Leszek Tillinger: W Pile nikt niczego nie ukradł. Miasto robi przewrót pałacowy (wywiad)

WP SportoweFakty / Jakub Barański / Na zdjęciu: Patryk Fajfer
WP SportoweFakty / Jakub Barański / Na zdjęciu: Patryk Fajfer

- Miasto przekazało dotację na konkretny cel, w tym przypadku na zakup sprzętu dla klubu, a kasa poszła na coś innego, choćby na wypłaty dla zawodników, i potem ktoś wyczarował fakturę, żeby mieć podkładkę - mówi nam Leszek Tillimger.

Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Co pan myśli o lewej fakturze Polonii Piła?

Leszek Tillinger, były prezes Polonii Piła: Sam nigdy nie byłem w takiej sytuacji, ale sprawa musi być poważna. Miejscy urzędnicy nie są tacy naiwni, żeby każdą fakturę od razu słać do prokuratury. Ktoś musiał coś przeskrobać. Od razu trzeba też jednak wyjaśnić, że miasto nie miało wyjścia, skoro temat wypłynął. Są biura obrachunkowe, które kontrolują urzędy. Skarbnik byłby ukarany. Prezydent też mógłby dostać po głowie.

Pana zdaniem wystawienie lewej faktury na 100 tysięcy oznacza, że ktoś coś ukradł?

Niekoniecznie. Wydaje mi się, że miasto przekazało dotację na konkretny cel, w tym przypadku na zakup sprzętu dla klubu, a kasa poszła na coś innego, choćby na wypłaty dla zawodników, i potem ktoś wyczarował fakturę, żeby mieć podkładkę. Od pewnego czasu miejskie dotacje są naprawdę skrupulatnie rozliczane. Trzeba się wytłumaczyć z każdej złotówki. W innym razie nie dostaje się kolejnej transzy. To tłumaczyłoby celowość wrzucenia w obieg lewej faktury.

Faktura jest jednak stara, więc pytanie, dlaczego sprawa wypłynęła dopiero teraz?

Wszystko, co złe w Polonii zaczęło się od Piotra Śwista. Postąpiono z nim nieelegancko, a potem ruszyła lawina. Ktoś coś komuś powiedział i wyciągnięto dokumenty, które przecież już dawno były w urzędzie, ale nikt o nich nie mówił. A taką fakturę na sprzęt łatwo zweryfikować, bo jak jest zakup, to musi być towar, a tego w klubie nie ma. Prokuratura jednak wyjaśni, kto podstawił fakturę i co stało się z kasą. Tu potrzeba czasu.

Sprawa jest jednak dramatyczna. Prezes klubu grozi wycofaniem z ligi. Polonia czeka na 300 tysięcy dotacji z miasta. Tymczasem prezydent nie chce jej przelać, bo wyszła ta lewa faktura. Błędne koło.

Wyjście jednak jest. Przecież prezydent mógłby przelewać pieniądze małymi, celowymi transzami. Teraz jest potrzeba wyjazdu na mecz do Daugavpils, więc można by dać 15 tysięcy zaliczki i rozliczyć ją po powrocie drużyny z Łotwy. Jak się chce, to wszystko można zrobić.

Sugeruje pan, że prezydent nie chce pomóc, że gra na wyrzucenie obecnego zarządu?

Dopóki nie ma kary, to trudno kogoś odsuwać. Zarząd Polonii może sam zwołać walne i podać się do dymisji, jeśli uważa, że to najlepsze wyjście. A odpowiadając na pana pytanie wprost, to myślę sobie, że miasto chce wykorzystać okazję, żeby wymienić ludzi rządzących klubem. Prezydent daje duże pieniądze, więc pewnie chce mieć wpływ, chce postawić swoich ludzi.

Jednak lewa faktura istnieje i trudno temu zaprzeczyć.

Dlatego mówię, że ktoś wykorzystuje okazje, żeby przeprowadzić pewien proces. Miasto daje 700 tysięcy rocznie, to chce mieć swoich, żeby wiedzieć, co się dzieje. Według mnie uczciwiej byłoby, gdyby jednak prezydent dał prezesowi Polonii dwa tygodnie na złożenie wyjaśnień. Skąd faktura, kto podłożył, kogo dotyczyła i czy miał pan prezes o tym wiedzę.

Swoją drogą, to prezes grozi teraz wycofaniem klubu z ligi, a zawodnicy mówią, że oni jadą na mecz do Daugavpils.

I to też potwierdza moją teorię. Już po pierwszej wizycie Tomka Gapińskiego, kapitana drużyny, w ratuszu czułem, że zawodnicy dogadali się z prezydentem. Żużlowcy na oświadczenie prezesa, że klubu nie odbędzie, odpowiedzieli, że jadą na Łotwę za swoje i postawili działaczy pod ścianą. Potwierdzili też słuszność zarzutów kierowanych pod adresem obecnej ekipy. Wypowiedzenie posłuszeństwa jest początkiem pałacowego przewrotu w Pile.

Pan twierdzi, że prezydent już ma swoich ludzi w miejsce tych, których chce zmusić do odejścia, a w pilskim środowisku widzi się wybawcę w Henryku Stokłosie, znanym przedsiębiorcy.

Dla niego wyłożenie 300 tysięcy faktycznie nie byłoby problemem. On jednak jakiś czas temu się wycofał. Pewnie już wtedy wyczuł, że wiatr zaczyna wiać w inną stronę. Politycznie coś nie zagrało, więc się usunął w cień. Łańcuszek zdarzeń potwierdza tę teorię.

ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników Falubazu Zielona Góra

Źródło artykułu: