Dlaczego Kołodziej nie przepuścił Pawlickiego. I gdzie był trener kadry

Kibice dziwią się, że w ostatniej serii sobotniej rundy GP Challange Janusz Kołodziej nie przepuścił Piotra Pawlickiego. 1 punkt mniej niczego w sytuacji Kołodzieja nie zmieniał, a Pawlickiemu dawał szansę jazdy w biegu dodatkowym o awans do cyklu.

Dariusz Ostafiński
Dariusz Ostafiński
Piotr Pawlicki i Janusz Kołodziej WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Piotr Pawlicki i Janusz Kołodziej
Ostatnia seria sobotniego Grand Prix Challenge w Landshut. Janusz Kołodziej potrzebował do awansu do przyszłorocznego cyklu 1 punktu. Piotr Pawlicki  musiał zdobyć trzy, żeby pójść w ślady klubowego kolegi z Fogo Unii Leszno, ewentualnie dwa, żeby zyskać prawo jazdy w biegu dodatkowym o trzecie miejsce.

Skończyło się tak, że Kołodziej zdobył 2 punkty i awansował, a Pawlicki dorzucił 1 punkt i odpadł. Kibice dziwią się, jak to możliwe, że polscy zawodnicy się nie dogadali. Wtedy mielibyśmy dwóch naszych w przyszłorocznym cyklu. Tradycyjnie też padają pytania, o to, gdzie był trener kadry, który mógł jakoś start naszych skoordynować.

- Przed biegiem Janusz dostał ode mnie informację, że musi zdobyć dwa punkty, żeby mieć pewny awans - mówi nam Krzysztof Cegielski, menedżer żużlowca. - Nie było czasu na żadne większe analizy. Zresztą inaczej ocenia się sytuację na chłodno, a inaczej, gdy jest się w ogniu walki. Tyle się działo, że Janusz mimo zdobycia dwóch punktów wjechał do parku maszyn i szukał mnie wzrokiem, żeby potwierdzić, że ma ten awans.

Cegielski odniósł się też do tematu ewentualnej przyjacielskiej przysługi. - Sędzia uczulał przed zawodami, że jeśli zobaczy, że ktoś kogoś puszcza, to będzie wykluczony do końca zawodów. Tor w Landshut był dziurawy, z jedną linią jazdy, więc Janusz, chcąc puścić Piotra, musiałby wykonać nienaturalny ruch, pojechać tam, gdzie dotąd nie jechał - komentuje Cegielski.

ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników Betard Sparty Wrocław

- Poza wszystkim byliśmy w Landshut jedyną grupą bez koordynatora - zauważa Cegielski. - Każdy z teamów myślał o sobie, a nie o interesie Polski czy reprezentacji, bo tak się nie da. Swoją drogą, skoro tyle mówi się o tym, że kadrowicze powinni zrezygnować z rodzin w teamie, to fajnie by było, jakby ktoś na takie zawody przyjechał. Nie wiem, czy to by coś zmieniło i czy dałoby awans także Pawlickiemu, ale fakt jest taki, że inni trenerzy reprezentacji byli - kończy menedżer Kołodzieja.

W PZM tłumaczą nam, że swego czasu pytali zawodników, czy życzą sobie wsparcia trenera na zawodach indywidualnych z cyklu Grand Prix, ale nikt nie chciał. Inna sprawa, że szkoleniowiec kadry nie pali się do takich wyjazdów. Swego czasu tłumaczył, że jeśli stałby za długo w boksie jednego z zawodników, to inni patrzyliby na niego wilkiem mówiąc, że im nie poświęca zbyt wiele czasu.

Jeśli chodzi o pomysł z przepuszczeniem Pawlickiego, to w związku zwracają uwagę, że od czasu akcji Grega Hancocka z Chrisem Holderem (GP Australii 2016, kiedy Hancock został wykluczony za puszczenie Holdera) sędziowie stali się bardzo na takie sprawy wyczuleni, więc nie miało to sensu.





Czy Kołodziej powinien był pomóc Pawlickiemu w GP Challenge?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×