Szwedzi bez dużego obiektu, ale ze swoim klimatem. ''Nie można upchać wszystkiego pod dach''

Wielki stadion i wspaniałe show? Szwedzi po wielu latach organizowania Grand Prix w dużych miastach, stawiają na mniejsze obiekty. Naturalne tory mają swój urok, co pokazują Hallstavik i Malilla, na których toczą się pasjonujące zawody.

Tegoroczna runda Grand Prix Szwecji w Hallstavik zebrała sporo pozytywnych opinii. Na torze można było zobaczyć dobre ściganie, na którego brak uskarża się środowisko sportu żużlowego. Hallstavik debiutujące w roli gospodarza cyklu w tym roku, spisało się bardzo dobrze.

- Fajny tor do widowiskowej jazdy. Cały czas mam w pamięci obrazy świetnej rywalizacji, chociażby naszych reprezentantów, którym poszło tam bardzo dobrze. Ten rok pokazuje, że zawodnicy czują się pewniej na nawierzchniach naturalnych, bo nie zawsze te sztuczne dawały możliwość pokazania pełni umiejętności. W Hallstavik było ciekawe ściganie i myślę, że tak samo będzie w Malilli - stwierdza Wojciech Dankiewicz, ekspert nSport+.

Malilla zajmuje bardzo ważne miejsce w kalendarzu tworzonym przez BSI. Maleńkie miasteczko, którego ludność liczy niewiele ponad tysiąc trzysta osób gości najlepszych żużlowców świata od 2005 roku (z roczną przerwą - 2013). G&B Arena tworzy swoją dramaturgię i dostarcza kibicom niesamowitych wrażeń. Pamiętamy chociażby finał z 2011 roku, gdzie Jarosław Hampel minął na kresce Andreasa Jonssona, czy ubiegłoroczną gonitwę, gdzie Bartosz Zmarzlik rozprawił się ze szwedzkim duetem Lindbaeck-Lindgren. Choć stadion jest nie duży i kameralny, ma swój urok, a organizatorzy wykazują się kunsztem w przygotowaniu nawierzchni.

- Na naturalnych torach zawodnicy mogą wznieść się na wyżyny swoich umiejętności. Trzeba podkreślić, że Szwedzi dysponują niesamowitą wiedzą, jeśli chodzi o przygotowanie torów, bo dysponują świetnym sprzętem. Przykładowo, każdy klub ma równiarkę, co ułatwia sprawę, przy niektórych kwestiach, a u nas kluby mogą o tym pomarzyć. W Szwecji mają odpowiednie narzędzia i to jest duży plus - opisuje Dankiewicz.

ZOBACZ WIDEO: #EkspertPGEE zawodników Betard Sparty Wrocław

Ten sezon jest wyjątkowy dla Szwedów. Nie ma, bowiem w kalendarzu stadionu, który pomieściłby dużą publikę. W przeszłości rundy odbywały się w miejscach, gdzie na trybunach mogło zasiąść wielu widzów. Legendarne Ullevi w Goeteborgu, Stadion Olimpijski czy Friends Arena w Sztokholmie przez kilka lat gościły najlepszych żużlowców świata. Jednak ubiegłoroczna klapa frekwencyjna w stolicy Szwecji doprowadziła do tego, że Grand Prix 2018 odbywa się w mniejszych miejscowościach, ale cykl pod względem atrakcyjności i ścigania na tym nie traci.

- To nie jest dobry okres dla szwedzkiego żużla, bo pojawia się problem z frekwencją na dużych obiektach. Nie wyglądałoby to dobrze, gdyby trybuny były zapełnione tylko w części. Czasami lepiej zaplanować zawody w kameralnych miejscach, które mają swój urok. Oczywiście wybór lokalizacji to kwestia kilku czynników, m.in. finansowego. Wynajęcie dużego stadionu kosztuje spore pieniądze. Inaczej organizuje się zawody, gdy jest już ułożony tor, jak chociażby w Malilli czy Hallstavik. Trzeba pamiętać o tym, że nie można wszystkich imprez upchać pod dach. Musi być też żużel w innym wydaniu, nawet z tymi prowizorycznymi trybunami na wałach. Ma to swój klimat i dobrze to funkcjonuje - przekonuje ekspert nSport+.

Źródło artykułu: