W piątek (dwa dni przed spotkaniem) zawodnicy Speed Car Motoru Lublin bardzo długo i intensywnie przygotowywali się na swoim stadionie do niedzielnego pojedynku z Zdunek Wybrzeżem Gdańsk. Zjawili się niemal wszyscy zawodnicy powołani na mecz. Problem w tym, że ekipa Dariusza Śledzia trenowała na przyczepnym torze. Na nieszczęście lublinian podczas niedzielnego spotkania był on kompletnie inny.
- Główną przyczyną naszej porażki jest tor i mogę śmiało o tym powiedzieć, bo z pewnością potwierdzą to moi koledzy. Trenowaliśmy w piątek na przyczepnym torze, a przez piątkowy wieczór i sobotę w Lublinie padało. Nigdy nie spotkaliśmy tak śliskiego toru i się pogubiliśmy. Zmienialiśmy ustawienia, jednak to nic nie dało. Byliśmy bardzo wolni. Porażka wynikła z tego, jak tor został przygotowany i jest mi przykro z tego powodu - powiedział Andreas Jonsson w rozmowie z Polsatem Sport po meczu.
Zdaniem kierownika lubelskiej drużyny, opady na pewno miały wpływ na przebieg spotkania, bo gospodarze nie mogli przygotować go pod siebie. - Te opady miały na pewno wpływ na dyspozycję naszych zawodników, bo nic nie mogliśmy zrobić z torem. Na pogodę niestety nie mamy wpływu - dodał Jacek Ziółkowski.
Motor Lublin jest już pewny awansu do fazy play-off rozgrywek Nice 1. Ligi Żużlowej, więc niedzielna porażka z Wybrzeżem nie ma większego wpływu na miejsce w tabeli lubelskiej drużyny. Jednak to spotkanie może być dobrym przetarciem przed najważniejszą fazą sezonu, jeśli chodzi o przygotowanie sprzętu do danej pogody. - Na szczęście ten mecz nie ma wpływu na tabelę, bo awans do play-offów mamy już pewny - stwierdził junior Oskar Bober. - Musimy jednak wyciągnąć wnioski. W piątek trenowaliśmy i wszystko wyglądało fajnie, a na mecz przyjechał komisarz, wiadomo regulaminy i nie do końca mogliśmy przygotować ten tor pod siebie. Źle to wyszło. Wyglądaliśmy jak dzieci we mgle.
ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodnicy Fogo Unii Leszno