Kiedy podczas zimowej przerwy działacze OK Kolejarza Opole ogłosili zakontraktowanie legendarnego polskiego żużlowca Sebastiana Ułamka, kibice z miejsca okrzyknęli ten ruch jednym z największych hitów transferowych w historii najniższej klasy rozgrywkowej. Wychowanek częstochowskiego Włókniarza nie bez powodu był przez sympatyków klubu z Opolszczyzny postrzegany jako potencjalny lider drużyny. Przemawiała za nim bogata przeszłość ekstraligowa i reprezentacyjna.
Niestety, drugoligowe tory szybko zweryfikowały przedsezonowe plany, a wkład byłego uczestnika GP w zdobycz punktową Kolejarza był jedynie ułamkiem tego, co zakładano podczas kanikuły. Zawodnik stracił miejsce w wyjściowym składzie, na co wpływ miał również jego konflikt z klubem oraz uraz kolana.
Po dwóch i pół miesiąca bez jazdy, Ułamek mógł jednak zdjąć ligowy kevlar z wieszaka, bowiem Piotr Żyto awizował go do wyjazdowego meczu w Bydgoszczy. Złośliwi mogliby dodać, że przede wszystkim musiałby najpierw przymierzyć ten kombinezon. Rzeczywiście, na pierwszy rzut oka widać, że podczas rozbratu z czarnym torem zawodnik przybrał kilka kilogramów.
Nie wszystko w niedzielę szło po myśli doświadczonego żużlowca. - Pierwszy bieg zacząłem z czwartego pola, tam trochę przybrakło i niestety nie byłem aż tak skuteczny i spasowany, żeby powalczyć - relacjonuje Ułamek. - Potem już się dopasowałem. To były moje pierwsze zawody, bo wiadomo, że te dwa treningi, które miałem, nic nie dają. Doskwierał mi trochę brak pewności siebie - dodaje.
Mimo to, doświadczony zawodnik nie spuszczał nosa na kwintę. - Cieszę się, że wróciłem do żużla, bo dobrych dwóch i pół miesiąca. Musiałem zrobić sobie trochę przerwy po kontuzji kolana - opowiada. - I jak widać - wrócił Sebastian Ułamek. Może nie tak skuteczny, ale dobry duch drużyny. W końcu wygraliśmy mecz po czterech porażkach - cieszy się.
ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodnicy Fogo Unii Leszno