Miał pojechać z narzeczoną i dzieckiem nad jezioro. W trybie awaryjnym został ściągnięty na mecz

WP SportoweFakty / Jakub Janecki / Na zdjęciu: Patryk Dolny
WP SportoweFakty / Jakub Janecki / Na zdjęciu: Patryk Dolny

To miała być rodzinna niedziela Patryka Dolnego z najbliższymi nad jeziorem. Zadzwonił jednak telefon trenera Mariusza Staszewskiego, który cztery godziny przed meczem w trybie awaryjnym ściągnął go do Ostrowa.

Patryk Dolny po raz ostatni w składzie ostrowskiej drużyny znalazł się w meczu wyjazdowym w Rawiczu 19 maja. Tamto spotkanie było bardzo pechowe dla 25-latka, który po nim stracił miejsce w składzie, a koledzy nie zawodzili. - Nie ma co ukrywać, jest ciężko. Człowiek tylko trenuje, a nie jedzie w meczach, gdzie zarabia się pieniądze - mówi żużlowiec MDM Komputery TŻ Ostrovia.

Przeciwko OK Kolejarzowi Opole Dolny też miał nie jechać. Nic więc dziwnego, że miał zupełnie inne plany na niedzielne popołudnie. - Szczerze mówiąc, mieliśmy z narzeczoną i naszym małym dzieckiem jechać nad jezioro trochę odpocząć. Całe szczęście w tym nieszczęściu, że nie zdążyłem wyjechać z domu, bo pewnie to by mi zabrakło kolejne pół godziny, żeby wrócić. Przepraszam moją narzeczoną za nagłą zmianę planów, ale takie jest życie, taki jest ten sport. Jakoś jej to wynagrodzę - mówił po meczu Patryk Dolny.

Żużlowiec, który wystąpił w roli strażaka w ostatniej chwili będąc ściągniętym na mecz, poradził sobie z wyzwaniem. - Najtrudniej było się mentalnie przestawić na to wszystko. Tuż przed południem dowiedziałem się, że mam jechać. Szybko spakowaliśmy się i pół godziny później byliśmy już w trasie. Z domu na stadion w Ostrowie mam 250 kilometrów. Modliliśmy się tylko, by na trasie nie było żadnych przeszkód. Zdążyliśmy, pokonując drogę w rekordowe 2 godziny i 45 minut - tłumaczył Dolny.

Dolny pojechał za Nicolai Klindta i nie zawiódł. Zdobył 9 punktów 1 bonus. Na pewno ten występ da do myślenia trenerowi Mariuszowi Staszewskiemu w kwestii ustawienia składu na kolejne mecze. Sam Patryk Dolny nie kryje, że dla niego absencja w składzie to prawdziwy dramat. - Ciężko to wszystko sobie w głowie poukładać. Chcę jeździć, a nie grzać ławę, tym bardziej, że tych meczów nie jest dużo. Te przerwy wybijają z rytmu, że aż szkoda gadać. Same treningi to nie to samo, co mecz ligowy. Nie jest to zbyt komfortowa sytuacja. Jest nas w kadrze więcej niż miejsc w składzie i ciężko złapać optymalną formę - nie kryje żużlowiec, który wierzy, że być może mecz przeciwko Kolejarzowi Opole będzie dla niego przełomem.

ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników Betard Sparty Wrocław

Źródło artykułu: