Za nami cztery turnieje Grand Prix. Craig Cook w Warszawie, Pradze, Horsens i Hallstavik wywalczył w sumie zaledwie dziewięć punktów. Ze stałych uczestników elitarnego cyklu, gorszy dorobek ma jedynie Martin Vaculik (cztery "oczka"), który jednak nie pojechał w dwóch pierwszych rundach.
W minioną sobotę, podczas Grand Prix Szwecji w Hallstavik, Brytyjczyk w trzech pierwszych startach nie dowiózł do mety choćby jednego punktu. W kolejnej fazie zawodów spisywał się już lepiej - najpierw walczył o drugie miejsce z Artiomem Łagutą, by w kolejnej gonitwie na dystansie ulec Taiowi Woffindenowi. Mimo porażek z Rosjaninem i kolegą z kadry, Cook czuje, że w jego jeździe w końcu coś drgnęło.
- Wspólnie z mechanikami dokonaliśmy w motocyklach takich zmian, jakich nie było u mnie od długiego czasu. One całkowicie odmieniły sprzęt. To szalone, jak korekty, do których w ogóle nie mieliśmy przekonania, zrobiły aż taką różnice. Czemu nie zrobiliśmy takich roszad wcześniej? Być może utknęliśmy w rutynie - tłumaczy Cook w rozmowie ze speedwaygp.com.
Brytyjczyk liczy, że w kolejnych turniejach elitarnego cyklu jego przeczucia co do sprzętu sprawdzą się, a 31-latek w końcu zrobi różnicę w Grand Prix. - Nie chcę powiedzieć, że w przyszłości te zmiany będą działały tak dobrze, jak w Hallstavik. Czuję jednak, że sprzęt w końcu zaczął reagować i pracować tak, jak tego od niego oczekuję. Najważniejsze, że mamy pewną bazę na przyszłość - dodaje Cook.
Kolejna runda elitarnego cyklu zostanie rozegrana 21 lipca, gdy najlepsi żużlowcy globu będą rywalizować w Grand Prix Wielkiej Brytanii w Cardiff.
ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po tarnowsku