko, ale w dzisiejszych czasach na żużlu nie da się przewidywać. Zdecydowanie mamy potencjał, by się poprawić. Matic i Nick muszą odbywać więcej zawodów, zwłaszcza zagranicznych. Mam nadzieję, że z roku na rok będziemy się poprawiać - przyznał w rozmowie ze speedwaygp.com
Zagar liczy, że w przyszłości Słowenia pokaże się z jeszcze lepszej strony. - W finałowym eliminatorze wszystko rozstrzygało się wedle tego, który dojechał do mety drugi zawodnik z pary. Wiedziałem, że muszę uciekać i co ma być, to będzie. Nie ma, co się wstydzić, bo niewiele nam brakowało i możemy być tylko dumni. Mam nadzieję, że nasza przyszłość jawi się w jasnych barwach - powiedział 35-letni żużlowiec z Lublany.
ZOBACZ WIDEO Stadion Orła Łódź robi wrażenie! Zobacz na jakim etapie jest budowa